Raport z końca świata – recenzja książki „Illuminae” Amie Kaufman i Jaya Kristoffa

24 czerwca 2025

Amie Kaufman, Jay Kristoff „Illuminae”, tłum. Mateusz Borowski, wyd. Vesper
Ocena: 9 / 10

Planeta w ogniu, zbuntowana sztuczna inteligencja i dwoje nastolatków zmuszonych do odnalezienia się w sytuacji, w której jeden kryzys napędza następny. „Illuminae” łączy spaceoperowy rozmach z emocjonalnym ładunkiem i formalną brawurą, jakiej próżno szukać gdzie indziej.

W teorii „Illuminae”, pierwszy tom trylogii autorstwa Amie Kaufman i Jaya Kristoffa, to historia, jakich wiele. Planeta na krańcu galaktyki zostaje zaatakowana przez konkurencyjną korporację, część ocalałych salwuje się ucieczką na statki ratunkowe, a z tyłu nadciąga zło większe, niż się spodziewaliśmy. W praktyce jednak to jedna z najbardziej oryginalnych powieści science fiction ostatnich lat.

Na papierze „Illuminae” to ciąg dokumentów: rozmów na czacie, zapisów z kamer, raportów z przesłuchań, dzienników kapitanów, a nawet fragmentów kodu źródłowego zbuntowanej sztucznej inteligencji o akronimie AIDAN. Taka forma, przypominająca tom akt sprawy o najwyższym stopniu tajności, nadaje powieści unikalny rytm. Mamy więc opisy ograniczone do minimum, sporadycznie występującą tradycyjną narrację trzecioosobową, a zamiast niej chronologicznie uporządkowany zbiór świadectw prowadzący nas po sznurku do kolejnych fabularnych rewelacji.

Historia koncentruje się na dwójce nastolatków. Kady i Ezra niedługo po zerwaniu zostają rozdzieleni w wyniku ataku korporacyjnych sił BeiTech na ich rodzinną kolonię Kerenza IV. Uciekają na różne statki ratunkowe – Kady na Hypatię, Ezra na Aleksandra. W tle rozwija się jednak kilka równoległych kryzysów: ścigająca ich flota wroga, tajemniczy wirus zamieniający ludzi w mordercze bestie, no i oczywiście AIDAN – sztuczna inteligencja, która po pewnym czasie zaczyna zadawać sobie pytania o sens życia, śmierć i… logikę rozkazów.

Jay Kristoff i Amie Kaufman

Choć w świecie „Illuminae” technologia, statki kosmiczne i sztuczna inteligencja odgrywają istotną rolę, to niekoniecznie ten rodzaj literatury science fiction, w którym pierwiastek naukowy gra pierwsze skrzypce. Technologia funkcjonuje tu raczej w charakterze kostiumu, w jaki zostaje ubrana akcja, niż faktycznego przedmiotu zainteresowania twórców. W tym zakresie książce bliżej jest do „Gwiezdnych Wojen” niż „2001: Odysei kosmicznej” – bardziej liczy się tu historia i tempo akcji, a nie pytanie „jak to działa?”. Ortodoksyjni fani gatunku mogą z tego powodu kręcić nosami, ale Kaufman i Kristoff całkowicie świadomie robią z tej strategii atut.

Zamiast nużących bloków tekstu opisujących techniczne detale, dostajemy więc mnóstwo dialogów. To one wypełniają luki między raportami i nagraniami, ale też niosą całą opowieść. Trudno zresztą takiemu stanowi rzeczy się dziwić, bo są zwyczajnie świetnie napisane. Pod tym względem styl autorów jest niesłychanie plastyczny – potrafią z równą biegłością prowadzić rubaszne rozmowy nastolatków, jak i operować zimnym, korporacyjnym żargonem, przedstawiać dramatyczne rozkazy wojskowe czy poetyckie refleksje o istocie życia i pustce kosmosu.

Co znamienne, w „Iluminae” równie istotna jak treść jest forma wizualna. Każdy rozdział (choć słowa „rozdział” używamy tu umownie) zaprojektowany został graficznie, często z rozmachem godnym filmu. Gdy AIDAN mówi, czcionka się zmienia, a litery stają się zniekształcone na wzór błędów w kodzie obliczeniowym. Gdy trwa bitwa, tekst przypomina urywane komunikaty z mostka dowodzenia. Czasem całą stronę zajmuje zaledwie jedno słowo – ale autorzy doskonale wiedzą, kiedy i jak go użyć, by czytelnik poczuł ciężar sytuacji. Resztę dopowiada wyobraźnia, przywołując przed oczy obrazy rodem z hollywoodzkich blockbusterów w typie nowych „Star Treków”.

Owa filmowość pasuje zresztą do „Illuminae” jak ulał. Już tylko sama konstrukcja fabularna przywodzi na myśl kinematograficzny montaż – poucinane sceny przeplatają się wzajemnie, a z pozoru niepasujące elementy składają się z czasem w większy obraz. Wątków jest tu wiele – miłość nastolatków w czasie katastrofy, bunt przeciwko władzy, pytania o człowieczeństwo sztucznej inteligencji, horror epidemii, walka o przetrwanie i korporacyjna bezwzględność – a jednak nic się nie gubi.

Trudno ostatecznie nie odnieść wrażenia, że „Illuminae” to dzieło skonstruowane z zegarmistrzowską precyzją, ale pełne literackiej pasji niezbędnej do tego, by wynieść książkę ponad gatunkową przygodę dla wąskiej grupy odbiorców. To zatem dowód, że literatura młodzieżowa może być ambitna, świetnie napisana i innowacyjna narracyjnie. A to przecież zaledwie wstęp do znacznie większej historii.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje