Pusta widownia – recenzja filmu „Komedianci debiutanci”

24 października 2021

„Komedianci debiutanci”, reż. Emmanuel Courcol, scen. Emmanuel Courcol, Thierry de Carbonnières, dystr. Galapagos Films
Ocena: 5 / 10

Co łączy więźniów zakładu karnego z jednym z najsłynniejszych twórców teatru absurdu, Samuelem Beckettem? Jak próbuje udowodnić Emmanuel Courcol, autor komediodramatu „Komedianci debiutanci”, całkiem sporo.

Étienne Carboni (Kad Merad) to niespełniony aktor, który dorabia w więzieniu jako przewodniczący kółka teatralnego. Wraz z pięcioma więźniami wystawia dla zakładowej społeczności adaptacje bajek o żółwiu i zającu czy czerwonym kapturku. W swoich podopiecznych dostrzega zalążek talentu, który chce rozwinąć. Dlatego udaje mu się namówić władze więzienia, by mógł z osadzonymi pracować nad czymś o wiele poważniejszym. Przygotowania do wystawienia „Czekając na Godota” trwają pół roku. Czy w tym czasie zdoła zmienić zatwardziałych kryminalistów w profesjonalnych aktorów?

Fabuła drugiego pełnometrażowego filmu Emmanuela Courcola gna na złamanie karku. Mimo że tak naprawdę nie dzieje się dużo – przez większość czasu oglądamy kolejne próby, naukę tekstu i szlifowanie ról – to całość opowiedziana jest pospiesznie. Cierpi na tym zarówno dramaturgia, jak i charaktery postaci. Trudno poznać motywacje bohaterów – dlaczego Étienne poświęca się bez reszty przygotowaniom więźniów do występu? Czy naprawdę dostrzegł w nich talent i w teatrze widzi szansę ocalenia ich niepewnych losów? Czy może – jak sugeruje jego córka, z którą ma niełatwe relacje – chce wypłynąć na tak nietypowym projekcie i uratować własną karierę?

Zgodnie z trójaktową strukturą scenariusza w pewnym momencie na bohatera musi spłynąć zwątpienie. Musi się on poróżnić ze swoimi podopiecznymi i w dramatycznym geście odmówić dalszej współpracy (do czasu ponownego pojednania). Nie inaczej jest w „Komediantach debiutantach” – trudno znaleźć dla tych działań racjonalne wytłumaczenie. Nie następuje żadna zmiana w relacjach między bohaterami, która uzasadniałaby zachowanie Étienne’a. Niestety film korzysta z podobnych schematów często bezrefleksyjnie. W to, że między osadzonymi a aktorem narodziła się przyjacielska relacja, musimy uwierzyć na słowo. Natomiast powiązanie między „Czekając na Godota” a życiem w więzieniu, które opiera się właśnie na czekaniu, jest tu przywoływane tyle razy, że prawdopodobnie za kilka lat, gdy nie będę nic pamiętał fabuły filmu Courcola, tę frazę powtórzę nawet obudzony w środku nocy.

Sami więźniowie pozbawieni są ciekawych cech charakteru – różnią się od siebie fizycznie, ale trudno cokolwiek o nich powiedzieć. Wiemy, że jeden ma żonę, a drugi nie chce grać homoseksualisty, ale poza tym to puste fabularne konstrukty, a nie żywe postaci. Próba uczłowieczenia bohatera granego przez Sofiana Khammesa – najpierw przedstawianego jako zło wcielone, później uwrażliwionego poprzez ukazanie jego więzi z kilkuletnim synem – jest chybiona. Trudno odnaleźć w niej szczerość, wydaje się melodramatycznym gestem, precyzyjnie obliczonym, by wywołać łzy wzruszenia wśród widzów.

„Komedianci debiutanci” zapowiadali się jako lekki dramat obyczajowy z wątkami komediowymi. Niestety film oparty na autentycznej historii poległ na wielu poziomach. Nie ma w nim ani śmiesznych scen, ani tych prawdziwie poruszających. W starciu z Beckettem jest zbyt zachowawczy, a wzruszający monolog na końcu filmu jest o tyle problematyczny, że mówi wprost, co widz powinien myśleć. Podsumowuje wcześniejsze wydarzenia mające miejsce na ekranie i dorabia do nich gotową interpretację. Szkoda tylko, że zawarte w nim przemyślenia muszą zostać widzowi podane „na tacy”, bo nijak nie wynikają z samego filmu.

Jan Sławiński

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje