Ogniu krocz za mną – recenzja książki „Wir” Petera Wattsa
Peter Watts „Wir”, tłum. Dominika Rycerz-Jakubiec, wyd. Vesper
Ocena: 8 / 10
Wznowiony przez wydawnictwo Vesper „Wir” Petera Wattsa udowadnia, że kontynuacja może być równie angażująca co część pierwsza. Nawet jeśli pod wieloma względami jest od niej zupełnie inna.
W „Wirze” Watts z otwartą przyłbicą wychodzi naprzeciw oczekiwaniom czytelników, odważnie tworząc rzecz, która z punktu widzenia świata przedstawionego jawi się wręcz jako antyteza pierwszej powieści zatytułowanej „Rozgwiazda”. Cały zestaw elementów charakteryzujących książkę otwierającą „Trylogię Ryfterów” zostaje tu wymieniony jeden do jednego: klaustrofobiczne korytarze umieszczonej kilometry pod wodą stacji Beebe ustępują miejsca przyprawiającymi o agorafobię połaciom terenu na powierzchni, a klimat zaszczucia i osamotnienia – zgiełkowi ludzkich mas. To już nie kameralna, niemalże intymna opowieść o poszukiwaniu człowieczeństwa przez odrzuconych ludzi, a epickie spojrzenie na tych, którzy powinni stać w ich obronie, a sromotnie zawiedli. Przy tym wszystkim jednak to wciąż pełnokrwisty sequel.
„Wir” rozpoczyna się krótko po tym, czego byliśmy świadkami w finale „Rozgwiazdy”. Decyzja o wysadzeniu podwodnego grzbietu Juan de Fuca wywołuje katastrofalne konsekwencje w postaci przetaczającej się przez wybrzeże fali tsunami. Ofiary liczone w milionach, niewyobrażalne straty w infrastrukturze – wszystko to w celu powstrzymania zagrożenia z głębin oceanu, które może doprowadzić do końca cywilizacji. Choć korporacyjni decydenci początkowo nie zdają sobie z tego sprawy, nawet tak radykalne środki zaradcze nie rozwiązują problemu. Z podwodnej eksplozji ocalała bowiem dwójka Ryfterów i każdy z nich nosi w sobie wysoce zakaźny pierwiastek zagłady. A jeden sprawi, że wkrótce płonąć będzie cały świat.
Fabuła „Wiru” podąża kilkoma równoległymi ścieżkami. Ta najważniejsza związana jest z ocalałą ze stacji Beebe Lenie Clarke. Bohaterka, usiłując odnaleźć tych, którzy odpowiadają za śmierć jej przyjaciół i doznane traumy, już wkrótce wbrew własnej woli stanie się dla naznaczonego ekonomicznymi nierównościami społeczeństwa symbolem sprzeciwu wobec autorytarnych władz. Równolegle do jej podróży zaglądamy także do Achillesa Desjardinsa i Alice Jovellanos próbujących w cyberprzestrzeni wytropić nowe, rozrastające się zagrożenie. Równie istotny wątek dotyczy Kena Lubina, drugiego z Ryfterów, któremu udało się przetrwać, oraz Sou-Hon Perrault, która na zlecenie korporacji kontroluje masy uchodźców.
Każdy z tych wątków na pewnym etapie krzyżuje się z innymi, a Watts za ich pomocą dodaje nie tylko kolejne detale do pieczołowicie obmyślonego świata przedstawionego, ale i celowo pokazuje obie strony barykady, rozwijając akcję na wzór nieustannej pogoni w próbie zapobieżenia globalnej katastrofie. Wszystko to z kolei przyobleczone zostaje w opowieść o niesprawiedliwości i podsycanej gniewem zemście w rzeczywistości, w której zdani na łaskę elit maluczcy potrzebują jednej tylko iskry, by wzniecić płomień rewolucji.
Cyberpunkowe realia Watts dopełnia nie tylko sugestywnymi opisami uwalanych brudem slumsów i przesiąkniętej skażeniem miejskiej dżungli, ale i charakterystycznym dla jego twórczości całym mrowiem technologicznych detali. Fani pierwiastka naukowego w science fiction niewątpliwie znajdą tu coś dla siebie: inteligentne programy żerujące, które replikują się w wirtualnej przestrzeni określanej mianem tytułowego wiru, wirusy blokujące sumienie czy tkanki mózgowe hodowane tylko po to, by podejmować decyzje na podstawie chłodnej kalkulacji – to tylko część pomysłów, jakie proponuje swym czytelnikom Kanadyjczyk. Co równie istotne, w przeważającej większości „Wir” pozostaje lekturą czytelną i zrozumiałą dla każdego.
Peterowi Wattsowi udaje się tym samym trudna sztuka stworzenia kontynuacji zarówno świeżej, jak i w naturalny sposób rozwijającej wątki zasygnalizowane w części pierwszej. „Wir” jest dynamiczny, niezwykle silny w swej wymowie i pozostawiający apetyt na ciąg dalszy. Stanowi więc doskonałe potwierdzenie tego, że „Trylogia Ryfterów” to rzecz dla fanów science fiction najzwyczajniej w świecie obowiązkowa.
Maciej Bachorki
Kategoria: recenzje