Zbrodnicza codzienność i niebezpieczeństwa konsumpcjonizmu – recenzja książki „Pocałunek stali” Jeffery’ego Deavera

16 lutego 2018

Jeffery Deaver „Pocałunek stali”, tłum. Łukasz Praski, wyd. Prószyński i S-ka
Ocena: 7,5 / 10

Jak mówi znane porzekadło, podobno najwięcej wypadków przydarza się w domu. Śmiertelne niebezpieczeństwo czai się niekiedy tuż za rogiem, a przedmioty codziennego użytku – przestarzały palnik, źle zamontowane gniazdka elektryczne, o zastawie stołowej nie wspominając – mogą stać się narzędziem zbrodni. Przekonuje o tym Jeffery Deaver w „Pocałunku stali”.

Kultowy autor, twórca „Kolekcjonera kości”, bez wątpienia potrafi wykorzystywać fabularne schematy charakterystyczne dla konwencji thrillera, ale także bawić się z przyzwyczajeniami odbiorców. Bo umówmy się – kto mógłby się spodziewać, że mordercą Deaver uczyni mężczyznę, który rozsmakował się w zadawaniu bólu przy pomocy domowych urządzeń? Psychopata zmienia po prostu zastosowanie mikrofali, młotka czy sprężyny. Jest w takim pomyśle coś zaskakującego i bardzo niepokojącego zarazem.

Głównymi bohaterami „Pocałunku śmierci” są Lincolm Rhyme oraz Amelia Sachs, znani dobrze miłośnikom powieściowego cyklu Deavera. I kto wie, czy właśnie tym razem nie będzie na nich czekać największa gimnastyka umysłowa, bo seryjny zabójca wykazuje się nieprawdopodobną kreatywnością. Ale myli się ten, kto uzna, że intryga powieści jest grubymi nićmi szyta, a pomysł na charakterologiczny profil Strażnika Narodu, jak każe o sobie mówić morderca, banalny. Nic z tych rzeczy. Dlaczego?

W „Pocałunku stali” przedmiotem krytyki jest współczesny konsumpcjonizm – próżniackie, bezrefleksyjne życie, w którym liczy się tylko pomnażanie materialnych dóbr. To ważny temat, jednak Deaver nie ogranicza się tylko i wyłącznie do tego zagadnienia. Bardzo ciekawie rozpisane są motywacje, którymi powodowany jest zbrodniarz. Czytelnik ma okazję wejrzeć w głąb jego duszy, jakkolwiek pretensjonalnie by to nie brzmiało, dzięki fragmentom z pierwszoosobową narracją sprawcy dramatycznych wydarzeń. W niektórych scenach krew czytelników może zmrozić się w żyłach.

Trzeba natomiast uczciwie przyznać, że akcja rozpisana jest w sposób nieśpieszny. Deaver drobiazgowo rekonstruuje bowiem śledztwa, szczegółowo analizuje zachowania bohaterów, daje im dużą przestrzeń i prawo głosu, co nie zawsze się jednak sprawdza. Smaczki z prywatnego życia głównych bohaterów, ich sympatie, antypatie, pragnienia i lęki mogą być interesujące przede wszystkim dla osób zaznajomionych z historią Rhyme’a i Sachs. Nowi czytelnicy mogą poczuć się miejscami przytłoczeni obyczajowymi rozterkami, ale takie jest już prawo serii.

Wszyscy powinni doceniać jednak biegłość, z jaką Deaver nakreślił intrygę, w jaki sposób podsuwa czytelnikowi wskazówki, daje podpowiedzi, a następnie zaciera tropy… Może nie będzie w tym specjalnych zaskoczeń dla osób zaznajomionych z konwencją, jednak w dalszym ciągu pióro amerykańskiego pisarza nie straciło na wartości. Mało tego, na kartach książki podejmuje on zagadnienie związane z profilowaniem osobowości przestępców, rozważa też, czym w istocie jest kryminalistyka i czy w dalszym ciągu ma ona rację bytu.

Akty codziennego terroryzmu, walka ze światem pustych wartości, społecznymi nakazami i przemożnym wpływem technologii na ludzkie życie – między innymi na takich zagadnieniach zbudowana jest fabuła „Pocałunku stali”. Thriller, który – jak na literaturę rozrywkową przystało – daje sporo satysfakcji związanej z rozwiązaniem intrygi, ale też prowokuje do refleksji na temat niebezpieczeństw współczesnego świata.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje