Szkoła przetrwania – recenzja komiksu „Green Class tom 1: Pandemia” Jérôme’a Hamona i Davida Tako
Jérôme Hamon, David Tako „Green Class tom 1: Pandemia”, tłum. Maria Mosiewicz, wyd. Egmont
Ocena: 7 / 10
Nowa seria wydawnictwa Egmont, chyba jak żaden inny komiks, wstrzeliła się w dzisiejsze, niespokojne czasy. „Green Class: Pandemia”, zgodnie z tytułem, opowiada o rozprzestrzeniającym się na świecie wirusie i grupce nastolatków, którzy muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
„Green Class” ma przy okazji pomysłowo zaprojektowaną okładkę, chropowatą w dotyku i po bliższym przyjrzeniu przypominającą fakturą gadzią łuskę (ale też równie dobrze spękaną ziemię). Jedynie powierzchnia, na której widzimy sześcioro młodocianych bohaterów jest w pełni gładka. Między łuskowatą powierzchnią a enklawą młodocianych jest jeszcze coś w rodzaju rozprysku, na którym obie faktury zaczynają się mieszać, symbolizując postępujące zakażenie. Słowem, mamy do czynienia z jedną z najlepszych ostatnio komiksowych okładek w świetnym stylu współgrającą z fabularnym konceptem. A jak w takim razie wypada sama fabuła?
Scenarzysta albumu Jérôme Hamon postanowił nie bawić się w dłuższą ekspozycję i wrzuca swoich bohaterów w nową sytuację na przestrzeni zaledwie kilku plansz. Poznajemy członków zielonej szkoły, którzy dwa tygodnie spędzili na bagnach Luizjany i po zakończeniu zajęć w terenie podążają wraz z nauczycielem do punktu, w którym zostaną przetransportowani na lotnisko i wrócą do rodzinnej Kanady. Jednak miasto, do którego docierają, jest wyludnione i wszędzie wiszą ogłoszenia o alercie wirusowym. Rzeczywistość zmienia się w mgnieniu oka na tę znaną z „Bastionu” lub „Żywych trupów” i już na piątej stronie komiksu widzimy na drogach potężne korki oraz interwencję żołnierzy, którzy bez namysłu strzelają do agresywnego zarażonego. Oto na oczach młodych ludzi znany im świat odchodzi w zapomnienie. Jak odnajdą się w tym nowym?
Łatwo rzecz jasna nie będzie, ponieważ już od początku historii bohaterowie zmagają się z dylematem moralnym. Jeden z całej szóstki jest bowiem zarażony i z całą pewnością nie kwalifikuje się do ewakuacji z niebezpiecznego terenu. Przyjaciele w przypływie szlachetnych uczuć postanawiają go nie opuszczać i tym samym zostają w strefie, która w szybkim tempie zostaje otoczona wysokim murem. Na szczęście na rozległych terenach jest sposób na znalezienie schronienia, ale mijające dni rodzą kolejne trudności. Zarażony Noah ulega stopniowej przemianie, a życie w ciągłym napięciu daje się we znaki. Wobec takich okoliczności coraz trudnej zachować grupową solidarność.
„Green Class” w równym stopniu skupia się na rozterkach młodych ludzi, jak i na pokazaniu niebezpieczeństw w świecie opanowanym przez zarazę. Scenarzysta porusza się na dobrze nam znanym z podobnych historii terenie, pokazując stopniowy rozkład międzyludzkich więzi. Mając jednak młodzież za bohaterów, udaje mu się opowiedzieć coś nowego w tej tematyce. Nieprzewidywalni, wewnętrznie rozdarci, związani silnymi więzami tworzą mieszankę, dzięki której fabuła jest w stanie nas zaskakiwać. Nie jest to może emocjonalny i fabularny rollercoaster jak w przypadku komiksu „Deadly Class”, w którym młodzi bohaterowie też muszą funkcjonować w niecodziennych warunkach, ale z kolei w „Green Class” wypadają oni bardziej ludzko, bo więcej w nich jest z przerażonych dzieciaków niż napompowanych adrenaliną młodziaków pozujących na niezwyciężonych superbohaterów.
W przedstawianiu ich w ten sposób pomaga bardzo udana warstwa graficzna komiksu, której wspomniana wyżej okładka jest znakiem rozpoznawczym. Wiele dobrego robi tu przede wszystkim kolorystyka z ciekawym doborem palety kolorów tworzących mroczną tonację świata przedstawionego. Z drugiej strony za dużo jest na planszach kadrów, są nimi zbytnio przepełnione, ale może to być świadomy artystyczny zabieg budujący atmosferę duszności i ciasnoty w zamkniętym świecie. Dlatego też, kiedy tylko pojawia się większy obrazek, historia zaczyna nabierać oddechu i tempa, najczęściej prowadząc nas ku kolejnemu wątkowi.
Czy jest coś więcej, co mogłoby zachęcić nas do lektury „Green Class”? Owszem. Jeśli rozterki młodocianych to za mało, mamy tu jeszcze szczyptę tajemnicy dotyczącej wirusa i zakażonych. Na pewno sceny z mutującym Noahem są jednymi z najmocniejszych w komiksie, a samo pochodzenie wirusa jest intrygującą niewiadomą. Dlaczego zarażeni zamieniają się w agresywne potwory? Co nimi kieruje? Czy rzeczywiście pod wpływem wirusa po prostu przestają być ludźmi? Razem z nieoczekiwanym cliffhangerem na końcu albumu, te rodzące się u czytelnika pytania sprawiają, że z dużą ciekawością będziemy czekać na kolejną odsłonę francuskiej serii, zwłaszcza że jesteśmy w naprawdę podobnej sytuacji, co bohaterowie „Green Class”.
Tomasz Miecznikowski
TweetKategoria: recenzje