Smakowity kąsek

12 października 2014

uczta-u-krolowejRutu Modan „Uczta u królowej”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 8 / 10

Portfel na sznurku, skórka od banana, wytknięty język. Wszyscy pamiętamy, jak – mając na karku jakieś 4-5 lat – zanosiliśmy się śmiechem, patrząc na przechodnia schylającego się po łatwy łup albo z rumorem upadającego na cztery litery. Te czasy dawno już za nami, ale wspomnienia o dzieciństwie sielskim i nie tyle anielskim co psotnym możemy w sobie obudzić, czytając komiks Rutu Modan „Uczta u królowej”. Opowiada on o dziewczynce imieniem Nina, której trudno pogodzić się z zasadami savoir-vivre?u, szczególnie z regułami dotyczącymi kultury jedzenia. Nie od dziś wiadomo, że (zwłaszcza) dzieciom wszystko dużo lepiej smakuje, gdy się mlaska, siorbie i je rękoma. W czasie posiłków z rodzicami można sobie pozwolić na moczenie palców w zupie, wszak wiadomo, że matka i ojciec – nawet jeśli upomną ? to i tak kochają bezwarunkowo. Problem pojawia się jednak w chwili, gdy Nina dostaje zaproszenie na ucztę u… królowej.

Kto zaczął się już obawiać dydaktycznej opowiastki z umoralniającym najmłodszych zakończeniem, może odetchnąć z ulgą. Główna bohaterka, choć nie bez stresu, odnajduje się w towarzystwie arystokracji. Czuje się wśród niej nawet na tyle dobrze, że… przeprowadza rewolucję! Pod wpływem Niny cały dwór próbuje jej sposobu jedzenia: pchają paluchy do kremu i buzi, jedzą z jednej miski, wylizują talerz, a królowa na koniec uczty zarządza, iż w taki sposób jej królestwo zawsze już będzie świętować. Nie mamy więc tu do czynienia z książeczką, która mogłaby stanowić pomoc dydaktyczną w przedszkolu lub wspomagałaby rodziców w mozolnych próbach nauczenia malucha poprawnego zachowana przy stole. I całe szczęście, gdyż oświecenie przeminęło i człek dawno zrozumiał, że literatura ciekawsza jest wtedy, gdy schematy łamie. Oczywiście w książce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym i w artystycznej rewolcie trzeba znać umiar. Bardzo dobrym pomysłem było wykreowanie historii jednowątkowej, z wyrazistą fabułą i zwrotnym punktem kulminacyjnym. Na pochwałę zasługuje również prostota ilustracji oraz ? trywialna sprawa, ale jakże ważna u maluchów ? wielkość poszczególnych kadrów. Dla dzieciaków dopiero wyrabiających spostrzegawczość wzrokową (kto z nas nie pamięta zadań z „zerówki” pod tytułem: „Znajdź sześć różnic na obrazkach”) umieszczenie stosunkowo dużej liczby większych ilustracji ułatwia i uprzyjemnia odbiór. Taka konstrukcja pozwala dzieciom w pełni zrozumieć i cieszyć się lekturą.

uczta-u-krolowej-rys

Po pierwszym przeczytaniu komiksu miałam jednak pewne wątpliwości, czy tak nieskomplikowana fabuła, oparta na mało wyrafinowanym mrugnięciu okiem do czytelnika, nie graniczy z banałem. Czy nie powinniśmy stawiać przed dziećmi coraz trudniejszych wyzwań, podążając za słowami Tolkiena, iż literatura dla najmłodszych ma pomagać swoim adresatom dorosnąć, a nie przemieniać się w Piotrusia Pana? Niepewna, jaką postawić diagnozę, uciekłam się do najprostszego rozwiązania: przeczytałam „Ucztę…” grupie przedszkolaków. Przeczytałam, nawet dosyć wyraźnie, i zaraz potem… oniemiałam. Ich reakcja bowiem przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Kilkulatki z zapamiętaniem przekrzykiwały się, dzieląc się ze współtowarzyszami niedoli brzmieniem zakazów, jakie słyszą od rodziców, i turlały się po dywanie ze śmiechu po obejrzeniu planszy, na której królowa ze swoim dworem pluje pestkami, je zupę prosto z chochli, a makijaż ma z pomidorówki i szpinaku. I chcąc nie chcąc pomyślałam, że tej funkcji literaturze odbierać nie powinnam: jest ona rozrywką. A tylko smakowity komiks, czytany z apetytem i budzący u dzieci śmiech i radość, może sprawić, że sięgną po kolejną książkę.

Natalia Hennig

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje