Sam przeciw wszystkim – recenzja książki „Tokyo Vice. Sekrety japońskiego półświatka” Jake’a Adelsteina
Jake Adelstein „Tokyo Vice. Sekrety japońskiego półświatka”, tłum. Jacek Żuławnik, wyd. Poradnia K
Ocena: 9 / 10
Kraj Kwitnącej Wiśni to niewątpliwie jedno z najbardziej intrygujących, bogatych w kulturowe dziedzictwo społeczeństw, a zarazem miejsce pełne sprzeczności, w którym fascynująca odmienność kontrastuje z dobrze znanymi problemami obecnymi w niemal każdym państwie świata.
Te problemy nie należą do takich, które w Japonii łatwo wyciągnąć na światło dzienne. Czasem, by coś drgnęło, potrzeba człowieka, który gotów będzie poświęcić własne korzyści, by ruszyć na krucjatę przeciw wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi. Właśnie na takiego bohatera wyrasta nam autor książki – Jake Adelstein. Amerykanina trudno nazwać co prawda rycerzem w lśniącej zbroi, ale w trakcie lektury coraz wyraźniej zaczyna następować w nim wewnętrzna przemiana – z takich, co to w końcu zmuszają do powiedzenia „dość”.
Pierwszej połowie „Tokyo Vice” stosunkowo daleko jednak do ponurego nastroju, a zamiast atakować nas kolejnymi makabrycznymi obrazami Adelstein pozwala sobie na dość lekkie wprowadzenie. Oto bowiem poznajemy dość naiwnego młodego mężczyznę, który najpierw podejmuje studia, a później po niemałych wysiłkach zdobywa etat jako dziennikarz śledczy w jednej z największych tokijskich gazet – „Yomiuri”. Żmudnym pierwszym latom pracy towarzyszy zatapianie się w japońską kulturę, szlifowanie zawodowego rzemiosła, a wreszcie również kolejne wytropione sprawy i mozolne budowanie siatki kontaktów. Adelstein sprawnie kreśli nam specyfikę swojego zawodu i realia życia w – jak się zdaje – nigdy niezasypiającej, tokijskiej aglomeracji.
Jakkolwiek mało atrakcyjnie pod kątem dynamiki książki powyższe by nie brzmiało, „Tokyo Vice” nigdy nie schodzi poniżej pewnego wypracowanego już na początku, niezłego tempa. Adelsteinowi niezwykle naturalnie przychodzi bowiem łączenie kilku zupełnie różnych aspektów opowieści. Ciekawostki na temat specyfiki japońskiego społeczeństwa czy tajników działania yakuzy są tu zatem wymieszane po równo z osobistymi przemyśleniami dziennikarza i przedstawieniem kolejnych tematów, nad którymi pracował. Te ostatnie mogą wydawać się do pewnego momentu zresztą niepowiązanymi ze sobą, kolejnymi „kartkami z życiorysu”, ale po pewnym czasie zaczyna wyłaniać się z nich dominujący wątek całej książki – nieuchronnie prowadzący do dramatycznych wydarzeń z prologu. Historia rozwija się tu miarowo, coraz wyraźniej sugerując, że wszystko to musi skończyć się eskalacją przemocy i rozgrywką, w której stawką będzie niekoniecznie tylko jedno ludzkie życie.
Wielkim plusem jest to, że Adelstein nie ma przy tym zamiaru stawiać na efekciarstwo i używać prostego podziału na dobro walczące ze złem. Zamiast tego maluje nam rzeczywistość taką, jaka jest – z moralnością w odcieniach szarości i sytuacjami, w których kompromis niejednokrotnie przynosi więcej korzyści niż starcie w imię idei. Kiedy dziennikarz w końcu decyduje się wyjść poza strefę komfortu, jego wendeta przybiera personalny wymiar, a pod pozornie spokojną powierzchnią znajdzie się miejsce dla buzujących emocji.
„Tokyo Vice” to dzięki temu książka wielowymiarowa. Wyposażona w liczne elementy edukacyjne, niezwykle autentyczna i szczera w wielu aspektach. Opowiada pasjonującą historię człowieka, który postanowił podnieść rzuconą rękawicę i zawalczyć o sprawiedliwość. I robi to w stylu, który jako żywo przypomina hollywoodzkie thrillery – mimo że tak naprawdę stoi znacznie ponad nimi. Jedna z obowiązkowych pozycji tegorocznej jesieni.
Maciej Bachorski
TweetKategoria: recenzje