Życie i cała reszta – recenzja filmu „Wiosna Juliette”

27 czerwca 2025

„Wiosna Juliette”, reż. Blandine Lenoir, scen. Blandine Lenoir, Maud Ameline, dystr. Aurora Films
Ocena: 8 / 10

„Wiosna Juliette” to film francuski, ale równie dobrze mógłby być czeski, na przykład takiego Jana Svěráka. To nieśpieszna opowieść o zwyczajnych ludziach, codziennych troskach i małych radościach, jakiej nie powstydziliby się nasi południowi sąsiedzi.

Na początku była powieść graficzna autorstwa Camille Jourdy, której nie dane nam było w Polsce przeczytać, podobnie jak jej wcześniejszej, również zekranizowanej historii „Rosalie Blum”. Mamy więc film próbujący ten brak wydawniczy wynagrodzić. Tytułowa bohaterka, młoda ilustratorka książek dla dzieci o imieniu Juliette, przechodzi akurat trudny czas. Jej rodak, Kartezjusz, twierdził, że rodzina to ostoja, do której zawsze możemy wrócić, bez względu na to, co się wydarzy. Juliette najwyraźniej wyznaje ten sam pogląd, bo udaje się w rodzinne strony, by spotkać się z bliskimi.

Juliette zamieszkuje u ojca, zagubionego i nieśmiałego samotnika, kryjącego się za maską żartownisia. Jej matka przeżywa właśnie drugą młodość u boku podstarzałego hipisa i odkrywa w sobie powołanie jako malarka kobiecych aktów. Jest też starsza siostra, Marylou, wyczerpana domowymi obowiązkami i znużona codzienną rutyną żona francuskiego Karolaka, która wdaje się w potajemny romans w przydomowej szklarni. Juliette nie oczekuje od nich rad i pomocy w poradzeniu sobie z własnymi problemami, chce po prostu pobyć w ich towarzystwie, a być może rozwiązanie samo się znajdzie.

Oczywistym jest, że jak rodzina spotka się przy stole, to między zapiekanką z beszamelem a ciastkami bez glutenu nie może zabraknąć śmiechu, ale też uszczypliwości i niezręczności. Na światło dzienne mogą wyjść tajemnice z przeszłości i dawne żale. To jednak nie polskie kino, więc nie liczmy na wspólnotowe graniczne przeżycie, podlane morzem alkoholu i tłuczonymi talerzami. Wszystko tutaj zmierza ku życzliwemu pogodzeniu, czyli zupełnie jak w kinie czeskim.

W centrum tego rodzinnego komediodramatu znajduje się człowiek z całą swoją złożonością. Reżyserka Blandine Lenoir podchodzi do bohaterów z czułością i zrozumieniem. Każda z postaci ma swoje wady, ale też każda jest ujmująca i budzi sympatię. Film mieni się całą paletą emocjonalnych barw. Serdecznemu uśmiechowi towarzyszą chwile wzruszenia, a prozie codzienności – poezja chwili, jak wtedy, gdy widzimy ojca śpiewającego nocą przy gramofonie słynną pieśń Lluísa Llacha lub gdy Juliette przed toaletą w pubie trzyma w rękach małe dziecko obcej kobiety.

Przywołany na wstępie Jan Svěrák powiedział, że w naszym życiu zawsze są obecne tuż obok siebie gorycz, smutek i zabawa, a z ich zgrzytów bierze się wyjątkowa iskra, którą pokazuje na ekranie. Blandine Lenoir w „Wiośnie Juliette” również udało się ją wykrzesać.

Artur Maszota

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: film, recenzje