Sklepowe duchy – recenzja książki „Horrorstör” Grady’ego Hendrixa

11 lutego 2022

Grady Hendrix „Horrorstör”, tłum. Lesław Haliński, wyd. Vesper
Ocena: 7 / 10

Grady Hendrix potrafi łączyć grozę ze sporą dawką satyry, ironii i trafnego komentarza w temacie otaczającej nas rzeczywistości. Słowem, jego powieści to na ogół cała masa dobrej zabawy. A teraz mamy szansę zapoznać się z tą, która przyniosła mu największą popularność.

„Horrorstör” rozpoczyna się dokładnie tak, jak należałoby się spodziewać po powieści będącej poniekąd parodią gatunku. Na pierwszym planie mamy bowiem Amy, ledwo wiążącą koniec z końcem, charakterną pracownicę Orska – firmy meblowej skonstruowanej tak, by niemal w każdym aspekcie przypominać lidera branży, szwedzką sieć IKEA. Choć zawodowe życie głównej bohaterki układa się, oględnie mówiąc, różnie, w dalszym ciągu nie brakuje jej umiejętności zdroworozsądkowej oceny sytuacji. A ta w pracy z zespołem stanowiącym prawdziwy gabinet osobliwości bywa niezbędna. Bezkrytycznie trzymający się korporacyjnych zasad Basil, połączenie wszystkich najgorszych cech influencerki i hipsterki Trinity oraz beznadziejnie zakochany w niej Matt to tylko niektóre postacie potrafiące nieustannie wystawiać cierpliwość dziewczyny na próbę. Wkrótce zresztą będą miały kolejną ku temu okazję. Wszystko wskazuje bowiem na to, że w sklepie dzieje się coś dziwnego – pracownicy dostają wiadomości z treścią „pomocy”, a nad ranem znajdują zniszczony asortyment. To właśnie Amy wraz ze swym niecodziennym zespołem zostanie zaangażowana w wyjaśnienie tajemnicy.

Grady’ego Hendrixa jako autora trudno nie polubić – w zasadzie już od premiery jego pierwszej powieści na naszym wydawniczym rynku miłośnicy radosnej zabawy gatunkowymi schematami i stawiania bardziej na pomysł niż szokowanie odbiorcy za wszelką cenę mogli poczuć się usatysfakcjonowani. Przepis na „Horrorstör” jest właściwie identyczny, choć tym razem wyjątkowo silnie powiązany z nietypowym formatem publikacji. Projekt książki jako żywo przypomina sklepowy katalog: charakterystyczna okładka w stylu sieci IKEA, kolejne rozdziały rozpoczynające się ilustracjami sprzętu sprzedawanego przez fikcyjną firmę wraz z reklamowymi hasłami czy plansze wypełnione korporacyjnymi zasadami. A więc już sam wygląd krzyczy do nas z daleka, że ewidentnie będziemy mieli do czynienia z rzeczą napisaną z przymrużeniem oka i biorącą na celownik fałsz i obłudę tak powszechnie krytykowanych w obecnych czasach korporacji.

Wnętrze książki.

Koresponduje z tym również treść, która zwłaszcza w pierwszej połowie lektury aż rezonuje sarkazmem i wyjątkowo celnymi spostrzeżeniami co do powierzchowności relacji międzyludzkich w etatowej rzeczywistości. „Horrorstör” ma znakomite tempo, obietnicę nietypowej zagadki do rozwiązania i bohaterów z rodzaju tych, których reakcji na kolejne tajemnicze wypadki nie mamy prawa przewidzieć. Wszystko rysowałoby się zatem w jasnych barwach, gdyby nie to, że gdy rzeczona pierwsza część książki dobiega końca, następuje nagła wolta. „Horrorstör”, który jawił się jako parodia gatunku, rozpoczyna marsz w kierunku grozy przedstawionej na poważnie. A ta… nie potrafi udźwignąć ciężaru sprawnie poprowadzonej wcześniej intrygi.

Nie można jednoznacznie stwierdzić, że będący osią całej fabuły wątek okazuje się po prostu słaby. Historia nadal zachowuje związek przyczynowo-skutkowy, a książka wciąż jest wystarczająco dynamiczna, by nie wywoływać uczucia znużenia – trudno jednak uciec od wrażenia, że mamy do czynienia z czymś znacznie bardziej przewidywalnym i trzymającym się w ramach gatunkowych norm, niż po przebojowym początku moglibyśmy oczekiwać. O ile więc „Horrorstör” czyta się przyjemnie aż do finału, im dalej pomiędzy sklepowe regały, tym mniej okazji do pełnego satysfakcji poczucia obcowania z czymś prawdziwie oryginalnym, o czym mielibyśmy pamiętać przez kolejne miesiące.

Czy to wszystko oznacza przerost formy nad treścią? Cóż… niekoniecznie. Gołym okiem widać bowiem, że Grady Hendrix pomysł na salon meblowy, jego zwariowaną załogę i przygodę, w którą zostanie wplątana, miał dopięty na ostatni guzik – a jedyny zarzut dotyczy użytych przez niego części składowych, które są nam jednak zbyt dobrze znane, by mówić o nowej jakości. Mimo wszystko, choćby ze względu na prześliczne wydanie, „Horrorstör” dla fanów literackiej grozy stanowi pozycję, na której powinni zawiesić oko.

Maciej Bachorski


Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje