Solidne rozwinięcie z dużą dawka akcji – recenzja komiksu „Coś zabija dzieciaki tom 2” Jamesa Tyniona IV, Werthera Dell’Edery i Miquela Muerty
James Tynion IV, Werther Dell’Edera, Miquel Muerto „Coś zabija dzieciaki tom 2”, tłum. Paweł Bulski, wyd. Non Stop Comics
Ocena: 7 / 10
Pierwszy tom „Coś zabija dzieciaki” pozostawił nas z ustami szeroko otwartymi z zaskoczenia. Druga część mocno rozwija historię, odsłaniając wiele kart. Ktoś mógłby zapytać, czy może nawet nie za wiele.
Fabuła pierwszego tomu opierała się na tajemnicy. Historia czerpiąca z klasycznych horrorów, osadzona w małomiasteczkowej scenerii, grała na czytelniczych emocjach właśnie niedopowiedzeniami. Autor umiejętnie dawkował nam kolejne wątki, zagadki i makabryczne zdarzenia, a zło pozostawało wciąż ukryte w cieniu, z dala od naszych oczu. To tylko potęgowało strach – w myśl odwiecznej zasady, że bardziej przeraża nas coś, czego nie znamy.
W drugim tomie scenarzysta odsłania nie tylko istotę owego „zła”, ale też – w dużej mierze – organizacji, która je tropi. I choć nie wiemy jeszcze wszystkiego, to już jako takie obycie z popkulturą – a zwłaszcza z horrorem – pozwala się z grubsza domyślać charakteru zwalczającego potwory Zakonu.
Druga odsłona to już nie tyle tajemnice, co akcja i jeszcze raz akcja. Wprawdzie „jedynkę” wieńczyło zgładzenie potwora, to jednak „dwójkę” otwiera gorzki wniosek: bestia wypuściła już młode, które są głodne i zaczynają polować. Więc jest zdecydowanie bardziej bezkompromisowo, brutalnie i mrocznie.
Równie znaczący jak w poprzedni tomie jest tu wątek obyczajowy. W końcu ciała dzieci zostają odkryte, a dorośli mieszkańcy – ich rodzice, ale i służby – muszą się zmierzyć z bolesnym zadaniem ich identyfikacji. Elementy horroru zgrabnie przeplatane są z dramatem małej społeczności skonfrontowanej z niewyobrażalną tragedią, której nijak nie potrafi sobie wytłumaczyć ani jej zrozumieć. I w tym tkwi siła tego komiksu.
Graficznie nadal jest minimalistycznie i surowo. To jednocześnie zaleta, ale i element, który czyni komiks mocno hermetycznym. Kreska jest bowiem na tyle oszczędna, że zwyczajnie trzeba lubić taką konwencję, by w pełni przekonać się do „Coś zabija dzieciaki”. Uważam, że warstwa wizualna znakomicie współgra z fabułą, ale oddanie tego na ekranie będzie stanowiło wyzwanie dla twórców zapowiadanego serialu.
Można mieć jedynie wątpliwości, czy scenariusz drugiego tomu nie odsłania za dużo. Tak jakby twórcy chcieli ochoczo nadrobić te wszystkie niedopowiedzenia z części pierwszej. Ale to drobiazg niekoniecznie rzutujący na odbiór całej serii.
Drugi tom „Coś zabija dzieciaki” podtrzymuje opinię jednego z najciekawszych komiksowych horrorów ostatnich lat. Jest należycie mrocznie, wystarczająco krwawo, jednocześnie bez popadania w nadmierną przesadę. Warto czekać na kontynuację – bo widać, że scenarzysta ma jeszcze parę rzeczy do opowiedzenia – i na ekranizację. Jeśli uda się filmowcom oddać duszną, makabryczną atmosferę komiksowego pierwowzoru, możemy spodziewać się serialowego hitu.
Mariusz Wojteczek
TweetKategoria: recenzje