Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – recenzja książki „Drach” Szczepana Twardocha

15 stycznia 2015

drachSzczepan Twardoch „Drach”, Wydawnictwo Literackie
Ocena: 7 / 10

Nowa powieść Szczepana Twardocha to śląska epopeja. Narracja rozciąga się na przestrzeni 100 lat, a osadzona jest wokół losów dwóch rodzin. Początek XX wieku przynosi wielki niepokój społeczny, ferment kulturowy, który zostaje rozładowany dopiero po zakończeniu wojny w 1918 roku. Ten czas był szczególnie ciężki dla Ślązaków, którzy żyli na terenach politycznie niestabilnych, ze względu na fakt, że ich tożsamość narodowa nie pozwalała im czuć się Niemcami ani Polakami.

Ślązacy są ludźmi pogranicza. Z tego samego względu ciężki los był ich udziałem także w czasie II wojny światowej. Jako mieszkający na terenach niemieckich, zostali wcieleni do armii niemieckiej, ale byli spisani na straty, traktowani niczym mięso armatnie. Wpierw śledzimy losy bohaterów z perspektywy jednostkowej, a następnie zostają oni wtłoczeni w tryby historii, miażdżeni przez machinę wojenną. Fabuła przenosi nas również do czasów współczesnych, kiedy żyje najmłodsze pokolenie rodzin Magnorów i Gemanderów.

Twardoch tak jak w „Wiecznym Grunwaldzie”, tak i w „Drachu” przy konstrukcji powieści posłużył się narracją symultaniczną. Nie ma dla niego też wielkiego znaczenia chronologia wydarzeń, pozwala wątkom i motywom na swobodne mieszanie nawet w obrębie jednego rozdziału. Sygnalizuje przy tym na początku każdego z nich, w których latach będą rozgrywały się wydarzenia. Nie na wiele się to zdaje, ponieważ ciąg przyczynowo skutkowy jest zaburzony. W „Drachu” historiozofia – jeśli jakaś jest – opiera się na koncepcji czasu, który zatacza koła, jedna epoka przechodzi w drugą, później powraca, łączy się. Trudnością w lekturze mogą się również okazać dosyć często przytaczane dialogi w dialekcie śląskim i w języku niemieckim, które autor zdecydował się pozostawić bez tłumaczenia.

Czytelnik czuje się lekko zagubiony w świecie przedstawionym w powieści. Przeszłość i przyszłość spotykają się w tym samym punkcie. Jedyną osobą, która potrafi to wszystko ogarnąć, jest Drach. Obserwator i w metafizycznym sensie współuczestnik. Autor przemyca specyficzną filozofię ontologiczną, według której jesteśmy z tej samej materii, co każda rzecz ożywiona i nieożywiona. Wszystko pochodzi z ziemi i do ziemi wróci. Wszystko, co istnieje jest tym samym – pulsowaniem ziemi, różnymi przejawami tożsamego bytu. Ludzie są częścią większej części, wszechogarniającej natury. Nie ma różnicy między nami a zwierzęciem, kamieniem czy deską. Może się to wydawać nieco dziwne, ale taka wizja rzeczywistości nie jest nowością w filozofii. Podobne twierdzenia pojawiały się już w antyku (idea monizmu stoickiego). Odnajdujemy pewne tropy w powieści, które zdradzają, że narrator nie jest zwyczajnym człowiekiem, nie jest też typową konstrukcją odautorską narratora wszechwiedzącego. Jest on Drachem. Drach to śląskie słowo, które oznacza drania, urwisa. U Twardocha jest to postać tajemnicza, eteryczna, wykraczającą poza rzeczywistość. Utożsamia się z wszechświatem, jest jego esencją, całością. Drach jest Ziemią, bóstwem utożsamianym z naturą.

Powieści Szczepana Twardocha albo się wielbi, albo nienawidzi. Tak było z „Morfiną”, z „Wiecznym Grunwaldem” i tak też jest z „Drachem”. Lektura ta nie należy do łatwych, wydaje się, że autor świadomie i celowo piętrzy trudności przed swoimi czytelnikami. Czy warto podjąć wysiłek? Jeśli podobały wam się poprzednie powieści, wtedy jak najbardziej trzeba. Jeśli nie jesteście fanami prozy Twardocha, to „Drach” też wam się nie spodoba. Nowy odbiorca z pewnością nie pozostanie obojętny na tę prozę.

Rafał Siemko

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje