Płonie Babilon
Chris Salewicz „Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae”, wyd. Sine Qua Non
Ocena: 5,5 / 10
Z Babilonem jest jak z faszyzmem, otacza nas wszędzie. Dlatego gdy masz szesnaście lat, budzisz się pewnego dnia i wiesz, że twoim powołaniem jest spalenie Babilonu. W Polsce ruch na rzecz jego zniszczenia ma bogate tradycje i wielu współczesnych kontynuatorów. Ale jest z nim kłopotliwa sprawa: nie do końca wiadomo, gdzie się Babilon kończy, a gdzie zaczyna. By rozwiać wątpliwości, warto sięgnąć do ksiąg. Biografia Marleya napisana przez Salewicza odpowiada na kilka pytań, niestety nie wytycza linii demarkacyjnych systemu.
Mocną stroną książki jest opis życia młodego Jamajczyka, który boryka się m.in. z problemem natury tożsamościowej jako syn białego ojca i czarnej matki. Dziennikarz sugeruje, że zmaga się z nim nawet w wieku dojrzałym i wydaje się to być spiritus movens jego działalności. Opowieści z zamierzchłych czasów brzmią niezwykle egzotycznie, jak chociażby historie o trenowaniu w buszu gry na gitarze zrobionej z puszek po rybach (w polskich warunkach w tych czasach robiono gitary, np. z drzwi do piwnicy, choć warunki lokalowe były zdecydowanie lepsze). Autor przywołuje wielu jamajskich uznanych muzyków (Alton Ellis, Burning Spear, Lee ?Scratch? Perry, Jacob Miller, Jimmy Cliff) oraz opisuje słynne sound systemy, które były trampoliną do pieniędzy i sławy na wyspie. Sporo miejsca poświęcono osobom Petera Tosha i Bunny?ego Livingstona, przyjaciół i współpracowników Boba. Co ciekawe, muzyczna działalność na Jamajce była ściśle związana ze światem przestępczym; wątek ten przewija się praktycznie przez całą książkę. Szczegółowo opisana została wstrząsająca historia zamachu na Marleya, która przywołuje na myśl mord dokonany przez grupę Charlesa Mansona w willi Romana Polańskiego.
Salewicz opisuje rodzinne perturbacje oraz początki drogi na muzyczny szczyt. Marley praktycznie rozpoczął karierę w okolicach 1962 roku i na Jamajce zdobywał coraz większą popularność. Pieśni, które w latach siedemdziesiątych przyniosły mu ogólnoświatową sławę, niejednokrotnie były już nagrywane wiele lat wcześniej. Interesujące są okoliczności i kontekst powstawania niektórych z nich (?Exodus? czy ?Misty Morning?). Jednym z głównych wątków biografii jest rastafarianizm i postępująca wiara Boba, szkoda że autor nie pokusił się o przybliżenie tej egzotycznej religii czytelnikom. Nie mogło zabraknąć wątku menedżmentu i przemysłu wydawniczego. Świetne są fragmenty opisujące zabiegi mające przyciągnąć fanów rocka progresywnego do reggae oraz kombinacje towarzyszące nagrywaniu ?Catch a fire?, w którym gościnnie pojawia się niezwiązany z grupą biały gitarzysta. Z kolei wydanie ?Legend? poprzedzone było wnikliwymi badaniami rynku.
Marley był doskonałym twórcą i przyciągającym wykonawcą. Książka nie pozostawia złudzeń ? wszystko, co osiągnął, zawdzięcza sobie, w myśl zasady: 5% talentu, 5% szczęścia i 90% pracy. Szczęściem na pewno była współpraca w początkowym okresie z Toshem i Livingstonem (ich chórki w utworze ?Concrete jungle?, otwierającym pierwszy ?światowy? album wydany dla Island Records, powalają). Potwierdza się, że sukces osiągają ci najwytrwalsi i najpracowitsi, którzy jak Hendrix nawet jajka na bekonie smażyli z gitarą w ręce. Bob potrafił pracować nad kilkudziesięcioma piosenkami, z których później wybierał kilka. Jeżeli jesteś młodym początkującym muzykiem, pamiętaj: albo muzyka, albo życie.
Książki o muzyce są specyficzną dziedziną literatury. Pisanie ich ciężko przychodzi dziennikarzom muzycznym (bo to oni w zasadzie je piszą). Często owiane są aurą naiwności i nieznośnej patetyczności. W ciekawym, choć krótkim, słowie wstępnym tłumacza o polskim reggae pojawiają się zarzuty wobec kapitalistycznych funkcjonariuszy Babilonu, którzy uniemożliwili promowanie muzyki rastafarian w rodzimym radio. Ale bez pomocy tych babilońskich agentów nikt by w Europie i USA o reggae w życiu nie usłyszał (o punku zresztą też). Był taki czas, kiedy w Polsce z mocy prawa walczono z kapitalistycznym Babilonem, wskutek czego w latach 80. XX wieku nie było materiału do tłoczenia płyt ani farby i papieru na okładki.
Sprawa jest jasna: biograf jest zdeklarowanym bojownikiem z Babilonem, w związku z tym brakuje mu zdrowego dystansu do materii, którą opisuje. Kilka razy zupełnie go ponosi i ze swojej rakiety lecącej w kosmos opisuje „jedne z najważniejszych momentów w kulturowej historii XX wieku”, oczywiście związane z reggae. Do tego gdzie nie spojrzy, czają się koincydencje: fotograf zrobił Bobowi zdjęcie, gdy ten patrzył na protezę nogi ? jakiś czas później muzyk nie pozwolił na amputację palca stopy, co było przyczyną jego śmierci. Przypadek? Nie sądzę.
Istotnym elementem tego typu publikacji są anegdoty, które zdają się świadczyć o pracy wykonanej przez autora, dodając książkom kolorytu. Anegdoty Salewicza są słabe. Choć może być też tak, że Marley po prostu miał okrutnie nudne życie. Co ciekawe, wątpliwą zaletą Salewicza może być fakt, że znając Boba osobiście, napisał książkę, w której nie daje tego po sobie poznać.
Po przeczytaniu „Nieopowiedzianej historii króla reggae” nie dowiesz się, gdzie zaczyna się Babilon. Jest jeszcze jedna nierozwikłana zagadka wszechświata, która zdumiewa do dziś: jak można mieć trzynaścioro dzieci z ośmioma kobietami?
Kasper Linge
TweetKategoria: recenzje