Rodzinny kataklizm, czyli? melodia zwiastująca pewną apokalipsę ? recenzja komiksu „Umbrella Academy tom 1: Suita Apokaliptyczna” Gerarda Waya i Gabriela Bá

11 lipca 2019

Gerard Way, Gabriel Bá „Umbrella Academy tom 1: Suita Apokaliptyczna”, tłum. Marceli Szpak, wyd. KBOOM
Ocena: 9 / 10

„Suita Apokaliptyczna” ? taki tytuł komiksowemu dziełu mógł nadać chyba tylko muzyk, zwłaszcza tak ekscentryczny, jak Gerard Way, wokalista i frontman popularnego zespołu My Chemical Romance. Debiutujący jako autor opowieści graficznych Amerykanin dał wyraz nieprawdopodobnego talentu scenopisarskiego, o czym możemy przekonać się za sprawą pierwszego tomu krótkiej serii „Umbrella Academy”.

Na dobry początek wyobraźcie sobie sytuację, w której czterdzieści trzy kobiety ? rozsiane po całym globie ? dosłownie z dnia na dzień zachodzą w ciążę i niemal natychmiast wydają na świat dzieci. Wydarzenie niezwykłe, właściwie trudne do wytłumaczenia. Nic dziwnego, że sprawą zainteresował się niejaki Reginald Hargreeves, ekscentryczny bogacz i naukowiec, który postanowił zaadaptować siedmioro noworodków. Zajął się też ich wychowaniem, bo ? w co szczerze wierzy ? ich przeznaczeniem jest uratowanie ludzkości. Jak można się domyślać, starzec miał rację.

Rację miał również Gerard Way, gdy zdecydował, że losy bardzo osobliwej rodziny nieco zmutowanych, na pewno odbiegających od biologicznych norm superbohaterów posłużą mu do czegoś więcej. Bo „Umbrella Academy” to zarówno słodko-gorzka historia rodzinnych traum, jak również nieprzewidywalny komiks rozrywkowy i wielobarwna mozaika złożona z popkulturowych nawiązań ? do fantastyczno-naukowych magazynów groszowych z pierwszej połowy ubiegłego wieku, do twórczości Alana Moore?a, ojca „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów”, wreszcie do uniwersum „X-Men”. Wszak dysfunkcyjne dzieciaki Hargreevesa są obdarzone supermocami i żyją na marginesie społeczeństwa, podobnie jak mutanci z Marvela.

Gerard Way jest popkulturowym erudytą, to jasne jak słońce, ale też znakomitym rzemieślnikiem, który potrafi wykorzystać potencjał kryjący się w dorastających, dojrzewających bohaterach. Bo poznajemy ich, gdy jako dzieciaki walczą z ? uwaga ? Gustave’em Eiffelem, który przeżył jako zombie-robot i ze swojej słynnej wieży sieje popłoch na ulicach Paryża, a już w następnym tomie zbiorczym serii będą dorosłymi ludźmi, którzy zbierają się nad grobem swojego przybranego ojca. „Umbrella Academy” jest naznaczona pewną nutą szaleństwa spod znaku fantastyki ? bohaterowie mierzą się z dziwacznymi robotami, eksplorują kosmos, podróżują w czasie i przestrzeni ? a równocześnie przepełniona poczuciem melancholii i zwariowanego, nieco surrealistycznego humoru.

Artystyczną wizję ? taką przez wielkie W ? dopełnił Gabriel Ba, wyjątkowo uzdolniony rysownik łączący groteskę i nieco kreskówkowy styl, którego polscy czytelnicy mogą kojarzyć choćby z „B.B.P.O.: 1946-1948”, a także kolorysta Dave Steward, żyjąca legenda branży, znany m.in. z serii „Czarny Młot”. Album olśniewa ilustracjami, które cechuje nastrój grozy, zadziwiające eksperymenty czy superbohaterskie walki z kosmicznym zagrożeniem.

Nie sposób zdradzać zbyt wielu szczegółów komiksu, ponieważ siłą serii są tajemnice, fabularne twisty i niesamowity klimat. „Umbrella Academy” to przecudny, dziwaczny, nieco pulpowy w duchu komiks. Album doskonale czyta się z płytą „The Black Parade” w tle, czyli przedostatnim krążkiem nieistniejącego już My Chemical Romance. Piękne szaleństwo!

Marcin Waincetel

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje