„Przystanek Alaska” sauté – recenzja komiksu „Opowieści z hrabstwa Essex” Jeffa Lemire’a

10 kwietnia 2012

Jeff Lemire „Opowieści z hrabstwa Essex”, Wyd. Timof i cisi wspólnicy
Ocena: 9,5 / 10

Jak jest tam, gdzie diabeł mówi dobranoc? Popularny serial „Przystanek Alaska” podpowiadał, że całkiem interesująco, choć jego główny bohater, wygodnicki dr Fleischman, uparcie chciał wracać do miasta. Fakt, luksusów to może i na Alasce nie było, ale ludzie żyli razem (a nie przed telewizorem) i potrafili przyzwoicie wykorzystać swój wolny czas. W „Opowieściach z hrabstwa Essex” nie jest już jednak tak różowo. Tutaj prowincja paraduje sauté.

Komiks, wydany przez Timofa, to zbiór trzech powieści graficznych przedstawiających historie życia mieszkańców małej miejscowości położonej w tytułowym hrabstwie, z którego pochodzi sam twórca albumu, Jeff Lemire.

W zestawieniu z rozrywkowymi, popularnymi komiksami zza oceanu dzieło Kanadyjczyka – jak przystało na typową graphic novel – podejmuje znaczenie poważniejszą tematykę oraz posiada dużo większą objętość (ponad pięćset stron). Zamiast mrożących krew w żyłach historii mamy ciągnące się jak życie opowieści, zamiast superbohaterów zwykłych ludzi, którzy jedynie chcą być superbohaterami, aby zwalczyć doskwierającą im samotność.

A więc chłopca Lestera, który ukrywa się od śmierci matki pod kostiumem herosa, bo nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji życiowej („Opowieści z farmy”). Staruszka, Lou Lebeufa, który ucieka w młodości do miasta po sławę, tracąc jednocześnie miłość brata i szacunek do samego siebie („Opowieści o duchach”). I wreszcie, miejscową pielęgniarkę opiekującą się potrzebującymi, gdyż ani syn, ani świętej pamięci mąż już jej nie potrzebują („Opowieści o miejscowej pielęgniarce”).

Akcja komiksu rozgrywa się na tle malowniczych kadrów wiejskich przestrzeni, drewnianych farm i lasów, znanych zapewne autorowi z autopsji. Nie służą one jednak idealizacji obrazu prowincji, tak jak to miało miejsce w serialowym Cicely. Urokliwe tło działa wręcz na przekór nieszczęśliwym, w gruncie rzeczy, bohaterom. A przy okazji spowalnia akcję, zmuszając czytelnika do zatrzymania się, zaczerpnięcia świeżego powietrza i uważnego rozejrzenia się wokół siebie.

Mimo niespiesznej narracji w „Opowieściach…” nie ma jednak czasu na nudę. Wiedza o mieszkańcach Essex przekazywana jest stopniowo, dzięki czemu odbiorca pozostaje silnie zaangażowany w rozwijającą się historię, poznając motywy, rzutujące na przyszłe decyzje bohaterów oraz skrawki tajemniczych życiorysów rodzinnych, połączonych w ostatniej części powieści graficznej w jedną, wymowną całość.

„Opowieści…” można bowiem czytać jako sagę rodzinną. Niektóre postacie komiksu, wywodzące się z tego samego drzewa genealogicznego, są do siebie uderzająco podobne. Choć trzeba zauważyć, że i bohaterów niespokrewnionych łączą pewne wspólne rysy. To zasługa rozpoznawalnej kreski Lemire’a, za pomocą której stworzył on swój zamknięty, autorski – a przy tym bardzo wiarygodny – świat.

Mieszkańcy Essex, choć umieszczeni zostali w rzeczywistości lokalnej, stanowią pewnego rodzaju uniwersum. To w dużej mierze my sami. Stający przed trudnymi wyborami, nierzadko popełniający błędy. Borykający się ze starością i śmiercią. Zagubieni oraz samotni. Dlatego łatwo się z nimi utożsamiamy, a nawet wiążemy uczuciowo.

Lemire nie raz wzrusza nas do łez, unikając jednak przy tym taniego melodramatyzmu. Nie pozwala bohaterom zbytnio użalać się nad sobą, grając raczej na milczeniu niż na słowach.

W „Opowieściach…” znajdziemy wiele wyciszonych kadrów bądź takich, w których dialog ograniczony jest do minimum, jak na przykład w ustępach przy stole wujka Lestera. Zaś kiedy dochodzi do rozmowy, to pod jej powłoką kryją się często niedopowiedziane znaczenia.

Komiks nie pozostawia więc czytelnika biernym. Tym bardziej, że akcja toczy się po liniach krzywych, a nie prostych. Autor łączy w jednym lub przeplata w następujących po sobie kadrach różne płaszczyzny. Miesza teraźniejszość z przeszłością a także rzeczywistość realną z magiczną, nie wyznaczając przy tym momentów przejścia (jak w obrazkach ze spotkań Lestera i Jimmy’ego). Zabiegi te mają duże znaczenie dla warstwy ekspresywnej utworu (niezwykle poruszająca jest na przykład scena romansu z „Opowieści o duchach”).

Graphic novel Jeffa Lemire’a nieprzypadkowo była nominowana do tytułu kanadyjskiej książki dekady. Rozbudowana zarówno pod względem fabularnym jak i psychologicznym, powinna zainteresować nawet tych, którzy na co dzień nie czytają komiksów.

Warto więc udać się w podróż z Lemirem do hrabstwa Essex, choć większość z nas niekoniecznie chciałaby tam zamieszkać…

Emilia Dulczewska-Maszota

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje