Piotruś Pan na prezydenta!

19 grudnia 2013

Lata sześćdziesiateJenny Diski „Lata sześćdziesiąte”, wyd. Officyna
Ocena: 5,5 / 10

Znajomy opowiadał mi kiedyś o MK-Ultra, projekcie CIA służącym kontroli umysłów. Z drżącymi rękoma i rozbieganym wzrokiem mówił, że znowu zamienili go w jaszczurkę. To było dawno temu. Żyłem spokojnie przez kilka lat. Do wczoraj. Wspomnienia Jenny Diski z lat sześćdziesiątych XX wieku wprowadziły zamęt w mój przedświąteczny nastrój. Próba zdestabilizowania w takim momencie to przypadek? Nie sądzę.

Jenny Diski jest angielską pisarką, rocznik 1947, która aktywnie uczestniczyła w rewolucyjnych działaniach „dzieci kwiatów”. Niewielkie objętościowo „Lata sześćdziesiąte” są autobiograficznym raportem z okresu swingującego Londynu. Wydane w 2009 są próbą uchwycenia sensu tamtych wydarzeń z brytyjskiej perspektywy i odpowiedzenia na pytania dotyczące sukcesów i porażek hippisowskich idei. W założeniu wyjątkowość tych wspomnień polegać ma na częściowo krytycznym podejściu Diski do tematu. Chłodne spojrzenie z perspektywy czterdziestu lat daje możliwość ciekawych wniosków.

Diski opisuje siebie, jednocześnie rysuje portret ówczesnych nastolatków. Życie jednostek było nierozerwalnie sprzęgnięte z funkcjonowaniem pokolenia. Najciekawsze literacko są fragmenty, w których z nostalgią wspomina początki mody młodzieżowej i tętniące życiem londyńskie butiki. Przyznaje, że młodzi, chcąc uciec od świata, który negowali, wpadli w pułapkę konsumpcjonizmu, który ich na powrót „zniewalał”. Co ważne, pierwszymi, którzy zorientowali się, że można zarobić na buntowniczych fantazjach młodzieży, byli „zbuntowani” producenci odzieży (jak chociażby Malcolm McLaren i Vivienne Westwood).

Autorka porusza bardzo istotny i w zasadzie rzadko pojawiający się motyw strachu panującego wśród mieszkańców świata zachodniego przed atomową zagładą. W tym kontekście przywołuje antynuklearne Marsze do Aldermaston, w których uczestniczyła. Pobieżnie wskazuje na swoje pierwsze kontakty z muzyką, literaturą, filmem i ekscentrycznymi bitnikami. W związku z tym jedną z najbardziej interesujących tez książki jest zdumiewająca ocena kulturowa Anglii tamtych czasów. Według Diski Wyspy Brytyjskie były prowincją wobec serca rewolucji, która odbywała się w Stanach. W pewnym sensie teoria ta wydaje się słuszna, zważywszy, że swingującemu Londynowi daleko było do politycznego rozpalenia obecnego w USA czy Zachodnich Niemczech.

Diski przywołuje dwa bardzo ciekawe wątki z własnej biografii, które pozwalają poznać kontekst konkretnych sfer działalności społecznej tamtych czasów ? opisuje system edukacji w Anglii (jako nauczycielka) i system leczenia psychiatrycznego (jako pacjentka cierpiąca na głęboką depresję). Tematyka rzadko poruszana w literaturze popularnej, co może być tym bardziej interesujące dla czytelnika.

Tekst napisany jest z niezwykłą lekkością, co summa summarum może być zarzutem. Książka jest jak obietnica wielkiej wycieczki, jednak okazuje się, że przejedziemy dwa przystanki tramwajem do baru na rogu. Lata sześćdziesiąte w powszechnym odczuciu kojarzą się z muzyką. Szkoda, że Diski nie poświęca jej uwagi. Jest za to sporo o innych hippisowskich atrybutach, narkotykach i seksie. I tutaj wkraczamy na niebezpieczny grunt CIA, MK-Ultra i chaosu w głowie. Pisarka rozwodzi się w pięknych słowach o ideologii, głębokich motywacjach i rozwoju, jakiego doświadczali młodzi dzięki narkotykom w tamtych czasach. Zażywanie narkotyków było godne i szlachetne. Zupełnie inaczej niż w tych opanowanych przez wstrętnych libertarian [sic!] latach osiemdziesiątych, nie wspominając o czasach dzisiejszych. A tak w ogóle to wszystkiemu winni są dilerzy, bo sprzedają narkotyki, żeby zarobić. Podobnie było z „poszerzaniem obszaru wolności seksualnej”. To była wzniosła walka z ponurą i arbitralną moralnością, nie to co dzisiaj: młodzi kopulują przed kamerami w Big Brotherze. Diski ubolewa nad opinią obarczającą lata sześćdziesiąte za panujący powszechny permisywizm, mimo że kilka stron później opisuje przerażające hippisowskie seksualne harce. To nieprawdopodobne, że autorka ma problem z połączeniem dwóch punktów, przyczyny i skutku. Demaskuje rewolucję seksualną nie dostrzegając sedna jej konsekwencji. Zresztą, tak naprawdę wszystkiemu winni są dorośli, gdyż to oni wymyślili pigułkę antykoncepcyjną.

Podobnie jest z rozliczeniem postaw, które przyjmowali młodzi ludzie. Autorka otwarcie przyznaje, że chciano zrealizować mit Piotrusia Pana, czyli nigdy nie dojrzeć. Niejednokrotnie opisuje, że młodość jej i rówieśników to niezwykły czas lenistwa, nieróbstwa, wakacji i życia z pieniędzy otrzymanych od rodziców i z „socjalu”. Zamiast chłodnej oceny takiego żywota otrzymujemy usprawiedliwienie, że „młodzi ludzie mają obowiązek przerażać starych”. Stefan Kisielewski już w 1968 roku pisał, że rewolucję mogą robić tylko dzieciaki z zamożnych rodzin. Jakby tego było mało, leniwa młodzież, która nie potrafiła żyć ze sobą w komunach, gdzie kwestia umycia naczyń była nierozstrzygalna, która pogardzała pracą, chciała zmienić świat i objąć go w swoje panowanie. Można sobie wyobrazić taką sytuację – trener czwartoligowej drużyny, z którą nic nie osiągnął, uważa, że należy mu się posada szkoleniowca kadry narodowej.

Zdumiewający jest świat idei, po którym porusza się Diski. Jest wyznawczynią wolności; walczy o przełamywanie burżuazyjnych barier i otwieranie umysłów, chce zmienić sposób kształcenia i wychowywania dzieci w szkole. Lecz, gdy okazuje się, że pojawiają się libertariańskie teorie postulujące zniesienie szkolnictwa właśnie w imię wolności, Jenny stwierdza, że to nie jest wolność, tylko szkodliwe skrajnie prawicowe teorie podważające hierarchię i strukturę. Zapada cisza. Z tego, co przez setki lat można było zaobserwować, wynika, że to prawicowym credo jest obrona autorytetów i hierarchii w społeczeństwie, z którymi walczy lewica. Można dojść do konstatacji, że wcale nie chodzi tu o wolność, a po prostu o zamienienie niesłusznych poglądów propagowanych w szkole, tymi słusznymi, socjalistycznymi. Tych słusznych poglądów w książce mamy co nie miara; jest nieskrępowana krytyka Margaret Thatcher, Ronalda Reagana, USA za wojnę w Wietnamie, są opowieści o amerykańskich atakach na słabo wyposażone oddziały partyzanckie Wietkongu i szczytne dążenia do jednostronnego [sic!] rozbrojenia atomowego, ale z drugiej strony skrupulatne milczenie, gdy chodzi o potępienie ataków bombowych dokonywanych przez RAF czy Gniewne Brygady w Anglii, i brak jakiejkolwiek refleksji nad prawdziwym charakterem ZSRS jako strony w konflikcie „zimnej wojny”. Tutaj dochodzimy do punktu kulminacyjnego, jak w licealnych rozprawkach; podstawową wartością książki wydaje się wspomniana już refleksja nad latami sześćdziesiątymi i poddanie krytyce ich dorobku z czterdziestoletniej perspektywy. Okazuje się, że owszem, krytyka jest, ale wydaje się, że istotą tej krytyki jest zarzut o „przegranie batalii”. Diski uważa, że rewolucja obyczajowa, którą wzniecono w latach sześćdziesiątych nie przyniosła praktycznie żadnych rezultatów. Pisząc te słowa, sześćdziesięcioletnia hippiska stała oparta czołem o ścianę, za którą nie ma już nic.

Na koniec kilka spostrzeżeń, które dopełniają obraz stanu umysłu, którego sfilmowania nie podjąłby się chyba nawet David Lynch. Diski, obrończyni wolności, cieszy się z funkcjonowania cenzury; krytykuje okrutne społeczeństwo, które nie chciało wsłuchiwać się w wizje ludzi cierpiących na choroby psychiczne; twierdzi, że lewica nigdy nie walczyła o równość płci. Interesującym wątkiem jest też bardzo często pojawiający się w tekście libertarianizm. Nigdy w życiu nie przeczytałem książki, w której tyle mowa o marginalnym w Europie zjawisku i to w dodatku w kontekście władzy nad światem. Podejrzewam, że Murray Rothbard, ideolog libertarianizmu, gdyby żył, umarłby ze śmiechu, jak Jamajczycy, gdy usłyszeli reggae w wykonaniu Led Zeppelin w utworze „D’yer Mak’er”.

Kasper Linge

PS. Na marginesie mała obserwacja z prowincji ? Diski w pewnym momencie podejmuje się krótkiego, syntetycznego opisu świata po 1989 roku, nawiązując m.in. do upadku komunizmu w Europie Wschodniej. Co symptomatyczne, wspomina o murze berlińskim i aksamitnej rewolucji w Czechosłowacji. Jednak wydarzenia te były konsekwencją działań podjętych przez polską opozycję, o czym – jak widać – już nikt nie wie.

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje