Oto i my właśnie – recenzja komiksu „Pan Żarówka” Wojtka Wawszczyka
Wojtek Wawszczyk „Pan Żarówka”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 8 / 10
Opublikowany po raz pierwszy w 2018 roku, a teraz wznowiony komiks reżysera „Jeża Jerzego” i „Smoka Diplodoka” to wypakowana po brzegi słodko-gorzką treścią metafora życia, które nie zamierza rozpieszczać.
Najpierw ojciec głównego bohatera zostaje rozprasowany na naleśnik, potem matka dosłownie łamie się na pół. Jakby zgryzot było mało, on sam przypadkiem połyka grudę rozgrzanego metalu. Nie umiera, ale przy okazji nabywa nietypowe umiejętności, które zmuszą go do zastanowienia nad tym, kim tak naprawdę jest. Wraz z trudną sytuacją w domu potrafiący na zawołanie rozświetlać ciemność młodzieniec będzie musiał szybko odnaleźć własną drogę w pełnym obojętności świecie.
To właśnie owo poszukiwanie swojego miejsca na ziemi jest jednym z najważniejszych motywów komiksu Wojtka Wawszczyka. Na przeszło sześciuset stronach autor zgodnie z chronologią prowadzi nas przez kolejne etapy dorastania głównego bohatera – od kołyski, przez lata spędzone pod opieką rodziców i babci, szkołę, aż po studia i wreszcie pracę. Wawszczyk zwraca uwagę na całe spektrum problemów będących nieodłącznymi elementami naszej rzeczywistości. Nierówność szans spowodowana ubóstwem i niewydolny system edukacji podkopujące poczucie własnej wartości, romantyczna i całkowicie nieprawdziwa wizja związku z drugą osobą czy marnowanie talentu na próbach przetrwania kolejnego dnia – czytelnicy mogą tu dostrzec punkty wspólne z własnymi życiowymi doświadczeniami.
Podobnie jak wielu z nas Pan Żarówka wierzy w to, że dany będzie mu lepszy los niż jego rodzicom, że wyzwoli się spod jarzma ograniczeń narzuconych przez pochodzenie. Sukces, powszechne uznanie i odwzajemniona, szalona miłość okazują się jednak mrzonką, na rzecz której bohater poświęca dostrzeganie tego, co ma wokół siebie. Taka konkluzja dojmuje tym bardziej, że – zgodnie z intencją autora – nabieramy przeświadczenia, że najgorsze w życiu bohatera może dopiero nadejść. Obserwując kolejne perypetie Pana Żarówki, podskórnie czujemy bowiem, że w pogoni za nieosiągalnym nieubłaganie zbliża się do momentu, w którym przegapi coś niebywale istotnego – czego żałować będzie do końca życia.
Wszystko to obudowane zostaje światem pełnym metaforycznego wydźwięku. Choć Wawszczyk niejednokrotnie sięga po graniczący z groteską i absurdem humor, tak naprawdę szkicuje nam rzeczywistość rodem z epoki schyłku PRL-u, z nieodłączną szarością, odrapanymi murami i zasnutym dymem niebem. Równie duże znaczenie ma tu minimalistyczna kreska, która początkowo może sprawiać wrażenie cokolwiek niedbałej, co jedynie podkreśla przekaz całości. Czytając „Pana Żarówkę”, być może zdarzy się nam kilkukrotnie uśmiechnąć, ale równocześnie będziemy ocierać załzawione oczy, wiedząc, że nie zaznamy tu ukojenia łatwym happy endem. Ale to będą te dobre, oczyszczające łzy – ponieważ takie właśnie jest życie.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje