Trudna ojcowska miłość – recenzja książki „Berdo” Anny Cieślar

31 marca 2020

Anna Cieślar „Berdo”, wyd. Znak
Ocena: 9 / 10

Nieczęsto zdarzają się w literaturze debiuty tak dobre, że z miejsca zdobywają uznanie krytyki i czytelników, a w bitwach o konkursowe nagrody w szczerym polu pozostawiają dzieła bardziej doświadczonych autorów. „Berdo” ma wszelkie atuty ku temu, by właśnie takim rzadkim przypadkiem się stać.

I wcale nie potrzebuje do tego nie wiadomo jak skomplikowanej fabuły. Ba, wręcz przeciwnie. Największa siłą powieści Anny Cieślar jest prostota. Dopiero w trakcie lektury wyławiamy te skrzętnie poukrywane znaczenia i symbolikę, które będą rezonowały w nas aż po sam finał.

W historii towarzyszymy przede wszystkim tytułowemu Berdo – zaszytemu w bieszczadzkich ostępach kłusownikowi o trudnym charakterze, próbującemu pogodzić trudy wątpliwego moralnie zawodu ze skomplikowaną relacją łączącą go z kilkuletnim synem Radkiem. Berdo, a w zasadzie Michał Mosler, to jeden z tych typów ludzi, którzy są pragmatyczni do bólu, życie dostosowując do imperatywu przetrwania. Od zlecenia do zlecenia, od jednej kłótni do następnej – oprócz starego Millionen Jahren i odurzonego alkoholem Mędrca Świata mężczyzna nie może liczyć na pomocną dłoń. Jego sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej, gdy przy najnowszym zleceniu wszystko pójdzie na opak. Wkrótce Berdo wraz z synem będą zmuszeni wyruszyć w wędrówkę w samo serce bieszczadzkich lasów, a tam – być może dowiedzieć się prawdy o sobie samych.

Anna Cieślar już od pierwszych stron znakomicie wprowadza czytelnika w świat przedstawiony – z jego zapachem zbutwiałych desek, nieustannie chlupoczącą w przemoczonych butach wodą i walką o wyrwanie naturze tego, co warunkuje nasze przetrwanie. Z bezlitosną potęgą nieokiełznanego ludzką ręką świata wiążą się nierozerwalnie równie przegniłe żywoty przewijających się na kartach powieści postaci. Bo w „Berdo” nie ma ludzi, którzy nie dźwigaliby na barkach własnego brzemienia. Są tylko tacy, których los naznaczył odrobinę mniej boleśnie niż innych. Cieślar po wielokroć odmalowuje to brutalnie, ale szczerze – w jej historii nie ma miejsca na wymyślne zwroty sytuacji ratujące bohaterów z opresji. Jest za to samo życie, z całą sumą drobnych decyzji i większych wyborów, a finalnie w nieunikniony sposób ponoszonych w związku z nimi konsekwencji.

Czytając „Berdo”, można wręcz wdychać zapach leśnej ściółki, ale pomimo tak znakomitego tła, kołem zamachowym całości pozostaje niezwykle problematyczna relacja samotnego ojca z jego całkowitym, rodzonym przeciwieństwem. Pisarka przygląda się tej więzi wnikliwie i z namysłem, nigdzie się nie spiesząc, a jedynie tu i ówdzie pozostawiając dla czytelnika drogowskazy, których ten musi użyć, by odnaleźć własną drogę pośród chaszczy. Już na pierwszych stronach powieści zauważymy wiec drobne pęknięcia w grubym murze, jaki wokół siebie wybudował bohater, a z biegiem czasu będą się one jedynie powiększać. Nieustannie ewoluujące dwa zupełnie różne spojrzenia na świat ścierają się ze sobą w wędrówce ku wspólnemu katharsis, ale w powieści Cieślar nic nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się z początku wydawać. Świadomość wiszącego nad głowami postaci damoklesowego miecza, nieustanny wyścig z czasem i brak możliwości przewidzenia implikacji własnych poczynań to potężny motywator do ciągłego uczestniczenia w podróży bohaterów.

I dokładnie tym „Berdo” wygrywa, bezlitośnie wciągając czytelnika w przepełnioną mrokiem, ale i niepozbawioną drobnej iskierki nadziei rzeczywistość. To powieść ze wszech miar wielowymiarowa – opowiadająca o wzajemnym oddziaływaniu na siebie człowieka i natury, podejmująca szczery, ale niepoddający się oczywistej interpretacji wątek ojcowskiej miłości i wreszcie zadająca nam wszystkim pytanie, czy pomimo popełnionych grzechów zasługujemy jednak na drugą szansę. Znak wybitnej literatury – mam nadzieję, że odzwierciedlony w przyszłych wyróżnieniach.

Maciej Bachorski

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje