Z kart książki na karty książki

11 maja 2017

Beryl Evans „Charlie Ciuch-Ciuch”, tłum. Maciejka Mazan, wyd. Prószyński i S-ka
Ocena: 6,5 / 10

Paweł Dunin-Wąsowicz, szef „Lampy” i niestrudzony poszukiwacz wszystkiego, co w literaturze nieoczywiste, od lat kataloguje Bibliotekę Widmową, czyli zbiór książek zmyślonych, o których wzmianki pojawiają się jedynie na kartach literatury. Wysiłek ten to w zasadzie szlachetna forma donkiszoterii, ponieważ jedna osoba nie jest w stanie zrealizować takiego przedsięwzięcia, co zresztą sam zainteresowany z ubolewaniem przyznaje. Przyczyna leży w tym, że kolejnych fikcyjnych tytułów przybywa w tempie zastraszającym. Są pisarze, którzy szczególnie lubują się w tego typu zabawach z wyobraźnią, spędzając sen z powiek Dunina-Wąsowicza. Taki Mark Z. Danielewski, w swojej powieści „Dom z liści”, wspomniał o ponad 90 nieistniejących książkach. I weź teraz przedrzyj się przez ponad 700-stronicowe tomiszcze, żeby wynaleźć je wszystkie i upewnić się, że żadna z nich nie została w rzeczywistości wydana, a następnie skataloguj, dodając – jeśli to możliwe – choćby skromny opis.

Zdarzają się jednak rzadkie przypadki, kiedy zmyślone tytuły znikają z półek Widmowej Biblioteki. Dzieje się tak zazwyczaj z bardziej lub mniej zawoalowanych pobudek komercyjnych. Nagle ktoś, najczęściej twórca istniejącego dzieła, w którym pojawia się wzmianka o zmyślonej książce, albo osoba lub firma z nim związana, na przykład wydawca, podejmuje się wydania takiej publikacji w realnym świecie. Tak było chociażby z ilustrowaną książeczką „Gdzie jest moja krówka?” Terry’ego Pratchetta, którą wielbiciele Świata Dysku znali z powieści „Łups!”. Bajkę tę czytał swemu synkowi na dobranoc Samuel Vimes, komendant Straży Miejskiej Ankh-Morpork. Podobny los spotkał podręcznik „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”, z którego uczniowie Hogwartu uczyli się opieki nad magicznymi stworzeniami (tu, jak wiemy, pomysł zaowocował nie tylko autentyczną książką, z której dochód przeznaczono na cele charytatywne, ale też wysokobudżetowym filmem fabularnym dającym początek całej nowej serii). Teraz zmaterializowała się w księgarniach kolejna zmyślona książka – „Charlie Ciuch-Ciuch”.

„Charliego Ciuch-Ciuch” dobrze pamiętają miłośnicy „Mrocznej Wieży” Stephena Kinga. W tomie trzecim sagi zatytułowanym „Ziemie jałowe” jeden z głównych bohaterów, dwunastoletni Jake Chambers, wiedziony niewytłumaczalnym impulsem, nabywa w antykwariacie o fantazyjnie brzmiącej nazwie Manhattańska Restauracja Ducha egzemplarz książeczki dla maluchów opowiadającej o tytułowym parowozie. Oczywiście King, jak przystało na nieposkromionego gawędziarza, nie byłby sobą, gdyby treści owego dziełka nie przybliżył czytelnikom w całości. Opisał nawet okładkę, ujawnił numer wydania i rok pierwszej publikacji. Całkiem prawdopodobne, że jedynie rozsądek redaktora zaważył na tym, że Steve nie pokusił się o podanie numeru ISBN.

Gdy prace na planie filmowej „Mrocznej Wieży” szły już pełną parą, a niektórzy szczęśliwcy zdążyli nawet obejrzeć surową wersję zwiastuna tej ekranizacji, ktoś decyzyjny uznał za rozsądne podsycić oczekiwania miłośników sagi, publikując „Charliego Ciuch-Ciuch”. Skoro hollywoodzka produkcja i tak pociągnie za sobą sprzedaż wszelakich gadżetów, jakie tylko przyjdą do głów specom od kreowania produktów, czemu by nie zacząć od czegoś tak oczywistego i zarazem równie literackiego, jak książka dla dzieci. Tym bardziej że – my tego jeszcze nie wiemy, ale należy to uznać za wielce prawdopodobne – gadżet ten mógł zyskać całkiem praktyczne zastosowanie podczas realizacji filmu, który skupi się na relacjach wspomnianego już Jacke’a z rewolwerowcem poszukującym mitycznej Wieży. Przecież w którejś scenie chłopak musi dzierżyć w rękach „Charliego Ciuch-Ciuch”, więc gotowy egzemplarz byłby dla filmowców jak znalazł.

Stworzenie książki nie wymagało w zasadzie dużego wysiłku. Tekst był już gotowy, ilustrator – wcześniej wypróbowany (Ned Dameron stworzył rysunki do limitowanego amerykańskiego wydania „Ziem jałowych”, jedna z grafik stanowiła pierwowzór okładki „Charliego Ciuch-Ciuch”), toteż finalny produkt zależał już wyłącznie od sprawności procesu wydawniczego. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że cena książeczki zbliżona jest do którejś ze skromniejszych objętościowo powieści Kinga, jak „Wielki marsz” czy „Uciekinier”, zaś grono Wiernych Czytelników liczne, daje to sumę, którą zarówno wydawcy, jak i autorowi trudno było pogardzić.

Nie sprowadzajmy jednak wszystkiego do tak przyziemnych spraw, jak pieniądze. „Charlie Ciuch-Ciuch” to publikacja, która sprawi odbiorcom niemało frajdy. Wierni Czytelnicy ucieszą się ze skierowanych pod ich adresem mrugnięć okiem ze strony Kinga (cała historyjka zmieściła się na 19 stronach, a że książka publikowana jest pod nazwiskiem fikcyjnego pisarza, Steve mógł zamieścić na okładce zabawną rekomendację). Wartością dodaną jest też nowy przekład dokonany przez Maciejkę Mazan. Zdaje się, że tłumaczka, m.in. dzieł Philipa K. Dicka, Ursuli K. Le Guin czy C.S. Lewisa, nadała historyjce urokliwej aury, korespondującej z dziecięcą wyobraźnią, choć oczywiście mówimy tu raczej o niuansach, ponieważ oryginał tekstu nie jest zbyt imponujący objętościowo, brak w nim też jakichkolwiek gier słownych. Co ważne, nie należy zapominać, że opowieść o gadającym parowozie i jego ukochanym maszyniście to wciąż przede wszystkim mądra i poruszająca przypowiastka dla najmłodszych, która studzi ślepą fascynację technologicznymi nowinkami i uzmysławia, że nie wszystko, co nowoczesne, winno być z góry uznane za lepsze. Ten przebijający z „Charliego Ciuch-Ciuch” szacunek dla ciężkiej pracy i doświadczenia z pewnością ucieszy rodziców pragnących przeczytać książeczkę swoim pociechom na dobranoc. I tylko niepokojący uśmiech parowozu na okładce zastanawia, czy aby Charlie Ciuch-Ciuch nie powróci nocą w koszmarach.

Artur Maszota

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje