Są siły dobre i są siły złe – recenzja książki „Kukły” Macieja Siembiedy

22 kwietnia 2021

Maciej Siembieda „Kukły”, wyd. Agora
Ocena: 7,5 / 10

Niemiecki prokurator zjawia się z wielką pompą na komendzie polskiej policji, deklarując chęć ofiarowania, w ramach luksusowego prezentu, cennej kolekcji memorabiliów zebranej przez jego ojca. Lista eksponatów trafia w ręce młodego stażysty prokuratury, Jakuba Kani, który z właściwą sobie drobiazgowością i wbrew intencjom przełożonych odkrywa drugie dno niespodziewanego daru. Ani kolekcja nie jest tak cenna i wyjątkowa, ani ofiarodawca bez skazy i zmazy – wręcz przeciwnie, na jego sumieniu ciążą zbrodnie wojenne. Wobec politycznych machinacji na szczycie Kania okazuje się niestety bezradny, sprawa szybko zostaje zamieciona pod dywan i wygładzona, a nadgorliwy pracownik pod błahym pretekstem skierowany na urlop. Traf chce, że akurat wtedy z propozycją współpracy zwraca się do Kani niemiecka dziennikarka Ursula, prowadząca śledztwo w sprawie tajemniczego pożaru rezydencji magnackiej na Śląsku i równie tajemniczej organizacji skupionej wokół Heinricha Himmlera. Nie będzie to ani proste, ani przejrzyste, ani w żadnym razie bezpieczne.

To już czwarte spotkanie z prokuratorem IPN-u Jakubem Kanią, który jeszcze tym prokuratorem nie jest, dopiero zdobywa pierwsze szlify (i traci pierwsze złudzenia). Poruszamy się między 1997 a 1939 rokiem, a potem kolejnymi latami wojennymi i powojennymi, między współczesnym dochodzeniem a przedwojennym pożarem i jego skutkami. Sam Jakub Kania to nie dokładnie ten Kania, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić: śledczy o ustalonej reputacji, mąż żony i ojciec dzieci, natomiast pod względem charakteru zbytnio się nie zmienił. Nie zadowala się pozorem, zawsze musi zajrzeć głębiej, pod jedną, drugą i trzecią warstwę. Jest zdyscyplinowany, ale nie obsesyjny. Sumienny, ale nie pedantyczny. Kieruje się wskazówkami swojego silnego moralnego kompasu i nie idzie na skróty, nawet jeśli musi przez to stawiać na szali własną karierę. Ma w sobie pewien fajtłapowaty urok i spokój ducha, dający mu dojrzałość i dystans do rzeczywistości większy, niż to bywa u ludzi w tak młodym wieku. Z pewnością wpłynęły na to pewne życiowe doświadczenia: trauma ojca, nieudane małżeństwo z córką gangstera, pospieszne, nieprzemyślane i wynikające z głodu uczucia. Ale stabilność i niezawodność Kuby wydają się nieodrodnym elementem jego charakteru: dostrzegali to już nawet koledzy z harcerstwa, gdzie przyszły prokurator zabawiał się czasami w detektywa – nie przymierzając, niczym zmyślny Teodor z powieści Edmunda Niziurskiego.

Tajemnicze kręgi, promieniujące niepoznaną mocą. Kaszubskie czary. Czarownice pokonujące śmierć. Cmentarzyska germańskie sprzed wieków. Moc ukryta w ludowej historii. Te wszystkie elementy przewijają się w „Kukłach” równie często, co elementy błyskotliwego prokuratorskiego śledztwa i zupełnie współczesne manipulacje sprawujących władzę. Cokolwiek byśmy o tym myśleli – są rzeczy dużo starsze i dużo potężniejsze niż wszystko, co znamy, a i nasze korzenie tkwią głębiej, niż na co dzień sobie uświadamiamy. Naziści, na których tropie jest Kania, popełnili wielki błąd, poddając się pysze i sądząc, że są w stanie ujarzmić te siły dla własnych potrzeb. Nie rozumieli tego, co doskonale pojmowali lokalni uzdrowiciele i wiejscy guślarze: można czerpać ze źródła, ale nie będzie ono do nikogo należeć, a najbardziej pierwotna, tkwiąca w ziemi magia łatwo obróci się przeciwko tym, którzy pławią się w poczuciu wyższości. Wszystkich tajemnic nikt nie zdoła zgłębić i też raczej nie ma co do tego dążyć, a pewne rzeczy lepiej czasem poczuć i uznać, aniżeli próbować racjonalnie ogarnąć i zrozumieć.

Elementy ludowej gawędy u Siembiedy są równie istotne, co fakty wyjęte z historii, jedno bez drugiego nie istnieje, ponieważ ewolucja nie następuje w próżni. A Jakub Kania, chociaż daleki od doszukiwania się nadnaturalnych mechanizmów i wiary w podania rodem z lokalnego folkloru, ma dość wyczucia i rozumu, by ich nie lekceważyć. Za wszystkimi wierzeniami kryją się bowiem ludzie, a to, w czym pokładają ufność, czego się boją i na co mają nadzieję, mówi niezmiernie dużo o nich samych i o tym, czego można się po nich spodziewać. Taki rodzaj pokory utrzyma w miejscu ludzi podobnych do Kani, gdy bardziej zarozumiałych i „nowocześnie myślących” zmiecie wiatr. Nauka i magia mogą mieć ze sobą więcej wspólnego, niż widać na pierwszy rzut oka, a czasami wręcz stać się tożsame. Tak wiele rzeczy pozostaje nieodkrytych, że trzeba zachować wielką ostrożność, by nie zostać zmanipulowanym. Wydaje się, że rozdajesz karty, a ponad twoją głową krążą niewidzialne siły i pociągają za sznurki, czyniąc z ciebie marionetkę – bezwolną kukłę.

Wyzbycie się wiary we własną wszechmądrość i nieomylność może uchronić przed wieloma bolesnymi rozczarowaniami. To samo tyczy się oceniania ludzi wyłącznie z jednej perspektywy. Chociażby Kaniowa babcia. Zimna, twarda jak skała, nieprzenikniona. A jednak ta sama kobieta potrafi przejechać pół kraju, by wesprzeć wyalienowanego syna i stać cały dzień przy kuchni z obolałym kręgosłupem, by uraczyć wnuka jego ulubionym daniem.

To wszystko jednak są refleksje w tle, nasuwające się wówczas, gdy Kania w sąsiedztwie magicznego kręgu wsłuchuje się w słowa miejscowego Damka i widzi zaciętą twarz swojej pogrążonej w trudnych wspomnieniach babki – czy, jak woli być z kaszubska nazywana, starki. Przez większość książki mamy dynamiczną, przesyconą energią akcję, kalejdoskop postaci i zdarzeń – a bohaterowie są intrygujący, bo zbudowani na półtonach i szarościach. Również styl pisania Macieja Siembiedy pozostaje właśnie taki, jaki pokochali jego czytelnicy – lekki, z pobrzmiewającą w tle żartobliwością, nasycony olbrzymią liczbą porównań, które co prawda czasami wydają się odrobinę naciągane, ale w przeważającej części dodają całości życia, dowcipu i szwungu. Warto przy tym dodać, że posłowie – tak często przez czytelników lekceważone – można poniekąd uznać tutaj za integralną część książki, ponieważ stanowi fascynujący przegląd autentycznych wydarzeń, które zainspirowały autora.

Zagadka i tajemnica, folklor, kilka pytań bez odpowiedzi (a tym samym stanowiących pożywkę dla wyobraźni), historia podana z lekkością, klimat bardzo, bardzo polskiej przygody, bo śledztwo Kani obejmuje bez mała cały kraj – w efekcie powstała potoczysta, pełna wdzięku powieść, która nie zawiedzie ani oddanych fanów Siembiedy, ani tych, którzy spotkają się z Jakubem Kanią po raz pierwszy.

Karolina Chymkowska

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje