Zabójcze grzyby – recenzja książki „Cold Storage. Przechowalnia śmierci” Davida Koeppa

7 lutego 2020

David Koepp „Cold Storage. Przechowalnia śmierci”, tłum. Danuta Fryzowska, wyd. HarperCollins Polska
Ocena: 6 / 10

Kiedy za pisanie pierwszej powieści w karierze bierze się ktoś taki jak współscenarzysta „Parku Jurajskiego” czy „Mission: Impossible”, z miejsca ma ułatwione zadanie. Prędzej bowiem przyjdzie potencjalnemu czytelnikowi zaufać znanemu i sprawdzonemu już nazwisku niż debiutantowi znikąd. Ale jak pokazuje praktyka, nie zawsze przekłada się to na jakość.

Bohaterem powieści Davida Koeppa jest Cordyceps Novus – wyjątkowo agresywny gatunek grzyba, który przy niewielkich wymaganiach środowiskowych potrafi mutować tak, by dostosować sposób działania do możliwie szybkiej ekspansji i infekowania kolejnych organizmów. Droga do globalnej dominacji nie będzie jednak prosta, gdyż na horyzoncie pojawia się Roberto Diaz. Wraz z niewielką pomocą agentowi służb specjalnych udaje się odizolować organizm i umieścić go głęboko pod powierzchnią ziemi na długie czterdzieści lat. Sęk w tym, że w dobie dramatycznych przeobrażeń w klimacie zmiana jednego tylko z czynników wzrostu może doprowadzić do całkowitej katastrofy. A Cordyceps Novus ponad wszystko inne chce się rozprzestrzeniać. Na cały świat.

Już od pierwszych stron „Cold Storage. Przechowalnia śmierci” jawi się jako thriller w duchu powieści Michaela Crichtona – bo i początkowo ogrywa większość znanych zeń motywów. Biologiczne zagrożenie wynikłe z ludzkiego błędu, skupienie na naukowych detalach w połączeniu z iście hollywoodzkim rozmachem akcji skutecznie windują oczekiwania co do dalszej treści książki. I rzeczywiście jest niepokojąco, szczególnie gdy po dość niemrawym wprowadzeniu, Koepp przystępuje do odmalowywania postępującej grzybiczej infekcji ludzkiego ciała. Inwazja na wewnętrzny ekosystem homo sapiens jest precyzyjna niczym chirurgiczne cięcie i tak bardzo wyprana z emocji, że mimowolnie skręcamy się z obrzydzenia w fotelu. Szkoda zatem, że tego typu momenty policzymy w „Cold Storage” na palcach jednej ręki. Tym bardziej że reszta składająca się na fabułę już tak atrakcyjna nie jest.

David Koepp

Schody w dół rozpoczynają się w chwili, gdy Koepp kończy z prologiem i przenosi akcję do właściwego punktu w czasie, przedstawiając tym samym grupę nowych bohaterów. Ci, mówiąc oględnie, geniuszami elokwencji nie są, a ich przydługie metryczki jedynie pogłębiają wyraz powątpiewania na czytelniczej twarzy. Przynajmniej kilkukrotnie będziemy mieli więc okazję puknąć się w czoło na widok tego, co postaci mówią i robią. Pal jednak licho niezbyt przekonujących uczestników dramatu – gorzej, że wraz z ich decyzjami akcja zawiązuje się w skutecznie wybijający z immersji, niewiarygodny sposób.

I tak oto, w ciągu zaledwie kilkudziesięciu stron, Koepp przestaje udawać, że naukowa otoczka powieści interesuje go w większym stopniu niż rzucane tu i ówdzie one-linery, a początkowy koncept naukowego horroru rozjeżdża się do momentu, w którym już całkiem ustępuje miejsca gnającej na złamanie karku akcji. Niestety ciężko stwierdzić przy tym, w którym momencie autor uwalnia pokłady swego silnie reklamowanego na okładce czarnego humoru. Owszem, bywa „Cold Storage” tworem groteskowym – ale to groteska w stylu Michaela Baya, a więc podszyta cokolwiek mało wyrafinowanym, slapstickowym podejściem do żartów.

Wydaje się więc, że scenarzyście filmowych hitów w napisaniu dobrej powieści najbardziej przeszkadza fakt, że… jest scenarzystą. Wiele ze scen w „Cold Storage” niewątpliwie ma bowiem potencjał, by działać, ale zaprojektowane są na wzór filmowych kadrów, w których to waga wypowiedzi zostaje podkreślona odpowiednią ścieżką dźwiękową czy ekspresją aktora. By osiągnąć podobnie emocjonalny efekt w literaturze, wymagane jest wyczucie i ten rodzaj autorskiej cierpliwości, którego Koepp najwyraźniej jeszcze będzie musiał się nauczyć.

Maciej Bachorski

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje