Porcja pulpowej rozrywki – recenzja książki „Daemon” Łukasza Śmigla

19 marca 2020

Łukasz Śmigiel „Daemon”, wyd Oficynka
Ocena: 6 / 10

„Daemon” Łukasza Smigla to swego rodzaju powrót. Zwłaszcza, że zbiór ten jest po prostu nowym, przeredagowanym wydaniem „Demonów” z 2008 roku (wyd. Red Horse). Owszem, nie otrzymujemy reedycji jeden do jednego. Nie wszystkie opowiadania z tamtej książki trafiły tutaj, pojawia się też kilka nowych. Nie zmienia to faktu, że trudno traktować tę publikację inaczej, jak powrót autora na książkowy rynek, który w ostatnim czasie staje się dla horroru coraz łaskawszy. Oczywiście jest to ruch pozytywny – Śmigiel to zdolny, interesujący twórca, na dodatek dobrze obeznany z popkulturą. Nie każdy tekst w „Deamonie” zasługuje na bardzo dobrą ocenę, ale z pewnością znajdzie się kilka perełek. A poza tym od wydania pierwotnej wersji tego zbioru minęło 12 lat, wznowienie jest więc okazją dla wielu nowych czytelników opowieści z dreszczykiem, by autora i jego twórczość poznać.

Każdy zbiór opowiadań cierpi na zwyczajową przypadłość: zawiera teksty różnej jakości. Także tutaj znalazły się opowiadania, które – nawet jeśli opierają się na niezłym pomyśle – cierpią na brak sensownego suspensu. Z drugiej strony otrzymujemy też historie, które wiele lat po pierwszej lekturze wciąż zachwycają. Śmigiel sprawnie wykorzystuje znane, popkulturowe motywy, jednak zazwyczaj stara się je w interesujący sposób przekształcić. Nie stroni od częstych zmian gatunków, szuka dla siebie – i swojej wyobraźni – coraz to nowych konwencji. I niejednokrotnie te poszukiwania kończą się sukcesem, oferując czytelnikowi ciekawe historie.

Początek zbioru nie jest najlepszy. „Dom Nieba” to opowieść oparta na świeżym koncepcie fabularnym, związanym z życiem po śmierci, jednak forma nie do końca przekonuje. Niby wszystko dobrze się splata, niby przekaz w historii jest jasno uwypuklony, a jednak brakuje tu wystarczająco zaakcentowanego klimatu, a głębia opowieści zdaje się być wykreowana na siłę. „Bohater 1916” zaczyna się znakomicie. To plastycznie nakreślona historia, która zawodzi mocno w samym zakończeniu. Finał jest wyłożony zbyt łopatologicznie, brak tu odpowiedniego twista, odsłonięcia ukrywanej w fabule tajemnicy. Brak też pola do interpretacji dla czytelnika. Szkoda, bowiem realia wojenne udało się Śmiglowi oddać całkiem udatnie.

Po słabym otwarciu następuje progres, bowiem kolejne opowiadanie, „Śmierć Prokris”, jest o wiele lepsze, choć korzysta z pozornie wyeksploatowanego motywu sadystycznego mordercy, na którego przypadkiem natrafia nasz bohater, rzecz jasna pakując się w srogie kłopoty. „Przyjdzie i po ciebie…” to z kolei historia osadzona w konwencji postapokaliptycznej i kryje w sobie zdecydowanie zbyt duży potencjał na tak krótki tekst. Mógłby to być swoisty prolog do czegoś większego. Może materiał wyjściowy do powieści? Świetnie się to czyta i ma tylko jedną wadę – zbyt szybko się kończy.

W „Nigdy więcej” autor sprawdza – z powodzeniem – zasadę, że dobry horror pisze się o swoich największych lękach. W tym przypadku mamy mroczną, kingowską historię o utracie dziecka. To jedno z ciekawszych opowiadań w zbiorze. Następne również znajduje się w czołówce – „Opowieść chłopca” odświeża motyw wampira, skupiając się głównie na drugowojennej rzeczywistości. Śmigiel unika akcentowania samego wampiryzmu jednej z głównych postaci, a jej rola w całej historii sprowadza się do zgrabnego uzupełnienia fabuły. Co ważne, udało się tego dokonać bez wszechobecnego aktualnie, spłyconego, popowego podejścia do zdarzeń z tamtych lat. „Imago” znów eksploruje motywy horrorowe. Przez większość lektury opowieść ma niepokojący klimat. Sugeruje w niebezpośredni sposób makabryczne zakończenie, ale i odsłania ponure sekrety rodziny głównego bohatera. On sam zresztą ma wątpliwości co do swojego zdrowia psychicznego, co mocno determinuje czytelniczy odbiór całej historii.

„Decathexis” jest jednym z najlepszych tekstów w dotychczasowym dorobku Śmigla. To mroczna, utrzymana w konwencji dark fantasy opowieść o świecie, w którym śmierć jest boską personifikacją otoczoną najwyższym kultem. Znakomicie wykreowane uniwersum zdecydowanie zasługiwało na więcej, niż to opowiadanie – notabene, samo w sobie będące perełką w tym zestawie – i doczekało się rozwinięcia w postaci powieści z 2009 roku. Pozostaje zatem czekać na zapowiadaną przez autora kontynuację. Już tylko dla poznania tej szalonej wizji świata warto po zbiór „Daemon” sięgnąć. Gdyby pokusić się o szukanie porównań dla tej historii, to przychodzi na myśl gra i komiks z uniwersum „Bloodborne”. „Decatexis” z pewnością przypadnie do gustu fanom tego tytułu. Pokaz umiejętności kreowania fantastycznych światów Śmigiel dał również w ostatnim tekście w zbiorze, zatytułowanym „Śpiew Ptaka Nocy”. W tym przypadku motyw nadprzyrodzony schodzi na dalszy plan, jest swoistym finałem, tłem dla kreacji niezwykłego uniwersum, które samo w sobie zachwyca naturalną egzotyką. Warte polecenia.

„Wystarczy” może zirytować. Wprawdzie wypada docenić zgrabne wykonanie, jestem jednak zdania, że horror komediowy, jako taki, przeczy sam sobie, a napisać coś dobrego w tej konwencji jest niezwykle trudno. Na surowości oceny opowiadania mógł też zaważyć fakt, że poprzedzający je „Decathexis” wywindował poprzeczkę zbyt wysoko. „Stracona fiestecita” również zawiera elementy humorystyczne, ale autor zdołał utrzymać je w ryzach i nie popada w przesadę, na czym cała historia tylko zyskała. To utwór w stylu Andrzeja Pilipiuka, może też Mai Lidii Kossakowskiej, stanowiący lekkie, przyjemne, chwytliwe czytadło – czyli to, czego zazwyczaj szukamy w pulpowej literaturze. Naprawdę ciekawa konwencja, którą warto by było kontynuować.

„Fotel” to zupełna zmiana tempa, nastroju, ciężkości. Jest mroczniej, bardziej onirycznie – ale to wszystko przekłada się na wysoką jakość tej historii. Coś dla fanów literatury z pogranicza bizarro i weird fiction. „Klątwa z o.o.” nieodzownie kojarzy się z pastiszem Kinga („Quitters Inc.”). O ile u Króla całościowy wydźwięk tekstu był straszny, tak tutaj Śmigiel serwuje nam historię mocno ironiczną, ale całkiem przyjemną w odbiorze. I choć pomysł skrajnie różni się od „Quitters Inc.”, wniosek z obu opowiadań płynie taki sam – uważajmy, z czyich usług zamierzamy skorzystać. „Wesołych drzew” to z kolei krwawy horror, któremu brak fabularnej głębi. Historia została wprawdzie sprawnie napisana, jednak pozostawia pewien niedosyt. Bez fajerwerków.

Podsumowując, Śmigiel nie zawsze radzi sobie fabularnie, czasem traci impet przed samym zakończeniem, jednak dobrze wypada w kreowaniu nowych, zaskakujących światów. To dobry rzemieślnik, a przy tym miłośnik popkultury, doskonale rozumiejący prawidła nią kierujące, tyle że nie zawsze potrafi wycisnąć sto procent soku ze swoich pomysłów. Pamiętając, że zwyczajowo każdy zbiór opowiadań posiada zróżnicowany poziom, to trudno oczekiwać, żeby z „Daemonem” było inaczej. To pozycja warta uwagi, która zawiera różne pod względem gatunkowym i jakościowym historie (w tym kilka prawdziwych perełek), ale też stanowi solidną porcję pulpowej rozrywki.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje