Ucieczka na ostatnim odcinku – recenzja książki „Ucieczka Anny” Mattii Correntego

20 lipca 2024

Mattia Corrente „Ucieczka Anny”, tłum. Tomasz Kwiecień, wyd. Bo.wiem
Ocena: 7 / 10

Severino jest około osiemdziesiątki, gdy opuszcza go Anna. Jeszcze wieczorem kobieta zmywa naczynia po kolacji, rano jej już nie ma. Przykra historia, jakich wiele? To nie takie proste – Anna nie umiera, lecz po pięćdziesięciu latach małżeństwa postanawia zawalczyć o wolność, z której przez całe życie musiała rezygnować. A mąż rok później wyrusza, aby ją odnaleźć. „Ucieczka Anny” Mattii Correntego to skąpana w sycylijskim słońcu i limoncello, gęsta jak pnącza jaśminu opowieść o małżeństwie zbudowanym na fundamentach rodzinnej i społecznej presji.

Choć tajemnicze zniknięcie kobiety jest katalizatorem powieściowych wydarzeń, Mattia Corrente (ur. 1987, Sycylijczyk i debiutant), nie napisał kryminału. Jego „Ucieczka Anny” to psychologizująca powieść obyczajowa kładąca nacisk na przeżycia wewnętrzne bohaterów. Wydarzenia z retrospekcji, które wyzwolone zostały odwiedzinami Severina w kolejnych miejscach związanych z jego i Anny młodością, oraz spotkania z ludźmi z przeszłości przedstawiane są jako czynniki zewnętrzne formujące postaci. Nieco ociężałe, senne od upału tempo akcji pozwala czytelnikowi rozsmakować się w detalach takich jak arancini, sambuca i limoncello, poczuć na skórze bryzę i palące sycylijskie słońce, w powietrzu natomiast cytryny, miętę nepitellę, ryby i pot targowisk. Co wypada podkreślić – mimo tego ducha sjesty autorowi udało się utrzymać napięcie aż do ostatnich stron, ponieważ dopiero one dopełniają wiedzę o bohaterach i pozwalają czytelnikowi dokładnie zrozumieć ich działania oraz motywacje.

Pierwszoplanowe postaci „Ucieczki Anny” to zatem Severino oraz Anna we własnej osobie. Mężczyznę poznajemy na samym początku, gdy pakuje walizki i wyrusza z niewielkiej wysepki Stromboli w archipelagu Wysp Liparyjskich na poszukiwania żony. Kiedy dobija do Milazzo na Sycylii, rozpoczyna pielgrzymkę do miejsc, które na przestrzeni dekad wywarły wpływ na ich oboje. Wkrótce przekonuje się, że poszukuje nie tyle samej Anny, ile odpowiedzi na pytanie, dlaczego musiała odejść. No właśnie, dlaczego? Życiorys kobiety, który wyłania się z licznych reminiscencji Severina, to opowieść o ucisku, z jakim przez stulecia borykały się sycylijskie kobiety w tradycyjnym patriarchalnym społeczeństwie naznaczonym południowowłoskim maczyzmem. O rodzinach, w których kobiety należały najpierw do ojca, a później do męża (gdy tego pierwszego nie było, jak w domu Anny, z pomocą przychodziła apodyktyczna matka), których głównym zadaniem było zapewnienie mężowi potomstwa. W ten model, przez swoją matkę Serafinę i siostrę Ninę, siłą wtłoczona została też Anna. „Mężczyzna za nic ma kobietę, która nie da mu syna” – tłumaczyła córce Serafina – „miłość przychodzi wraz z dziećmi”. Gdy dziewczyna miała 18 lat, w roku 1964, została zmuszona do wyjścia za Severina, zaledwie po kilku, kilkunastu spotkaniach z młodzieńcem. Kiedy miała dać mu syna, wypełniając swój obowiązek – poroniła. Później, na skutek komplikacji zdrowotnych, już nigdy nie miała mieć dzieci, a więc wyłamała się ze schematu. Ale jakimś cudem pojawił się Antonio. Czy kobieta była w stanie zaakceptować syna, którego przyjście na świata zdawało się potwierdzać, że przed przeznaczeniem nie sposób uciec? I czy faktycznie w jej małżeństwie w końcu pojawiła się miłość? Rozsiane w tekście wskazówki prowadzą nas na właściwy trop.

À propos tropów – wielki nieobecny, czyli ojciec Anny, Giuseppe, był myśliwym. I podczas tych wspólnych polowań (a więc już negując tradycyjny podział ról) wpajał córce ideę niezależności. „Wolność nie ma względu na osoby” – tłumaczył dziewczynce. Jak mówił, tak robił, bowiem niespodziewanie ulotnił się z życia jej, jej siostry i matki. Skrywał straszną tajemnicę, sięgającą 1945 roku i niemieckiej okupacji północnych Włoch, którą stopniowo odsłaniają nam kolejne strony jego dziennika. Nieobecność ojca w życiu nastoletniej Anny to trauma, którą przez pół wieku bohaterka nieumiejętnie próbowała przepracować, co odbiło się rykoszetem zarówno na jej mężu, jak i synu.

Mattia Corrente

Ambicją Correntego było pisać o wolności w kontekście feminizmu drugiej fali, poświęcającego mnóstwo uwagi kobiecej seksualności, w tym prawu do wyboru. Odczuwam jednak, że w tej kwestii zabrakło pisarzowi literackiej wrażliwości, z jaką pisał o włoskiej prowincji i emocjach bohaterów. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że momentami mamy do czynienia z łopatologią – choćby wtedy, gdy Nina tłumaczy Annie: „Dla mnie, wychowanej w domu, gdzie kobiety nie mogą być szczęśliwe, bez mężczyzny u boku, byłaś niezbędną transgresją przeżywaną w ukryciu”, albo gdy Anna radzi przyjaciółce Danieli: „Naróbcie hałasu, przebijcie się w tym świecie stworzonym tylko dla mężczyzn”. Zwłaszcza że później wszystko wykładają nam skandujące z telewizora manifestantki: „Jesteśmy zmęczone tym, że postrzega się nas jako wybrakowane istoty tylko dlatego, że nie chcemy podporządkować się prawom patriarchalnego społeczeństwa, które traktuje nas jak zwierzęta hodowlane”. Bohaterowie zresztą mają tendencję do mówienia sentencjami, które wszystko pięknie podsumowują, wyręczając czytelnika. Twierdzę zatem, że od machania łopatą Corrente mógł zmęczyć się tak jak Anna, gdy w przydomowym ogrodzie zakopywała skrzynię ze swoją suknią ślubną. Jestem pewien, że bez tych ekspozycji i złotych myśli czytelnik doskonale rozeznałby się w problematyce powieści. A może nawet czerpałby większą satysfakcję z własnej przenikliwości.

Jeśli chodzi o aspekty formalne, warto podkreślić sprawność – i śmiałość – narracyjną Correntego. Mamy tu kilku narratorów i kilka sposobów snucia opowieści. Narracja pierwszoosobowa Severina przeplata się narracją drugoosobową (a to przecież rzadkość), gdy przywołuje z pamięci Annę, oprócz tego otrzymujemy rozdziały Giuseppego, czyli jego dzienniki (również narrator konkretny) oraz fragmenty, w których fabułę popycha zdystansowany narrator trzecioosobowy. Ta różnorodność urozmaica lekturę, a ponadto przypomina, że każdą historię można opowiedzieć na kilka sposobów. Szczególnie rodzinną i smutną, bo – jak mówił słynny rosyjski pisarz – „każda rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”.

„Ucieczka Anny” to powieść, która mówi, że uciec można zawsze, ale nie zawsze się powinno – czasem po prostu jesteśmy odpowiedzialni za zbyt wiele osób. Komu jednak czytelnik prawo do odwrotu przyznaje, a komu go odmawia? Mroczną siłą debiutu Correntego są nierozstrzygalne problemy decyzyjne, które niweczą radość z celebrowania teraźniejszości.

Jacek Adamiec


Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje