Zgubny urok władzy – recenzja komiksu „DMZ. Strefa zdemilitaryzowana tom 3” Briana Wooda i Riccarda Burchielliego

4 listopada 2020

Brian Wood, Riccardo Burchielli „DMZ. Strefa zdemilitaryzowana tom 3”, tłum. Tomasz Kłoszewski, wyd. Egmont
Ocena: 8 / 10

Trzeci tom dystopijnej serii „DMZ” daje nam dobitnie do zrozumienia, że cała historia – wraz z jej wszystkimi bohaterami – nie stoi w miejscu, lecz rozwija się w coraz ciekawszym kierunku.

Minęły już trzy lata od zamieszkania przez Matty’ego Rotha w tytułowej strefie zdemilitaryzowanej będącej pokłosiem wojny domowej w USA. Przeróżne dramatyczne doświadczenia dostatecznie zahartowały bohatera, który zaczyna myśleć nad tym, że status reportera Liberty News najzwyczajniej w świecie mu nie wystarcza. Matty czuje się już pełnoprawnym obywatelem tego odmienionego przez wojnę Nowego Jorku, osobą uznawaną przez społeczność, z kontaktami i koneksjami. A przy tym człowiekiem, który zupełnie się nie spodziewa, że jego swoisty idealizm może zostać wystawiony na próbę i wykorzystany przez nowego gracza na politycznej scenie.

Tak jest, trzeci tom „DMZ” skupia się w głównej mierze na politycznej rozgrywce między siłami zainteresowanymi utrzymaniem wpływów w strefie. Oto w czasie rozmów pokojowych zaplanowano przeprowadzenie wyborów, które mają wyłonić gubernatora DMZ. Niespodziewanie do stawki dołącza nieznany stronom charyzmatyczny kandydat Parco Delgado z – jak się okazuje – gangsterską przeszłością. Nie przeszkadza mu to w zdobywaniu coraz większej popularności, co jest w dużym stopniu zasługą Matty’ego. Nastroje są gorące, w strefie robi się coraz bardziej niebezpiecznie, a życie Parco Delgada w zasadzie każdego dnia wisi na włosku. Wydaje się że eskalacja, jakieś dramatyczne wydarzenie jest nieuniknione i rzeczywiście dochodzi do zamachu na nowego ludowego trybuna. Ale tak naprawdę dopiero to, co dzieje się po zamachu, sprawia, że historia toczy się dalej w zupełnie nieoczekiwanym kierunku.

Dostaliśmy zatem nowego bohatera, który swym cieniem przesłonił w dużym stopniu tę różnorodną, ludzką stronę społeczności, wzbogacają historie z „DMZ”. Parco Delgado to trochę połączenie Che Guevary z Hugo Chávezem, a to już mieszanka niebezpieczna, tworząca wizerunek populisty, ale jednocześnie dla wielu pociągająca. Okazuje się, że nie tylko dla Matty’ego, biorącego udział w kampanii wyborczej, ale również dla pojawiającej się nieoczekiwanie w DMZ matki głównego bohatera, reprezentantki tzw. kawiorowej lewicy. Kobieta zostaje ekspertką od politycznego wizerunku Delgada, a taki obrót sprawy zasiewa w Mattym ziarno niepokoju. Dalej robi się jeszcze ciekawiej, ponieważ Parco jest w zasadzie gotów na wszystko, aby umocnić swoje wpływy w strefie. I po raz kolejny wykorzysta do tego Matty’ego.

Historia Delgada przewija się przez cały trzeci tom, chodź znajdziemy tu również krótsze przerywniki, konsekwentnie wzbogacające skomplikowany obraz strefy zdemilitaryzowanej, a w jednej z nich na pierwszym planie zobaczymy trochę zepchniętą ostatnio na boczny tor Zee. Te rozdziały tradycyjnie mają inną oprawę graficzną i tym razem odpowiedzialni za nią artyści muszą uznać wyższość głównego rysownika serii, Richardo Burchielliego, którego brudny, niespokojny styl znakomicie pasuje do naczelnego wątku tego tomu – niespodziewanej zmiany w układzie sił (i na pewno w tym przypadku nie będziemy żałować wyautowanej korporacji Trustwell), która jest punktem przełomowym dla rozwoju głównego bohatera.

Matty znalazł się bowiem pod urokiem władzy i czas pokaże, czy ów urok będzie dla niego zgubny, czy też zahartowany bohater zdoła po raz kolejny odeprzeć zewnętrzne naciski i będzie dalej podążał ścieżką zgodną ze swoim sumieniem. Końcówka, w której Matty podejmuje konkretną decyzję, może wywołać naszą konsternację, ale też jest dowodem na to, że twórcy nie boją się stosować kontrowersyjnych rozwiązań fabularnych. Scenarzysta Brian Wood w trzecim tomie, który mógłby się wydawać jedynie przejściowym przystankiem na polu najważniejszych rozstrzygnięć w serii, w rzeczywistości nie odpuszcza i jeszcze mocniej przykuwa naszą uwagę. „DMZ” nadal nie schodzi poniżej swego naprawdę wysokiego poziomu, dając nam bardzo przenikliwy i złożony obraz dystopii, lepszy w artystycznej obróbce od niejednej książki czy serialu biorącego się za taką tematykę. Do końca zostały jeszcze dwa tomy i wygląda na to, że w strefie zdemilitaryzowanej może nas czekać prawdziwe polityczno-wojenne trzęsienie ziemi.

Tomasz Miecznikowski

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje