Żywot człowieka nieświętego – recenzja komiksu „Blast tom 1” Manu Larceneta

2 grudnia 2022

Manu Larcenet „Blast tom 1”, wyd. Mandioca
Ocena: 8 / 10

Razem z komiksem „Blast” ukazały się u nas dotychczas trzy tytuły francuskiego artysty Manu Larceneta. Każdy z nich jest niczym bomba zrzucona na czytelnika – za każdym razem wypełniona innym materiałem, choć o podobnej sile rażenia.

Twórczość Manu Larceneta dotarła do nas kilka lat temu za sprawą „Codziennej walki”, świetnej obyczajowej historii, która w wielu plebiscytach na najlepszy komiks 2017 roku w Polsce pojawiła się na czołowych pozycjach. Sytuacja powtórzyła się w przypadku poruszającej adaptacji prozy Phillipe’a Claudela, czyli „Raportu Brodecka”, który w 2021 roku również znalazł się na szczycie komiksowych zestawień. Pytanie, czy „Blast” powtórzy tę regułę, jest o tyle istotne, że mamy ponoć do czynienia z opus magnum autora. Problem w tym, że dostaliśmy dopiero pierwszy tom historii, więc trudno oceniać całość. A na dodatek w „Blaście” Larcenet wielokrotnie atakuje strefę komfortu czytelnika, dając mu wielką literacko, ale wyjątkowo niepiękną opowieść. W układaniu tego rodzaju fabuł jest on zresztą specjalistą, ale to, co zawiera grubaśny, komiksowy tom opublikowany niedawno przez oficynę Mandioca, zahacza momentami o fascynujący, ale jednak twórczy masochizm.

Każdy z trzech wydanych do tej pory komiksów Larceneta jest także inny graficznie, jakby za rysowanie brali się różni artyści. Widać, że Francuz poszukuje wciąż nowych środków wyrazu, które odpowiadałyby jego koncepcji danego dzieła. W „Blaście” mamy niespokojną kreskę, karykaturalne postacie na czele z głównym bohaterem oraz oszczędne w szczegółach pejzaże, które oddziałują na zasadzie pierwszego silnego wrażenia, tożsamego z tym, co akurat przeżywa bohater. To styl graficzny bardzo bliski autorskim komiksom Włocha Gipiego, który również ma już w Polsce grupę zwolenników i podobnie jak Larcenet tworzy komiksy dla wrażliwych i oczytanych odbiorców, można by rzec, że takich, których miała na myśli Olga Tokarczuk w swojej kontrowersyjnej wypowiedzi.

„Blast” zaczyna się niczym tradycyjny kryminał. Dwóch śledczych przesłuchuje aresztowanego człowieka, który najprawdopodobniej jest winny śmierci kobiety. Tym przesłuchiwanym jest Polza Mancini, mężczyzna o charakterystycznej, otyłej sylwetce i z fizys z pewnością nie pozwalającym na branie udziału w konkursach piękności. Śledczy zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z dość wyjątkową postacią – bezdomnym, który kiedyś zawodowo zajmował się pisaniem książek kulinarnych, jednak wskutek własnych decyzji i przełomowych wydarzeń w życiu (śmierć bliskich osób) stoczył się na społeczny margines. Czy jednak na pewno? Czy życie, które wybrał Polza, bez dachu nad głową, z dnia na dzień, najczęściej w stanie upojenia alkoholowego, było czymś nie do uniknięcia? A może raczej świadomym wyborem, by poznać uczucie pełnej wolności bez żadnych zobowiązań?

„Blast” to 400-stronicowa opowieść o poszukiwaniu wolności absolutnej, bez żadnych oków, wśród tego, co może nam wydawać się odstręczające, ale również w pewien sposób fascynujące. Tytułowy „Blast” to rodzaj doświadczanych przez Polzę co jakiś czas wstrząsów o sile katharsis, podczas których tak jakby dotykał sedna egzystencji, by następnie urabiać ją do własnych potrzeb. Blasty są szczególnie wyeksponowane wizualnie. To właśnie w tych momentach dochodzą w komiksie do głosu inne kolory niż tylko czerń i biel – w scenach, które próbują sięgnąć do naszych pierwotnych estetycznych wrażeń i w zasadzie tak właśnie jest, bo za tę część dzieła Larceneta odpowiadają jego młode pociechy.

„Blast” to na pewno rodzaj podróży do wnętrza własnego jestestwa, ale podanej w formie fascynującego, po części metafizycznego, po części autentycznie wciągającego thrillera. Larcenet oszczędnie dawkuje informacje na temat fabularnej teraźniejszości Polzy w areszcie. W pierwszym tomie wciąż nie dowiadujemy się, co takiego się wydarzyło, że tam trafił. Jednak w pewnym momencie przestaje być to dla czytelnika aż tak istotne, bo naprawdę ważna staje się duchowo-fizyczna podróż bohatera do tego momentu w czasie. Upadlanie się czy nieoczekiwane przyjaźnie Polzy z podobnymi oryginałami Larcenet podaje nam w rytmie swobodnie płynącej narracji, która z początku wydaje się nie pasować do opowieści aspirującej do wielkiego dzieła. Bo przecież powinna to być ciężka lektura, skoro mamy tu echa prac samego Nietzschego i jego późniejszych wyznawców – Louisa-Ferdinanda Céline’a czy André Gide’a.

Są w komiksie momenty, że ową rozdmuchaną wielkość czujemy w wynurzeniach Polzy, ale tak naprawdę w pierwszym tomie bardziej otrzymujemy opowieść w stylu „Dekameronu”, rodzaj żywota człowieka nieświętego, który porzucił wszelkie ideały, by sam dla siebie stać się ideałem, bez pretensji i żebrania o opinię innych. Polza wciąż potrafi się czymś przerazić czy po prostu przestraszyć nadchodzącej zimy. Jest w tym wciąż ludzki. Czasem budzi w nas litość, w licznych momentach autentyczne zażenowanie, tak samo jak cała ta historia, która balansuje gdzieś na granicy pretensjonalności, choć nigdy jej nie przekracza. To po prostu – tak jak w przypadku wspomnianych wyżej komiksów Gipiego – próba ubrania historii głównego bohatera w szaty wielkiej literatury, którą w tym przypadku wspiera charakterystyczna szata graficzna. I co by nie mówić, takie połączenie w „Blaście” jak najbardziej się sprawdza i mocno działa na czytelnika.

Tomasz Miecznikowski


Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje