Znakomity pastisz kina akcji lat 80. – recenzja komiksu „Dorwać Ramireza. Akt I” Nicolasa Petrimaux
Nicolas Petrimaux „Dorwać Ramireza. Akt I”, tłum. Maria Mosiewicz, wyd. Egmont
Ocena: 9 / 10
Wspaniałość komiksu „Dorwać Ramireza” Nicolasa Petrimaux docenimy pod jednym warunkiem – gdy darzymy bezgraniczną miłością lata 80. To bowiem filmowym produkcjom sensacyjnym z tamtego okresu autor albumu składa hołd. I robi to nad wyraz udanie.
„Dorwać Ramireza” to pastisz pełną gębą. Całość utrzymana jest w mocno przerysowanej, żartobliwej konwencji. Już sam pomysł wyjściowy, opierający się na założeniu, że niepozorny niemowa, który jest utalentowanym serwisantem odkurzaczy, zostaje wzięty przez gangsterów za ukrywającego się pod przykryciem legendarnego meksykańskiego zabójcę, zakrawa na absurd. Jednak właśnie w takim prześmiewczym ujęciu ta koncepcja zaczyna działać. „Dorwać Ramireza” to jednak nie tylko sprawnie opowiedziana komiczno-sensacyjna historia, ale przede wszystkim przykład graficznego kunsztu – od dynamicznej, realistycznej kreski po cudowne nasycenie barw.
Już okładka sugeruje, z czym będziemy mieć do czynienia. Jest jak żywcem wyjęta z lat 80. i mogłaby reklamować połowę ówczesnych produkcji sensacyjnych. Autor doskonale rozumie tamtą konwencję, bawi się nią i przetwarza z humorem, ale też z dużą sympatią. Całość albumu to mruganie okiem do czytelnika, choćby za pomocą reklam lub filmowych plakatów, ukrytych między stronicami komiksu. Widać, że nie chodzi tu o zdyskredytowanie gatunku, ale okazanie mu swoistego uwielbienia.
Petrimaux radzi sobie świetnie zarówno w pojedynczych kadrach, gdzie zachwyca detalami, ale też w pełnych, panoramicznych planszach, nierzadko zajmujących dwie strony. To swoista próba wypośrodkowania pomiędzy frankońską szkołą rysunku a dorobkiem amerykańskich komiksiarzy. Urokliwie tendencyjne wyobrażenie Arizony z tamtych czasów daje piorunujący efekt.
Fabuła może nie jest przesadnie odkrywcza, ale jej siła tkwi w samym założeniu. Jeśli dołożymy do tego niesamowity dynamizm kadrów, szalone tempo akcji, gdzie nie brak pościgów samochodowych, strzelanin, wybuchów i – oczywiście – pięknych kobiet, to otrzymamy esencję kina sensacyjnego lat 80. zamkniętą w komiksowym albumie.
Przy okazji autor ośmiesza szaleńczy pęd kapitalizmu do wyciskania z klienta kolejnych pieniędzy. Fabryka odkurzaczy, w której pracuje nasz bohater, śmiało mogłaby stanowić symbol dowolnego amerykańskiego giganta (czy tylko mi nasuwa się tu Apple?), który co rusz wypuszcza nowe wersje swoich produktów, byle tylko sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać… Może to i nadto bezpośrednia krytyka, jednak trzeba przyznać, że w swym sednie jest prawdziwa.
„Dorwać Ramireza” to jeden z najciekawszych komiksów opublikowanych na polskim rynku w tym roku. Może nie znalazłby się na podium, ale już w pierwszej dziesiątce jak najbardziej. W trakcie lektury będziecie odgrywać w wyobraźni własny film. Dynamizm i tempo akcji mocno to ułatwiają. Obecnie reżyserem takiej produkcji mógłby być chyba tylko i wyłącznie Robert Rodriguez. Twórca „Desperado” i „Maczety” idealnie wyczułby niuanse tej historii, oddał gorący klimat amerykańskiego pogranicza i poradził sobie z szalonym tempem tej historii. Jeśli więc lubicie filmy Rodrigueza, to zdecydowanie musicie sięgnąć po ten komiks.
Mariusz Wojteczek
TweetKategoria: recenzje