Upiornie piękne cuda

21 listopada 2017

Stephen King, Berni Wrightson, Michele Wrightson „Opowieści makabryczne”, tłum. Paulina Braiter, wyd. Albatros
Ocena: 8 / 10

Mówi się, że licho nie śpi, strach może mieć wielkie oczy, a królem współczesnego horroru jest Stephen King. Wyobraźnia i pracowitość stanowią bodaj najważniejsze cechy amerykańskiego władcy grozy, jednak o jego sile stanowi coś jeszcze. Mianowicie ? olbrzymia, popkulturowa wiedza, którą utrwalił chociażby na kartach komiksowej antologii „Opowieści makabryczne”. Kto powinien się z nią zapoznać?

Opowieści wymyślone przez Kinga są, zgodnie z tytułem, wyjątkowo makabryczne, a przy tym przedstawione w niedzisiejszy sposób. Narratorem każdego z pięciu epizodów jest zakapturzony upiór, który w zaskakująco żywym stylu ? jak na umarłego ? dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat świata przedstawionego. Demoniczna postać co chwila burzy czwartą ścianę, wykazując się przy tym czarnym humorem. Gdy mówi na przykład, że ma oko na czytelnika, wówczas… no cóż, po prostu wyrywa swoją gałkę i uśmiecha się złowieszczo.

„Opowieści makabryczne” stanowią swoisty list miłosny Kinga do pulpowych historii i powojennych komiksów grozy wydawanych przez oficynę EC. Pisaliśmy zresztą niedawno o tym, jak wielkie znaczenie miały te historie na sposób ukształtowania się wrażliwości amerykańskiego giganta. Czas więc przejść wprost do dania głównego, które można byłoby przyrównać do wyjątkowo krwistego steku. Wszak jest to posiłek przygotowany dla prawdziwych koneserów przez jankeskie trio. King dał bowiem jedynie pomysł na fabuły, jednak adaptacją historii na format komiksowy zajął się Bernie Wrightson, którego w dziele stworzenia wspomagała żona, Michele.

„Dzień ojca”, pierwsza z historii w zbiorze, to dowód na to, jak szkodliwa może być toksyczna miłość rodzicielska. Bywa nawet, że jej skutki oddziałują także po śmierci rodzica przewrażliwionego na punkcie swojego dziecka ? czego dowodem jest postać Nathana Grahama, który cnoty swojej pierworodnej starał się bronić na zabój. I to całkiem dosłownie. Ciekawa i sprawnie poprowadzona historyjka. Z każdą kolejną jest jednak coraz krwiściej… To znaczy ? lepiej!

Sugestywna jest „Samotna śmierć Jordy’ego Verrilla”, w której to tytułowy bohater, zwyczajny facet z małego miasteczka gdzieś w USA, dziwnym zrządzeniem losu natrafia na tajemniczy meteoryt. Verrill marzy o tym, że kosmiczny minerał na dobre odmieni jego życie i… faktycznie tak się dzieje. Bynajmniej nie pławi się on jednak w bogactwie, natomiast stopniowo pogrąża w zielonym szaleństwie spowodowanym zaskakującymi właściwościami meteorytu. W tej skądinąd tragicznej opowiastce można doszukiwać się pewnych nawiązań do „Sagi o potworze z bagien”, której Wrightson był zresztą współautorem.

Psychodeliczną wymowę znajdziemy w opowieści zatytułowanej „Lubią się podkradać”, w której to Upson Pratt, zamożny mieszkaniec nowoczesnego apartamentowca, jest świadkiem prawdziwej inwazji istot stosunkowo małych, niepozornych, za to wyjątkowo plugawych i odrażających ? to tyle, aby nie zepsuć niespodzianki. Mistrzowsko budowana jest tutaj atmosfera strachu i niepewności utrzymująca się w kameralnych, mieszkalnych przestrzeniach, gdzie teoretycznie człowiek zna każdy kąt. King i małżeństwo Wrightsonów przekonują, że nie jest to wcale takie pewne.

Najlepsze historie to „Skrzynia” oraz „Jak pozostać na fali”. W pierwszej z nich odkrywamy tajemnicę artefaktu z ekspedycji arktycznej z 1834 roku ? zawartością tytułowej skrzyni zainteresował się Henry Northrup, neurotyczny wykładowca akademicki, bojaźliwy i nieporadny wobec swojej charakternej, nieco psychopatycznej żony Wilmy. Zestawiono tu ze sobą skrajne charaktery bohaterów, a ostatni akt i przewrotna puenta powodują zdecydowanie szybsze bicie serca. Podobnie zresztą dzieje się w czasie lektury „Jak pozostać na fali”, gdzie mamy okazję poznać, jak smakuje zemsta zdradzonego przez żonę męża. Ta opowieść to emocjonalne tsunami, które zapisuje się szkarłatnymi, pardon, złotymi zgłoskami w pamięci czytelników. W zasadzie można by to powiedzieć o wszystkich historiach zawartych w albumie.

„Opowieści makabryczne” to taka mała, jednak wartościowa, nieco zakurzona perełka w literackim dorobku Kinga. Znakomicie, że zdecydowano się ją wznowić! Podkreślić trzeba to natomiast raz jeszcze, że bez pracy utalentowanej dwójki plastyków, ten komiks by nie powstał. Realistyczny, bogaty w scenograficzne detale styl Berniego Wrightsona zachwyca niezmiennie od lat, a szczególną nastrojowość zawdzięczamy oczywiście mistrzowi ceremonii, czyli upiornemu narratorowi historyjek. Piękna makabra i humor czarny jak piekielna smoła. Perfecto!

Marcin Waincetel

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje