Wszystko jest enigmą ? recenzja nominowanej do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy książki „Feluni” Ewy Kuryluk

20 czerwca 2020

Ewa Kuryluk „Feluni”, wyd. Wydawnictwo Literackie
Ocena: 7,5/10

Nominowany do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy „Feluni” to już trzecia część biograficznego cyklu, który Ewa Kuryluk poświęciła swojej rodzinie, po „Goldim” i „Frascati”. Bez wątpienia ze wszystkich najintymniejsza i najtrudniejsza, ale tak jak jej poprzedniczki przesycona olbrzymią miłością, czułością i nostalgią. Bohaterowie z całą pewnością są intrygujący i niebanalni ? ale obserwowani z tak bliska, że trudno wyzbyć się niekomfortowego wrażenia podglądactwa.

Mimo wszystko to podglądactwo ? chociaż słowo samo w sobie jest nacechowane negatywnie ? to dla czytelnika przywilej. Znajdujemy się tak blisko książkowych postaci, jak tylko można się znaleźć, nie będąc z nimi fizycznie w jednym pokoju. Widzimy ich w momentach załamań, niepewności i słabości, towarzyszymy w rodzinnych triumfach, tych zupełnie drobnych i tych większych. Ta bliska i intymna obserwacja nie przekłada się jednak automatycznie na wrażenie jedności i wspólnoty. To nie jest przyjaźń. Pomimo siedzenia w pierwszym rzędzie, mimo bycia bezpośrednim świadkiem najbardziej prywatnych wydarzeń, w głębi duszy czujemy swoisty nacechowany szacunkiem dystans.

Rodzina Ewy Kuryluk ? malarki, historyka sztuki, autorki wierszy ? była niezwykła, do niedawna jednak nieszczególnie znana. Pisząc swój biograficzny tryptyk, Kuryluk podjęła olbrzymi wysiłek, by wydobyć i ocalić od zapomnienia dorobek swoich rodziców, w szczególności matki, urodzonej jako Miriam Kohany, poetki i tłumaczki, która doświadczyła całego wojennego i powojennego dramatu narodu żydowskiego. Jej matkę i młodszą siostrę zamordowano w Treblince, brat został deportowany, a następnie emigrował do Izraela, pierwszy mąż Teddy Gleich zmarł prawdopodobnie w następstwie pogromu kieleckiego… Maria cierpiała z powodu zaburzeń psychicznych, miewała lepsze i gorsze okresy, było trochę łatwiej, gdy obok czuwał ojciec Ewy ? Karol Kuryluk, dziennikarz, wydawca, ambasador PRL w Austrii, w latach 1956-1958 również minister kultury i sztuki ? ale i on zmarł zbyt wcześnie, bo już w 1967 roku. Krucha równowaga psychiczna i powtarzające się osobiste dramaty z jednej, a niezwykła kreatywność, chłonny umysł i pragnienie tworzenia z drugiej strony składają się na obraz osoby wyjątkowej, chociaż niełatwej we współżyciu. Ewa Kuryluk opiekowała się Marią aż do jej śmierci w 2001 roku, ale w zasadzie nigdy nie zdołała w pełni odpowiedzieć na niektóre pytania związane z życiem matki, rozwikłać w stu procentach zagadek podejmowanych przez nią decyzji i istoty relacji łączącej ją z Teddym i Karolem.

Był też brat, Piotr, urodzony w 1950, a zmarły w 2004 roku, który cierpiał na schizofrenię. I to on jest centralnym bohaterem „Feluniego”, tak jak „Goldi” było poświęcone ojcu, a „Frascati” ? matce.

„Feluni” to kalejdoskop złożony ze strzępków, z impresji, z okruchów wspomnień, czasami rwących się i niepewnych, bo tak to bywa z pamięcią, zwłaszcza pamięcią dziecka. Emocje tłumią prawdziwy obraz wydarzeń, wiek zmienia perspektywę, tęsknota łagodzi żal i ból. Cała książka sprawia wrażenie magicznego zaklęcia, próby przywołania brata z przeszłości, przyciągnięcia do siebie, odnalezienia jego obecności, by znów poczuć ją jak najbliżej i jak najbardziej prawdziwie. Szczerość tego portretu jest niemal onieśmielająca. Trzeba jednak podkreślić, że nie każdemu będzie się czytało wspomnienia Ewy Kuryluk z lekkością i przyjemnością. Znajdą się tacy, którzy książkę odłożą, niezdolni odnaleźć się w labiryncie języka, gęstwinie słów i strumieniach skojarzeń. Jeśli poddać się skupieniu i przestawić w określony tryb, ta potoczysta narracja wciąga, ale trzeba jednak do tego odpowiedniego nastroju. Nie ma tu miejsca na czytelniczą niecierpliwość, na pośpiech i na jednoznaczne rozwiązania, na jasno wytyczoną trasę od punktu A do punktu B, według schematu „urodził się… dorastał… uczył się… data i miejsce tu i tu”. Czasami męczy nagromadzenie często powtarzających się słów, takich jak „mlaskanie”, „oblizywanie” czy „przylizywanie włosów”, albo że komuś się „kwęknęło” lub „wyrwało”.

Czas jest względny i płynny, a wspomnienia miewają formę winietek wyrwanych z kontekstu. Śledzenie tego z odpowiednią dozą uwagi jest przygodą, ale też angażującym uwagę wyzwaniem. Ale jak inaczej wgryźć się w delikatną materię udręczonego umysłu?

Umysł ludzki jest wielką zagadką. Zwłaszcza wtedy, gdy dochodzi w nim do przepięć i zaburzeń równowagi. Jak radzić sobie wówczas, gdy twoja własna głowa jest największym wrogiem, a co gorsza ? doskonale zdajesz sobie z tego sprawę? Jak opanować lęk, jak oswoić codzienność, jak patrzeć w przyszłość? Piotruś ? tytułowy Feluni ? to ukochany brat Ewy, cudowne dziecko, muzyk z iskrą cudowności, ścisłowiec zbrojny w żelazną logikę, pogromca słów z klasycznym gustem. Tak bardzo wyjątkowy i tak niepewny. Co kryje się w meandrach jego własnej psychiki? Może okrucieństwo? Może obojętna amoralność? Może nieistniejące światy, w których będzie błądził bez końca, nie mogąc się otrząsnąć i wydostać? Lęk towarzyszy mu stale, tak jak jego bliskim stale towarzyszy przygnębienie, że nie są w stanie tego lęku w pełni ukoić. Nieracjonalność choroby nie poddaje się argumentom, nie wierzy w dowody, nie da się przekonać jasnymi wykresami plusów i minusów. Co zatem można? Tylko kochać ? dzień po dniu strząsając z siebie dręczące poczucie, że powinno się zrobić coś więcej albo zupełnie inaczej, konfrontując się z irracjonalnym poczuciem winy po to, by znów wstać, znów iść i próbować, i tak raz za razem, wciąż od nowa.

Psychologia rodzinnych i okołorodzinnych relacji jest w książce Ewy Kuryluk najważniejsza, chociaż w tle przewijają się wydarzenia historyczne o niebagatelnym znaczeniu, niektóre wręcz dziejowe. Oczywiście wpływają na mikroświat domu Kuryluków, są też komentowane i analizowane, ale stanowią jeden z wielu elementów rzeczywistości. Dzięki temu możemy spojrzeć z innej perspektywy również na ludzkie symbole, na żywe pomniki ? jak chociażby Maria Dąbrowska. Znamy ją głównie jako wybitną pisarkę, a prywatnie wiemy o niej tyle, ile chciała zdradzić w wielotomowych „Dziennikach”. Ale w „Felunim” widzimy ją przez pryzmat spojrzenia małej (i potem starszej) Marii, zwanej w domu Tulą, córki partnerki pisarki, również literatki, Anny Kowalskiej. I dostrzegamy, ile zabrała dziewczynce namiętna i trudna miłość Kowalskiej i Dąbrowskiej, która za Tulą nie przepadała. I nagle nie ma spiżowego postumentu ani hasła z encyklopedii, ale żal, gniew, zazdrość, małostkowość nawet ? i w gruncie rzeczy po prostu człowieczeństwo. To bardzo odświeżające doświadczenie.

Najbardziej chyba wstrząsający i wyczerpujący emocjonalnie jest kilkunastostronicowy fragment blisko końca książki, zawierający rozmowę Ewy z Zofią Bielińską, Sprawiedliwą wśród Narodów Świata, a dla rodzeństwa Kuryluków po prostu ciocią Zosią. To tam tragedię choroby widać najbardziej bezpośrednio i z bliska ? załamania, urojenia, głębokie kryzysy, krępujące chwile, nieszczęście w postaci źle dobranej terapii i bezmyślnego lekarza. W dialogu obu kobiet wyczuwa się przerażenie i bezradność, zmęczenie i żal, niemal słychać, jak w ich sercach coś się łamie i pęka. Podobnych trudnych momentów z pewnością było więcej, jednak ta rozmowa zawiera w sobie ich esencję.

Opowieść o rodzinie Kuryluków nie stroni od niedopowiedzeń, zawieszenia głosu, niektóre sceny są zakreślane, ale brakuje im konkluzji. Tym samym otwierają się na interpretację czytelnika, apelując do jego osobistej wrażliwości. Inne z kolei są wygrane do końca tak mocnym i nagłym akordem, że zapiera dech w piersi. Wtedy wrażenie podglądactwa osiąga apogeum, staje się niemal bolesne.

To nie jest typowa biografia ani typowy pamiętnik. Niektórych prawdopodobnie rozczaruje, zmęczy i zniechęci. Innych jednak urzeknie ta potoczysta rozprawa z własną pamięcią i szczera analiza rodzinnej rzeczywistości. A niewykluczone, że jeszcze innym ? tym, którzy mierzą się z tęsknotą i stratą kogoś bliskiego ? przyniesie niespodziewaną ulgę.

Karolina Chymkowska

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje