Rycerz i jego giermek – recenzja książki „Rycerz Siedmiu Królestw” George’a R.R. Martina

2 kwietnia 2014

Rycerz siedmiu królestwGeorge R.R. Martin „Rycerz Siedmiu Królestw”, wyd. Zysk i S-ka
Ocena: 7 / 10

George R. R. Martin uchodzi obecnie za jednego z najbardziej popularnych i cenionych współczesnych pisarzy, niekwestionowanego mistrza gatunku fantasy. Jego saga „Pieśń lodu i ognia” to sprawnie poprowadzona historia krwawej walki toczonej między potężnymi rodami o sukcesję na tronie Siedmiu Królestw. Amerykański pisarz umiejętnie wymieszał ze sobą wątki charakterystyczne dla literatury fantastycznej z elementami wyciągniętymi wprost ze średniowiecza i eposu rycerskiego. „Rycerz Siedmiu Królestw” to książka złożona z trzech opowieści ukazujących burzliwe losy rycerza ser Duncana Wysokiego i jego wiernego giermka, Jaja. To również chwilowy odpoczynek od wydarzeń rozgrywających się w „Pieśni…” i dodatkowa uczta dla wiernych fanów pogodnego twórcy.

Doskonale zekranizowany przez stację HBO cykl Martina zaskakuje: niekonwencjonalnym podejściem do prezentowanej tematyki, przedstawieniem danych wydarzeń z perspektywy różnych osób, zaskakującymi twistami, a także konstrukcją psychologiczną wprowadzanych postaci i ścisłym powiązaniem scen, bohaterów oraz enigmatycznych historii. Każdy element tej majestatycznej układanki ściśle do siebie pasuje, pozornie niepowiązana z fabułą opowiastka czy pojawiająca się na trzecim planie postać okazują się ważne w kolejnych tomach, a druzgocące śmierci głównych bohaterów oraz nagłe powroty zdawałoby się poległych postaci stały się cechą wiodącą uwielbianej serii. Precyzyjny pisarz nie faworyzuje żadnego bohatera (choć po zapoznaniu się z pierwszymi tomami szybko można odgadnąć jego „nietykalnych” ulubieńców), nie stawia grubej kreski między dobrem a złem, często niespodziewanie zmieniając nasze opinie o danym bohaterze. W recenzowanej książce nie uświadczymy powyższych martinowskich elementów, co wcale nie oznacza, iż mamy do czynienia z pozycją średniej jakości, dziełem nazbyt przewidywalnym, schematycznym.

Zasadniczą różnicą między „Rycerzem…” a siedmiotomową sagą jest to, iż protagonistą trzech mini-powieści jest podający się za szlachetnego rycerza młodzieniec Dunk – sierota z Zapchlonego Tyłka, któremu towarzyszy wywodzący się z potężnego rodu Targaryen, nieokrzesany dzieciak Jajo o pozbawionej włosów głowie. To wokół nich ogniskują się wszystkie wydarzenia rozgrywające się w rzeczonej książce, to ich (częstokroć nieprzemyślane) decyzje odcisną trwałe piętno na historii Westeros, a ich imiona i dokonania na trwałe zapiszą się w kronikach na wpół fantastycznej rzeczywistości. Akcja „Rycerza Siedmiu Królestw” dzieje się na długo przed początkiem krwawej wojny o Żelazny Tron, w czasach gdy Westeros nie było naznaczone ogólnym zniszczeniem, terrorem i śmiercią, a honor, braterstwo i męstwo coś jeszcze znaczyły. Oddani fani „Pieśni lodu i ognia” szybko odkryją prawdziwe tożsamości Dunka i Jaja. Ser Duncan to bowiem sławny dowódca Gwardii Królewskiej, natomiast jego giermek będzie władać Westeros jako Aegon V. Zresztą zagorzali wielbiciele cyklu będą ukontentowani podczas lektury recenzowanej książki, gdyż znajdą w niej wiele nawiązań do kultowej sagi oraz apetycznych smaczków wzbogacających ich obszerną wiedzę o Siedmiu Królestwach.

Poziom poszczególnych historii w zbiorze jest dosyć nierówny. Trudno się temu dziwić, w końcu między powstaniem pierwszej części perypetii Dunka i Jaja („Wędrowny rycerz”), a jak dotąd ostatnią częścią („Tajemniczy rycerz”) upłynęło prawie jedenaście lat. „Wędrowny Rycerz” to klasyczna przypowieść o błędnym wojowniku, który uczestniczy w turnieju rycerskim. Nie ma tutaj żadnych elementów świadczących o oryginalności. Mamy zatem: zacięte pojedynki na miecze, jednowymiarowych, bezbarwnych bohaterów, swoisty pean na cześć przyjaźni i odchodzącego w niebyt etosu wzbogacony o żywe, treściwe opisy. Główną bolączką otwierającej opowieści jest natłok bohaterów, brak wątków pobocznych i spodziewane zakończenie. O wiele lepiej prezentuje się druga z historii („Zaprzysiężony miecz”), w której protagonista zostaje lojalnym rycerzem ser Eustace’a Osgreya ze Standfast, uczestnicząc w konfrontacji nowego pana z podstępną lady Webber z Zimnej Fosy. W tym przypadku dostajemy o wiele ciekawsze postaci, kilka intrygujących twistów oraz niezgorszych starć.

Najlepsze wrażenie sprawia jednak ostatnia z mini-powieści („Tajemniczy rycerz”), w której Martin sięga po wszystkie motywy będące znakiem firmowym jego biografii. Niby znowu otrzymujemy turniej rycerski, ale tym razem jego wydźwięk i zdarzenia rozgrywające się wokół niego są znacznie bardziej nieprzewidywalne i złowróżbne niż w przypadku „Wędrownego rycerza”. Autor „Gry o tron” raczy nas wachlarzem nietypowych osobowości, które niejednokrotnie do samego zaskakującego finału ukrywają swe prawdziwe motywy – najlepiej wypadają John Skrzypek oraz ser Uthor, a ich rozmowy z Duncanem skrzą od emocji i trucizny. W „Tajemniczym rycerzu” Martin powraca do ukochanych intryg, które zapełniają kolejne tomy „Pieśni…”, racząc nas przy tym przednią rozrywką z odrobiną wisielczego humoru.

Może i jakościowo „Rycerz Siedmiu Królestw” nie dorównuje rozbudowanej sadze, ale to nadal dobra książka, w szczególności dla stałych czytelników „Pieśni lodu i ognia”. To także świetna pozycja do rozpoczęcia długiej przygody z nieprawdopodobnym talentem Martina.

Mirosław Skrzydło

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje