Przezwyciężyć mrok – recenzja książki „Mexican Gothic” Silvii Moreno-Garcii
Silvia Moreno-Garcia „Mexican Gothic”, tłum. Ryszard Oślizło, wyd. Mova
Ocena: 7,5 / 10
Choć bez większej przesady można powiedzieć, że powieść gotycka lata świetności ma już dawno za sobą, nie znaczy to, że od czasu do czasu w tym wiekowym gatunku nie znajdziemy pozycji nowych i próbujących wykorzystać jego elementy w nieco inny sposób.
„Mexican Gothic” do powyższej definicji pasuje jak ulał, choć początkowo wcale swych ambicji wywracania gatunkowych schematów zdradzać nie zamierza. Fabuła powieści Silvii Moreno-Garcii prowadzi nas do posępnego domostwa zwanego Wysokim Dworem. Tam to właśnie trafia Noemi Taboeda, młoda bywalczyni miejskich salonów, wysłana przez swojego ojca z zadaniem rozeznania się w panującej w posiadłości sytuacji. Powody ku podjęciu takiego działania są niezwykle niepokojące – rezydująca w Wysokim Dworze kuzynka rodziny, Catalina, wysłała enigmatyczny list, w którym oskarża własnego męża między innymi o podtruwanie. Zarzut to poważny, tym bardziej że będący właścicielami rezydencji Doyle’owie to ród dumny i wyjątkowo twardo strzegący swoich sekretów. Rezolutna Noemi będzie musiała więc użyć całego sprytu, by wydobyć prawdę na światło dzienne.
Choć gatunkową przynależność w przypadku książki Silvii Moreno-Garcii wyraźnie sugeruje już sam tytuł, to jednak „Mexican Gothic” jest gotykiem nie tylko z nazwy. W fabule znajdziemy takie jego nieodłączne elementy, jak ponure domostwo, okrywającą go niczym całun tajemnicę, wiszącą nad bohaterami klątwę i oczywiście śmierć. Co charakterystyczne dla tego typu powieści, scenografia w postaci Wysokiego Dworu nie ogranicza się jedynie do biernego statystowania w wydarzeniach, a raczej jest bohaterem samym w sobie, równie istotnym, co ludzie, i wchodzącym z nimi nieustannie w interakcję. Trudno nie zwrócić zresztą uwagi na to, jak pieczołowicie Moreno-Garcia postanowiła odmalować charakterystyczne cechy domostwa. Skrzypiące podłogi, nieustanny mrok, pokrywające ściany tu i ówdzie kolonie grzybów – wszystko to jest przedstawione na tyle dosadnie, by towarzysząc Noemi w jej przygodzie, niemal namacalnie poczuć woń rozkładu i zepsucia.
Na szczęście skupiając się w dużej mierze na przedstawieniu samej rezydencji, meksykańsko-kanadyjska autorka nie pokpiła również sprawy, jeśli chodzi o bohaterów, i zręcznie potrafi manewrować naszym nastawieniem do nich. I tak chociażby Noemi nieustannie ewoluuje na kartach powieści, by z cokolwiek antypatycznej, rozpuszczonej młodej osóbki przeistoczyć się w prawdziwą heroinę, kreowaną na przyszłą głowę rodziny Doyle’ów, z kolei Virgil potrafi raz zachwycać pewnością siebie, a po chwili wywoływać niepokój wewnętrznym mrokiem, a Francisowi będziemy kibicować, by odnalazł odwagę do stawienia czoła własnym słabościom. To ostatnie ma zresztą w „Mexican Gothic” znaczenie szczególne, obok bowiem korzystania z właściwych dla gatunku schematów Moreno-Garcia zgrabnie poddaje wiwisekcji szkodliwe społecznie postawy. Horror w rozumieniu zagrożeń paranormalnych koegzystuje tu zatem z grozą rasowych uprzedzeń czy toksycznego patriarchatu, a komentarz autorki jest w tym miejscu jasny i czytelny.
Choć „Mexican Gothic” jest wypakowana wieloznaczną zawartością po brzegi, pozostaje jednak literaturą przede wszystkim rozrywkową – i jako taka radzi sobie zupełnie dobrze. Zasadnicza część lektury ma jednostajne tempo, pozwalające stopniowo zatapiać się w mrok i chłonąć gęstą atmosferę niepokoju i zaszczucia. Prawdziwe fabularne fajerwerki Moreno-Garcia odpala dopiero w kulminacyjnym punkcie książki i to nie tylko dlatego, że całość zauważalnie przyspiesza. Rozwiązanie akcji jest bowiem na tyle kuriozalne, by już bez większych wątpliwości można było mówić o czymś, co nie tylko wykracza poza powieść stricte gotycką, ale wręcz romansuje z literacką pulpą. To nie do końca tak, że „Mexican Gothic” całkowicie łamie z góry narzuconą konwencję – zdecydowanie można jednak mówić o miłym zaskoczeniu.
W ostatecznym rozrachunku mamy więc do czynienia z powieścią, która na twarzach miłośników literackiej grozy, przyzwyczajonych do pewnych z góry sprawdzonych rozwiązań, powinna wywołać spore uśmiechy. Zgrabnie napisaną, nawet przy uwzględnieniu nieco groteskowego finału, logicznie spójną i mającą do powiedzenia coś w tematach społecznie ważkich. To musi się podobać.
Maciej Bachorski
TweetKategoria: recenzje