Wojna bez nazwy – recenzja komiksu „DMZ. Strefa zdemilitaryzowana tom 2” Briana Wooda i Riccarda Burchielliego
Brian Wood, Riccardo Burchielli „DMZ. Strefa zdemilitaryzowana tom 2”, tłum. Tomasz Kłoszewski, wyd. Egmont
Ocena: 8 / 10
W drugim tomie opowieści o wojnie domowej w USA scenarzysta Brian Wood jeszcze bardziej wnika w meandry konfliktu, starając się obiektywnie opisać motywacje i cele każdej z jego stron.
W pierwszej odsłonie główny nacisk był położony na przemianę głównego bohatera tej historii, Matty’ego Rotha, który z wystraszonego żółtodzioba przeistacza się w dziennikarza z krwi i kości. Matty nadal jest pierwszoplanową postacią serii „DMZ” i wokół niego obracają się dwie dłuższe historie: „Roboty publiczne” i „Bratobójczy ogień”. Jednak tym razem psychologia bohatera schodzi trochę na drugi plan, pierwszeństwo dając drobiazgowej analizie ważnych elementów działań wojennych.
W „Publicznych robotach” Brian Wood bierze na tapet korporacje, które na konfliktach zbrojnych robią największe interesy. W „DMZ” taką korporacją jest Trustwell, firma zajmująca się odbudowywaniem terenów zniszczonych podczas wojny domowej. Dziennikarz zostaje jej pracownikiem, nie zdając sobie sprawy, jak wiele będzie go kosztowało to śledztwo. Natomiast w „Batobójczym ogniu” dowiadujemy się sporo na temat zarzewia konfliktu, czyli tzw. dnia 204, podczas którego w masakrze zginęło 198 protestujących przeciwko wojnie obywateli Nowego Jorku. Ta historia dotyczy procesu żołnierzy oskarżonych o tę masakrę. Surowego ukarania wojskowych żąda opinia publiczna. Jak bardzo nieprzewidywalne są wojenne realia, pokazuje wstrząsający finał tej opowieści, który nikogo nie pozostawi obojętnym.
Oprócz dłuższych, rozpisanych na kilka zeszytów opowieści, Brian Wood ponownie dostarcza krótszych historii. Poświęcone są pojedynczym bohaterom, istotnym dla obrazu całości. Za ich pośrednictwem wnika w nietypowe oblicza konfliktu, pokazując wpływ i nieoczekiwane zmiany, które wojna funduje tym postaciom, raz wydobywając z nich szlachetne odruchy, raz przemieniając ich w bezwzględnych graczy wykorzystujących zaistniałą sytuację. Ten podział nie jest wcale jednoznaczny, ma wiele odgałęzień i prowadzi czasami bohaterów na niezwykłe życiowe ścieżki, na których próbują uciec od przypisania ich do którejś ze stron konfliktu, a zamiast tego spojrzeć na dany im świat w bardziej uniwersalny sposób, jak ma to miejsce w znakomitym zeszycie „Dekada później”.
Wojna ma tysiące oblicz – zdaje się nam mówić Brian Wood, a tezę tę rozbudowują rysownicy albumu, przedstawiając wizję scenarzysty w różnorodnych stylach graficznych. Oprócz etatowego ilustratora serii, Riccarda Burchielliego, znajdziemy tu gościnne prace bardzo dobrze radzącego sobie w tej tematyce Danijela Žeželja czy zaskakujące formą i kolorem występy Nathana Foxa. Wojna w tych różnych ujęciach robi się miejscami coraz mocniej odrealniona, w czym pomaga fakt, że przecież ten konflikt nie ma nazwy. Jakby każda ze stron bała się ją określić jakimś stałym terminem, który usankcjonuje prowadzone działania i stanie się odniesieniem dla przyszłych pokoleń.
Drugim tomem serii „DMZ” Brian Wood potwierdza, że do tematu podszedł w bardzo poważny i przemyślany sposób. Czuć w tym pisarstwie echa zamachów z 11 września, które mocno zmieniły oblicze znanego nam świata. To podstawowa inspiracja dla Wooda, ale wyciąga on z niej uniwersalną esencję, kreśląc przed nami pełny obraz współczesnego, zbrojnego konfliktu. A to wciąż nawet nie połowa tej wizji, ponieważ zostały do wydania jeszcze trzy tomy serii. Aż strach pomyśleć, co jeszcze może nam Brian Wood opowiedzieć o tej przytłaczającej, bratobójczej wojnie.
Tomasz Miecznikowski
TweetKategoria: recenzje