Ponura tułaczka
José Manuel Mateo, Javier Martinez Pedro „Emigracja”
Ocena: 9 / 10
Wydawnictwo „Widnokrąg” z impetem wkroczyło na polskie salony z książkami adresowanymi dla młodych czytelników. Ma ono na swoim koncie kilka bardzo oryginalnych tytułów, choćby: fenomenalną pod względem edytorskim „Czarną książkę kolorów” Meneny Cottin i ilustratorki Rosany Faríi, komiks „88/89” doświadczonego scenarzysty Michała Rzecznika i rysownika Przemysława Surmy oraz przejmującą „Maję z Księżyca” Katarzyny Babis. W tym zaszczytnym gronie niewątpliwie powinna się znaleźć „Emigracja” meksykańskich artystów José Manuela Matea i Javiera Martineza Pedra.
Emigracja dosięga miliony ludzi na całym świecie. W Polsce temat jest niezwykle aktualny i to nie tylko z powodu nagłośnionej sprawy uciekinierów z Syrii. Z naszego kraju w ostatnich latach wyjechało setki tysięcy młodych osób, w poszukiwaniu pracy, pieniędzy, dobrobytu. Mnóstwo polskich rodzin zostało rozdzielonych z powodu pracy w obcym kraju (przynajmniej) jednego z rodziców. Powstało nawet określenie „euro-sieroty”, podkreślające tragedię dzieci dotkniętych tym powszechnym zjawiskiem.
Książka meksykańskiego pisarza i eseisty José Manuela Matea oraz mieszkającego obecnie w Stanach Zjednoczonych Javiera Martineza Pedra przedstawia dramatyczną sytuację dwójki dzieci i ich matki. Rodzina jest zmuszona opuścić ukochaną ojczyznę, udając się w niebezpieczną podróż do Los Angeles, gdzie ponoć przebywa utęskniony ojciec. Narratorem historii jest anonimowy dzieciak, z rozrzewnieniem opowiadający o swym życiu na meksykańskiej wsi. Niesforny chłopak wspomina najpiękniejsze chwile z lat spędzonych w domu rodzinnym: zabawę wśród kogutów i świń, przeskakiwanie pomiędzy grządkami, grę w chowanego z siostrą i psem w plątaninie palm. Słowem: beztroskie wygłupy, błahostki i codzienne radości. Na oczach chłopaka następował stosunkowo szybki proces wyludniania wsi. W końcu nastał dzień wyjazdu jego familii. Protagonista noweli precyzyjnie opisuje kolejne etapy trudnego wojażu, a całą historię kwituje zdecydowana wypowiedź: A ja tak tęsknię za domem!
Równie ważny, co chwytający za serce tekst José Manuela Matea jest gigantyczny, prawie metrowy obraz Javiera Martineza Pedra. Rysownik ukazał na nim ciąg połączonych ze sobą scenek, bezpośrednio nawiązujących i dopowiadających treść konkretnych akapitów. Postaci pojawiające się na rysunku są ukazane w pozycji bocznej (niczym starożytni Egipcjanie), z nieproporcjonalnie dużymi głowami. Opowiadający historię chłopak został wyróżniony poprzez dodatkowy element ubioru ? czapeczkę z daszkiem. Kapitalnie zaprezentowane zostały zwierzęta o niepokojącej fizjonomii, jakby wyciągnięte wprost z płócien Pabla Picassa. Na szczególne wyróżnienie zasługują środki lokomocji, którymi bohaterowie przemierzają drogę: stary pociąg, zdezelowany autobus, pokraczne samoloty i wszechobecne samochody policyjne. Strzałem w dziesiątkę okazało się pozostanie przy czarno-białej kolorystyce oraz nieprecyzyjne kolorowania ? jakby całą ilustrację wykonało zdolne, pomysłowe dziecko.
Do kupna recenzowanego dzieła przekonuje niekonwencjonalny sposób jego wydania. Mamy bowiem do czynienia z poziomym formatem, całością złożoną w harmonijkę, twardą, czarną okładką z fragmentem całego obrazu, przewiązaną czarną wstążką. Jak zaznaczają wydawcy, książka została wydrukowana na ekologicznym, grubym papierze Mohawk. W posłowiu poznajemy historię tysięcy Meksykanów rokrocznie uciekających do wymarzonych Stanów Zjednoczonych. Tekst ten idealnie współgra ze smutną opowieścią.
„Emigracja” to książka ocierająca się o doskonałość. Studium cierpienia, lęków, tęsknoty, ponurej tułaczki i pozornej nadziei. Pochwała dzieciństwa, rodzinnych wartości i miłości. Dzieło rekomendowane do przerabiania z uczniami w szkołach podstawowych. Pouczająca lektura w fenomenalnej oprawie graficznej. Brawo!
Mirosław Skrzydło
TweetKategoria: recenzje