banner ad

Powrót do świata „Bastionu” Stephena Kinga – recenzja antologii „Koniec świata, jaki znamy” pod red. Christophera Goldena i Briana Keene’a

3 listopada 2025

Różni autorzy, red. Christopher Golden, Brian Keene „Koniec świata, jaki znamy”, tłum. Jacek Spólny, Piotr Kuś, Tomasz Kupczyk, Janusz Ochab, wyd. Replika
Ocena: 7 / 10

Stephen King stworzył „Bastion” jako wielką opowieść o końcu świata i początku człowieczeństwa. Blisko pół wieku później inni autorzy powrócili do jego dzieła, by dopisać nowe historie. Antologia „Koniec świata, jaki znamy” to hołd dla powieściowego oryginału i zarazem próba ponownego zmierzenia się z pytaniem o to, co zostaje z ludzi, gdy wszystko inne przestaje istnieć.

„Bastion” to bez wątpienia jedna z kultowych książek Stephena Kinga i to nie tylko dlatego, że poniekąd (uwzględniając gatunkowe wyolbrzymienie) przewidziała przyszłość. Ponad tysiącstronicowa postapokaliptyczna epopeja, uznawana do dziś za punkt odniesienia dla całego gatunku, to materiał niebywale pojemny i pozostawiający ogromne pole do reinterpretacji, a nawet dopisywania „ciągów dalszych”. Z takiego właśnie przekonania wyszli redaktorzy antologii i zarazem fani Kinga, pisarze Christopher Golden i Brian Keene, którzy – z osobistym błogosławieństwem samego mistrza horroru – zebrali wokół siebie grono autorów, by ponownie zajrzeć do świata spustoszonego przez Kapitana Tripsa. Efektem jest książka, która nie próbuje kopiować „Bastionu”, a raczej rozszerza jego wydźwięk o dziesiątki nowych głosów.

To, co od razu rzuca się w oczy, to trafność pomysłu. Umieszczenie opowiadań w uniwersum „Bastionu”, ale bez wchodzenia w główne wydarzenia powieści, okazało się decyzją ze wszech miar dobrą. Dzięki temu opanowany przez supergrypę świat nabiera nowych odcieni. Jedne historie tylko wykorzystują postapokaliptyczną scenerię Kinga, by opowiadać o czymś zupełnie odrębnym, inne natomiast wypełniają luki w fabule „Bastionu” i rozwijają tło wydarzeń. Znajomość oryginału nie jest konieczna (każde opowiadanie napisano tak, by maksymalnie ułatwić odbiorcy wejście do świata wykreowanego przez pisarza z Maine), ale jego lektura z pewnością spotęguje emocjonalny odbiór całości.

Antologia podzielona jest na różne fazy katastrofy: od pierwszych dni epidemii, przez okres wędrówki i rozkładu cywilizacji, aż po próby budowania nowych wspólnot. Dzięki temu otrzymujemy nie tylko mozaikę ludzkich doświadczeń, ale też panoramiczny obraz końca świata. Krótkie formy doskonale współgrają z chaosem i lękiem, które dominują w „Bastionie”: wycinki rzeczywistości potrafią mieć w sobie nie mniej mocy niż długa narracja.

Każdy z autorów zaproszonych do projektu szukał własnego punktu zaczepienia w świecie stworzonym przez Kinga. I tak pojawia się policjant, który w cieniu zarazy i śmierci próbuje zdobyć serce kobiety, jednocześnie balansując na granicy obsesji. Jest też mężczyzna, który po utracie rodziny w pożarze odnajduje sens istnienia w ratowaniu rannej antylopy – drobny gest, który staje się jego prywatnym odkupieniem. W innym opowiadaniu młode rodzeństwo doświadcza wizji Matki Abigail, choć ich droga przecina się z samym Randallem Flaggem. Mamy też stewardesę, która ratuje dziewczynę z rąk postapokaliptycznego gangu. Wydarzenia przenoszą się również w tak niespodziewane rejony jak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, czy ukazane są z perspektywy likaonów, afrykańskich dzikich psów, których instynkt stadny okazuje się być bardziej cywilizowany niż to, co przetrwało wśród ludzi.

Jak to w przypadku tak obszernych antologii bywa, poziom i styl poszczególnych opowiadań bywa różny. Jedne są dopracowane językowo i niosą autentyczny ładunek emocji, inne stawiają bardziej na efektowną puentę niż na głębię. Przy ponad trzydziestu utworach trudno też, by pewne motywy się nie powtórzyły (nawet jeśli w różnych wariantach), co po jakimś czasie może prowadzić do przesytu. Mimo wszystko jednak widać bardzo przemyślany dobór autorów – łączy ich najistotniejsza cecha wspólna: rozumieją istotę stworzonego przez Kinga świata.

„Koniec świata jaki znamy” to projekt ambitny i niewątpliwie zrealizowany z szacunkiem dla materiału źródłowego. Nie zastąpi „Bastionu” i nie ma zresztą takiego zamiaru – raczej przypomina o sile powieści Kinga, o tym, jak żywy pozostał jego świat i jak wielu autorów nadal słyszy jego echo. To więc przede wszystkim książka dla tych, którzy lubią wracać do znanych ruin i sprawdzać, czy wciąż tli się w nich życie.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , , , , , , , ,

Kategoria: recenzje