Więzienie dla ciała i umysłu – recenzja filmu „W labiryncie” w reżyserii Donato Carrisiego

5 marca 2020

„W labiryncie”, reż. i scen. Donato Carrisi, dys. Best Film
Ocena: 8 / 10

Labirynt posiada niezwykle bogatą symbolikę, do której w umiejętny sposób odnosi się Donato Carrisi. Włoski twórca – pisarz oraz reżyser specjalizujący się w thrillerach – przed kilku laty pokazał swój kunszt za sprawą interesującej „Dziewczyny we mgle”, a jego najnowszy film (i powieść) stanowi tylko potwierdzenie talentu do snucia opowieści o zbrodniach.

Wszystko rozpoczyna się od porwania nastoletniej dziewczyny. Anonimowa bohaterka zostaje wciągnięta do furgonetki, która odjeżdża w nieznanym kierunku. Niejasny jest motyw. Być może chodzi o okup, być może o rodzinne zatargi. Porywacza wytropić próbuje bezkompromisowy detektyw Bruno Genko (w tej roli Toni Servillo). Niestety, bezskutecznie.

Po latach zaginiona się odnajduje. Budzi się w szpitalu, nie pamiętając tego, w jaki sposób straciła wolność. Teraz jest już dorosłą kobietą, ale zdaje się sądzić, że w dalszym ciągu pozostaje nastolatką. Z umysłowego labiryntu stara się ją wyprowadzić doktor Green (Dustin Hoffman). Na scenę wraca też Bruno Genko, który chce podjąć się ostatecznego wyjaśnienia zagadki sprzed lat. Dla emerytowanego stróża prawa, który obiecał rodzicom porwanej, że odnajdzie ich córkę, całość zyskuje w pewnym sensie osobisty wymiar. Będzie to też prawdopodobnie ostatnie z jego wszystkich zleceń. Bo mężczyzna żyje z wyrokiem – trawi go śmiertelna choroba, pozbawiając resztek życiodajnej siły.

Carrisi opracował wielopoziomową intrygę, która rozgrywa się w tytułowym labiryncie. Mowa o konkretnym miejscu – z doskonale zaaranżowanych scen retrospekcji dowiadujemy się, że nastoletnia Samantha więziona była niczym mysz lub królik w prawdziwym labiryncie. Twórca tego obiektu bawił się z nią w wyjątkowo perfidną grę. Rozwiązując łamigłówki, dziewczyna mogła bowiem zdobyć pożywienie i przeżyć. Ale labirynt można też traktować metaforycznie. Naprawdę nic nie jest tu takim, jakim się wydaje. Carrisiemu udało się bowiem tak skonstruować intrygę, że widz może snuć domysły i przypuszczenia, ale ostateczne rozwiązanie zagadki pozostanie tajemnicą niemal do samego końca. Nawet osoby obyte we wzorcach kryminalnych opowieści powinny czuć się usatysfakcjonowane.

Carrisi pokazuje nam nieco inną stronę Włoch – mroczną i niebezpieczną. Bruno Genko, postać niezwykle charyzmatyczna, choć może nieco stereotypowa (np. z uwagi na tragiczny rys związany ze śmiertelną chorobą), prowadzi nas po starych magazynach, bagnach, nocnych klubach, salonach prostytutek, kościelnych archiwach, aby odkryć prawdę zapisaną w mrokach przeszłości. Autor i reżyser zadbał o to, aby podsuwać swojemu detektywowi interesujące tropy. Jednym z nich jest komiks „Bunny” – obrazoburczy, nasączony subtelnymi odniesieniami do sfery erotyki, co nie jest bez znaczenia w kontekście labiryntu. Ale to tylko jedna ze wskazówek. Aby pochwycić psychopatę, trzeba bowiem wejść do serca kobiety, co jest już zadaniem doktora Greena – profilera, który dzięki stopniowo rekonstruowanym wspomnieniom Samanthy tworzy mapę prowadzącą do siedliska zła.

„W labiryncie” to dowód możliwości warsztatowych włoskiego twórcy, który powoli toruje sobie drogę do tego, aby zostać współczesnym mistrzem thrillerów psychologicznych. Seans filmu na podstawie książki, której autorem jest zresztą sam Carrisi, to ekstremalnie satysfakcjonujące doświadczenie. Eksploracja więzienia dla ciała i umysłu pozostaje w pamięci.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje