Wyjątkowo stylowy koszmar – recenzja filmu „Zaułek koszmarów” Guillerma del Tora
„Zaułek koszmarów”, reż. Guillermo del Toro, scen. Kim Morgan i Guillermo del Toro, dys. Galapagos
Ocena: 8 / 10
Guillermo del Toro zatknął flagę swojego stylu na wzgórzu kolejnego gatunku filmowego. Tym razem Meksykanin zmierzył się z kinem neo-noir, przenosząc na ekran „przeklętą” powieść sprzed 76 lat.
Schyłek lat 30. XX wieku gdzieś na amerykańskiej prowincji. Stan Carlisle (Bradley Cooper), wałęsający się po kraju w poszukiwaniu fuch, trafia do objazdowej rewii osobliwości madame Zeeny (Toni Collette). Poznawszy tam tajniki „jasnowidzenia”, skromny robotnik najemny rozpoczyna karierę na własną rękę, a cwaniacki talent i urok osobisty sprawiają, że z kuglarskiego show trafia w krótkim czasie na salony nowojorskiej socjety. Kiedy poznaje przebiegłą doktor psychiatrii Lilith Ritter (Cate Blanchett), oboje zawiązują pakt, którego stawką mają być krociowe sumy z portfeli naiwnych bogaczy.
Podobno Guillermo del Toro od dawna rozmyślał o ekranizacji „Zaułka koszmarów”, a tę – nieco zapomnianą i obarczoną tragiczną historią autora – książkę podsunął mu jeden z jego ulubionych aktorów, Ron Perlman. Gwoli obowiązku przypomnijmy, że rzecz wydana została w roku 1946 jako powieściowy debiut Williama Lindsaya Greshama. Już rok później upomniało się o nią Hollywood, a Gresham doczekał się wielkiej sławy i majątku. Niestety pisarz nie zdołał już powtórzyć sukcesu „Zaułka…”. Schorowany i trawiony alkoholizmem, popełnił samobójstwo w roku 1962, w wieku 53 lat.
Ta mroczna opowieść o chciwości, zbrodni i upadku roztacza niezwykłej urody czar filmowego vintage. Zarówno poprzez niezwykle stylowe (jak to u del Toro!) odrestaurowanie konwencji kina noir, jak i całą sferę wizualną, znakomicie uchwyconą w oku kamery Dana Laustena. Niespieszna akcja może być pewnym wyzwaniem dla widzów przywykłych do blockbusterowych fajerwerków, ale w „Zaułku…” sprawdza się znakomicie, wzmagając poczucie narastającego szaleństwa i gęstnienie niepokojącej aury. Nawet hochsztapler idealny, brawurowo wykreowany przez Coopera, nie zdoła przechytrzyć diabła, tu przyjmującego postać tradycyjnie niezwykle zmysłowej Cate Blanchett.
Zdecydowanie warto zarezerwować wolny wieczór, wyłączyć telefon i inne rozpraszacze i po prostu zajrzeć w ten Zaułek. Koszmar nie był dotąd tak stylowy.
Sebastian Rerak
TweetKategoria: recenzje