banner ad

Obcy pod kopułą – recenzja książki „Żądlak” Roberta McCammona

31 maja 2025

Robert McCammon „Żądlak”, tłum. Sławomir Kędzierski, wyd. Vesper
Ocena: 7 / 10

Znana wcześniej w Polsce pod tytułem „Stinger”, nominowana w 1988 roku do Nagrody Brama Stokera powieść „Żądlak” łączy w sobie horror, science fiction i wątki obyczajowe. Innymi słowy, to esencja tego, z czego Robert McCammon jest najbardziej znany.

Akcja „Żądlaka” rozgrywa się w teksańskim Inferno, niewielkim i podupadającym miasteczku, którego społeczność boryka się z wieloma problemami. Brak perspektyw, bezrobocie, przemoc gangów i napięcia rasowe sprawiają, że dla wielu Inferno stało się więzieniem, z którego nie sposób się wyrwać. A jednak już wkrótce sytuacja ulega drastycznej zmianie. Oto bowiem w pobliżu miejscowości rozbija się statek kosmiczny. Gdy zdezorientowani mieszkańcy usiłują zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło, pojawia się następny statek, który przy pomocy pola siłowego odcina Inferno od reszty świata. Wkrótce okolica staje się areną starcia między dwoma przybyszami z kosmosu – bezwzględnym łowcą nagród zwanym Żądlakiem i ściganym przez niego uciekinierem, który ukrywa się w ciele małej dziewczynki. Żądlak rozpoczyna polowanie, w trakcie którego nie liczą się koszty ani ludzkie życie. Tylko działając razem ponad podziałami, bohaterowie będą mogli wydostać się z potrzasku.

Na pierwszych kilkudziesięciu stronach McCammon nie forsuje tempa. W swoim stylu najpierw decyduje się na detaliczne odmalowanie najważniejszych uczestników wydarzeń i ich wzajemnych relacji, unikając wskazywania wyraźnego protagonisty. Stawia tym samym na wielowątkowość i pokazywanie wydarzeń z różnych perspektyw. Choć czasem w tym nadmiarze dobra można się nieco pogubić, to dzięki zastosowanemu zabiegowi historia nabiera większej głębi i – gdy pisarz w końcu decyduje się wrzucić piąty bieg – w pewnych momentach staje się istnym rollercoasterem emocji. Podążając za myślą, że prawdziwych siebie poznajemy dopiero w momentach próby, McCammon niemal każdej swojej postaci zapewnia przysłowiowe pięć minut i drogę do przejścia. Również taką, która prowadzi do odkupienia.

Ważnym bohaterem książki okazuje się także samo Inferno – ponura, odizolowana sceneria miasteczka przywodzi na myśl klasyczne filmy grozy, takie jak „Mgła” Johna Carpentera, a opresyjna atmosfera przypomina chociażby „Odwiecznego wroga” Deana Koontza. Zagrożenie czai się tu na każdym kroku, jeden fałszywy ruch może okazać się ostatnim, a znajome miejsca zaczynają wzbudzać przerażenie. Dzięki precyzyjnemu, a jednocześnie niebywale obrazowemu stylowi autor doskonale wie, jak dozować napięcie. Wzrasta ono wykładniczo, gdy wydarzenia nabierają tempa.

Rozplanowanie całej fabuły w ciągu zaledwie jednego dnia McCammon wykorzystuje do tego, by w odpowiednim momencie rozpętać prawdziwe pandemonium. Walka o przetrwanie toczy się na kilku frontach. Na kartach książki nie brak brutalnej przemocy. Pojawiają się sceny dosadne na tyle, by czytelnicy mniej oswojeni z tego typu środkami wyrazu poczuli się nieswojo.

Mimo wielu zalet „Żądlak” nie jest całkowicie pozbawiony wad. Problemem dla niektórych może być zbyt duża liczba bohaterów – częste przeskakiwanie między perspektywami potrafi wybić z rytmu. Pewnym balastem jest też rodowód książki sięgający lat 80. – o ile nastrój epoki oddany został bezbłędnie (autor wtedy ją właśnie pisał), to motyw odizolowanej społeczności, która musi zmierzyć się z niebezpieczeństwem, był już wielokrotnie obecny w literaturze i filmie. McCammon dodaje wprawdzie do tej historii swoje charakterystyczne elementy, ale niektóre zwroty akcji wydadzą się znajome czytelnikom lepiej obeznanym z gatunkiem.

„Żądlak” to jednak wciąż dobra rzecz dla osób stawiających na atmosferę kosmicznej grozy. I zdecydowanie lepszy wybór niż „Filiżanka”, czyli niedawny serial zrealizowany w oparciu o książkę.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje