Obrazem i słowem – recenzja komiksów „Przybysz” i „Opowieści z najdalszych przedmieść” Shauna Tana

2 czerwca 2013

PrzybyszShaun Tan „Przybysz”, „Opowieści z najdalszych przedmieść”, Wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 10 / 10

Istnieje pewna wąska grupa wybitnych artystów, których twórczość trudno jednoznacznie sklasyfikować. Właściwie sami w sobie są odrębnym gatunkiem, umiejętnie operując zarówno obrazem jak i słowem. Edward Gorey, Maurice Sendak? Do tego znamienitego grona winno się zaliczyć również Shauna Tana, a polscy czytelnicy mają okazję się o tym przekonać dzięki dwóm tytułom dostarczonym na księgarskie półki przez miłościwie nam publikującą Kulturę Gniewu – chodzi o wznowienie „Przybysza” i premierowe „Opowieści z najdalszych przedmieść”.

Shaun Tan w niczym nie przypomina geniuszy, do jakich słusznie jest zaliczany. Nie ma w nim nawet krztyny ekscentryzmu, charakteryzującego chociażby dwóch wspomnianych powyżej nieżyjących mistrzów. To niezbyt wysoki, nieśmiały okularnik, którego prędzej uznalibyśmy za księgowego dzień w dzień zliczającego nad biurkiem słupki cyfr bądź naukowca spędzającego żywot na obserwowaniu pod mikroskopem niewidocznych gołym okiem obiektów aniżeli autora obdarzonego onieśmielającą wręcz wyobraźnią i wszechstronnym talentem. Na szczęście Tan nie musi podpierać się atrakcyjną z medialnego punktu widzenia osobowością, na jego korzyść przemawiają własne dokonania.

Przybysz - rysunek

Wydany już u nas w 2009 roku a obecnie wznawiany „Przybysz” to dzieło, które dowodzi, że milczenie nie tylko jest złotem, ale także sztuką. Losy nieznanego z imienia i nazwiska mężczyzny, który opuszcza rodzinę i z niewielkim dobytkiem zgromadzonym w jednej symbolicznej walizce wyprawia się do dalekiego kraju, opowiedziane bowiem zostały bez słów. Historia przywodzi na myśl dzieje emigrantów, którzy przybywali do Stanów Zjednoczonych na przełomie XIX i XX wieku – wpierw wielotygodniowa podróż statkiem, później drobiazgowa odprawa na Ellis Island, wreszcie Nowy Świat i powolne, stopniowe układanie w nim sobie życia: obskurny motel, pierwsze prace i pierwsze znajomości zawierane zwykle ze współtowarzyszami doli, którzy zdążyli już się nieco zadomowić w obcym kraju. To wrażenie potęgują realistyczne ilustracje, nakreślone skrupulatnie ołówkiem, stylizowane na przedwojenne fotografie w sepii. Jednakże już od pierwszych kadrów coś przełamuje zakodowane w naszych umysłach obrazy – zamiast zeppelinów w powietrzu unoszą się parowce, zamiast chleba i mleka ludzie konsumują nieistniejące owoce, podobnie rzecz się ma ze zwierzętami, architekturą i techniką. W dobrze nam znaną rzeczywistość wkomponowana została fantastyka. Zabiegiem tym Shaun Tan uczynił swoją opowieść na wskroś uniwersalną, ale też, co ważniejsze, współodczuwalną dla czytelnika. Dzięki temu w świecie „Przybysza” nie tylko główny bohater, swoją drogą żywo przypominający autora, emigranta w drugim pokoleniu, ale i my wszyscy oddający się lekturze jesteśmy emigrantami.

Opowieści z najdalszych przedmieść Ale Tan w równym stopniu, co niemym obrazem, potrafi też posługiwać się słowem. Daje temu wyraz w „Opowieściach z najdalszych przedmieść”, przebogato ilustrowanym tomiku prozy, zbierającym z pozoru proste historie, które nasączone są odrobiną magii i niesamowitości, symptomatycznej dla wyobraźni małego dziecka. Wodny bawół zamieszkujący opuszczoną parcelę, student wynajmujący od rodziny nie pokój gościnny, a małą filiżankę w spiżarce, pokryte kolorowymi wzorami pociski rakietowe ulokowane w każdym przydomowym ogródku – jakże blisko tym pomysłom do imaginacji Neila Gaimana. Tyczy się to również samego stylu – zwięzłego, oszczędnego, jakby każde zdanie powstało w wyniku głębokiego namysłu. Shaun Tan może się jednak pochwalić znaczącą przewagą nad swoim brytyjskim kolegą – potrafi rysować. Tam więc, gdzie Gaiman zmuszony jest polegać jedynie na słowie (bądź zaprzyjaźnionych ilustratorach), autor „Opowieści z najdalszych przedmieść” posiłkuje się ilustracją, dopowiada, pozwalając spojrzeć na opisane historie w szerszym kontekście, eksperymentuje z formą (jedna z opowiastek przedstawiona została w postaci strzępków kartek rozrzuconych po stronicach). Nadaje to tomikowi owej pięknej wielowymiarowości, która pozwala cieszyć się lekturą zarówno młodocianemu czytelnikowi, jak i temu dojrzalszemu, jeśli nieobca jest mu tęsknota za bezpowrotnie utraconą krainą dzieciństwa zwaną podwórkiem.

Obfitość pozycji dobrych i bardzo dobrych, trafiających na nasz rynek, może wywoływać u potencjalnego odbiorcy dezorientację przy podejmowaniu zakupowych decyzji. Jest jednak sposób, aby wyłuskać spośród tej przebogatej oferty pozycje wybitne – one wzbudzają nie tylko zachwyt, ale także autentyczną zazdrość o to, że sami nie wykreowaliśmy czegoś równie wspaniałego. W przypadku „Przybysza” i „Opowieści z najdalszych przedmieść” takie uczucia pojawiają się już podczas pierwszego, nawet przelotnego, kontaktu.

Artur Maszota

Gdzie kupić:
Kup publikacje w sklepie wydawnictwa

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje