Reportaż wcieleniowy z epoki głębokiego PRL-u

18 marca 2019

Janusz Rolicki „Lepsi od Pana Boga. Reportaże z Polski Ludowej”, wyd. Wydawnictwo Poznańskie
8,5 / 10

Młodszym pokoleniom Janusz Rolicki może kojarzyć się głównie jako starszy pan z krzaczastymi brwiami, który zajmuje się komentowaniem wydarzeń politycznych w „Fakcie” czy „Telewizji Republika”. Tymczasem w epoce głębokiego PRL-u uchodził za prawdziwego mistrza polskiego reportażu, a jego teksty publikowane w latach 60. na łamach „Polityki” bądź „Kultury”, a później wznawiane w książkowych zbiorach, czytane były przez rzesze czytelników. Wystarczy wymienić jego nazwisko wśród dzisiejszych sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatków, aby przekonać się, że to człowiek instytucja. Dobrze więc się stało, że Wydawnictwo Poznańskie przypomniało jego najsłynniejsze reportaże w tomie „Lepsi od Pana Boga”.

W książce tej mamy do czynienia z prapoczątkami polskiego reportażu wcieleniowego. W czasie, kiedy w Ameryce John Howard Griffin przyciemniał sobie skórę, by osobiście przekonać się, jak wygląda życie dyskryminowanych Afroamerykanów, w Polsce Ludowej młody Janusz Rolicki, wówczas świeżo upieczony dziennikarz, zaczął zatrudniać się na budowach, w PGR-ach, na statkach rybackich, odwiedzał giełdę samochodową, spał z bezdomnymi pijaczkami na Dworcu Centralnym, konwojował bydło, czekał koło ramp kolejowych na prace dorywcze razem z kloszardami jako żywo wyjętymi z kart opowiadań Jana Himilsbacha. Wszystko po to, aby poznać i opisać zwykłych szarych ludzi, częstokroć z marginesu, którzy nie byli ulubieńcami komunistycznych aparatczyków, psuli bowiem wizerunek budowanego przez nich mozolnie nowego ładu i porządku. Reportaże Rolickiego to kronika codziennego życia w tamtej siermiężnej epoce wraz ze wszystkimi jego patologiami, jak: alkoholizm, kradzieże, biurokracja, lawiranctwo, oszustwa, łapówkarstwo. Dziś powiedzielibyśmy: małe afery, bo ? jak sam autor zauważa ? na te wielkie społeczeństwa nie było stać. Małe, ale wszechobecne.

Robotnik przewożący cegły na budowie (fot. Zbigniew Siemaszko, NAC).

Z perspektywy czasu może wydawać się zaskakujące, że cenzorzy pozwolili na publikację tekstów, które opisywały socjalistyczną rzeczywistość bez taryfy ulgowej. Nie zawsze jednak szło gładko i bez problemów. Już pierwszy reportaż sprawił, że całe kolegium redakcyjne „Polityki” z Rolickim na czele, wówczas jeszcze praktykantem, musiało stawić się w Ministerstwie Budownictwa na „naradę”. Jest też materiał, który w PRL-u ostatecznie nie trafił do druku w prasie i ukazał się dopiero w edycji książkowej. Zresztą z publikacją reportaży w książkach Rolicki też miał problemy. Pierwszy zbiorek udało się wydać tylko dlatego, że zgodził się dodać do każdego tekstu postscriptum, w którym opisywał ? starał się to czynić z przymrużeniem oka ? mocno naciągane, ale zawsze pozytywne zmiany, jakie rzekomo zaszły po nagłośnieniu sprawy w gazecie. Teksty zebrane w najnowszym tomie, w „Lepszych od Pana Boga”, również wieńczą komentarze, tyle że nie mają one propagandowego charakteru. Tym razem Rolicki mógł ze swobodą napisać o okolicznościach powstania reportaży, reakcjach na nie, a niekiedy także o dalszych losach opisanych w nich bohaterów, jak chociażby mężczyzny z Radomska, który udawał posła i notorycznie przeprowadzał inspekcje w środkach komunikacji w trosce o dobro pasażerów.

Pomimo dość dużego zróżnicowania ? wszak nie brak tu również spraw kryminalnych (jak porwanie pasażerskiego samolotu i proces bandy gwałcicieli) czy kulis pracy w mediach ? trudno byłoby wskazać słabsze momenty książki. „Lepsi od Pana Boga” to owoc kilkunastu lat pracy reporterskiej Rolickiego, która złożyła się na obraz Polski epoki tzw. „małej stabilizacji”, gdy obowiązywała złota zasada „Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Absolutny klasyk, który nie tylko warto znać, ale też czyta się z największą przyjemnością.

Artur Maszota

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje