Nostalgiczny trip do wypożyczalni – recenzja książki “VHS. Przewińmy to jeszcze raz” PigOuta i Przemka Corso
PigOut, Przemek Corso „VHS. Przewińmy to jeszcze raz”, wyd. Prószyński i S-ka
Ocena: 7 / 10
W niedługim odstępie czasu na polskim rynku wydawniczym ukazały się trzy książki orbitujące wokół tematu wypożyczalni i kaset video. Po “Weź pan Rambo! Społecznej historii magnetowidów w Polsce” Mirosława Filiciaka i Patryka Wasiaka (2022) oraz “Elektronicznym bandycie. Rynku wideo w Polsce okresu transformacji” Grzegorza Fortuny (2025) za temat wzięli się PigOut oraz Przemek Corso. O ile dwie wyżej wymienione pozycje miały charakter popularnonaukowy (napisali je uniwersyteccy wykładowcy i zostały opublikowane w wydawnictwach naukowych), tak “VHS. Przewińmy to jeszcze raz” jest książką zdecydowanie lżejszą i przeznaczoną dla innego odbiorcy. W zależności od oczekiwań – ma to swoje plusy i minusy.
“VHS. Przewińmy to jeszcze raz” można podzielić na kilka części. W pierwszych dwóch rozdziałach popularny twórca internetowy PigOut przerzuca się wspomnieniami z lat 90. ze swoim przyjacielem i pisarzem, Przemkiem Corso. Panowie wymieniają ulubione filmy, które oglądali w domowym zaciszu z trzeszczącego magnetowidu, wspominają lokalne wypożyczalnie w rodzinnych miejscowościach i generalnie w dość luźnej konwencji przyjacielskiej rozmowy dzielą się anegdotami z młodości. Czyta się to fajnie, jakbyśmy słuchali dwóch starych kumpli z talentem do gawędy, ale momentami brakowało mi głębszego wgryzienia się w temat. Podczas lektury niektórych fragmentów miałem ochotę wtrącić się w rozmowę i dopowiedzieć coś od siebie. Gdy panowie zachwycają się plakatami do przygód Indiany Jonesa, “Gwiezdnych wojen” czy “Powrotu do przyszłości”, aż prosiło się, by kilka zdań poświęcić Drew Struzanowi – malarzowi, który odpowiada za wiele kultowych plakatów z lat 80., w tym do wymienionych tu tytułów, a niestety jego nazwisko nie pada w tekście. Albo gdy pojawia się temat horrorów animal attack, to utożsamiany jest on z premierą “Ptaków” Hitchcocka z 1963 roku, choć motyw ten był obecny już w kinie lat 50. XX wieku, a nawet filmach niemych. Czepiam się, ale to pojedyncze rysy na solidnej całości.

(fot. Jan Sławiński)
Ciekawiej i bardziej merytorycznie robi się, gdy do rozmowy dołączają Grzegorz Fortuna i Krystian Kujda, stojący za kolektywem VHS Hell i festiwalem kina gatunkowego Octopuss Film Festival. Dostajemy konkretną dawkę wiedzy na temat rynku VHS w Polsce – jego pirackich początków; rozkwitu, gdy kolejne wypożyczalnie pojawiały się na każdym rogu jak grzyby po deszczu i idąc do warzywniaka, można było wrócić do domu z nowym filmem; a także schyłku, gdy kasety musiały uznać wyższość nowszych technologicznie nośników (czego symbolicznym wyznacznikiem była premiera “Matrixa” na DVD). Jest to wiedza cenna, a jednocześnie podana bardzo przystępnie, w sposób ciekawy i anegdotyczny.
W rozdziale trzecim chłopaki próbują zdobyć się na pewien refleksyjny ton, spojrzeć z dystansu na minione czasy i porównać je do obecnego stanu rzeczy, gdy dzięki ogólnodostępnemu streamingowi cierpimy na klęskę urodzaju. Mamy dostęp do wszystkiego w kilku kliknięciach, ale przez nadprodukcję treści każdy ogląda co innego, więc nie ma punktów wspólnych i trudniej rozmawia się o popkulturze. Fakt, nie opinia. Autorom udaje się przemycić tu kilka trafnych spostrzeżeń i ukazać wypożyczalnie wideo jako miejsca, które były centrum lokalnych społeczności – w nich spotykali się ludzie, rozmawiali, wymieniali poglądami i polecali sobie filmy. Nad wszystkim czuwał oczywiście właściciel: zawsze służący radą, co wypożyczyć (choć nie zawsze były to trafne polecenia), ale bezwzględny, gdy blokowało się listę kolejkową, przetrzymało kasetę albo oddało nieprzewiniętą. Grupowe doświadczenie – oglądanie tych samych filmów, które były dostępne w osiedlowych wypożyczalniach – zniknęło bezpowrotnie. Pojedyncze wypożyczalnie kaset VHS i płyt DVD, które przetrwały rewolucję cyfrową, przypominają dziś mauzolea pełne reliktów przeszłości na zakurzonych półkach (parafrazując Indianę Jonesa: “VHS? That belongs in a museum!”) – nostalgiczny ton rozmowy jest podszyty smutkiem, bo miejsca te już nie wrócą.

(fot. Jan Sławiński)
Na koniec warto też wspomnieć o felietonach PigOuta (jak “Lato trwało całe lata”), sekcji “10 pytań do…” (w której autorzy przepytują pisarza Wojciecha Chmielarza, Katarzynę Czajkę-Kominiarczuk – autorkę bloga “Zwierz popkulturalny” czy dziennikarzy Bartosza Czartoryskiego, Karolinę Korwin-Piotrkowską i Piotra Kędzierskiego). Tom zamyka wyjątkowo ciekawy z mojego punktu widzenia wywiad zatytułowany “Złote dziecko”, czyli rozmowa z synem właściciela wypożyczalni, do której chodził mały PigOut. To wisienka na torcie pokazująca inną perspektywę na wałkowany w książce temat i pozwalająca zajrzeć za kulisy funkcjonowania takich miejsc – obrosłych w naszych wspomnieniach zasłużonym kultem nostalgicznych świątyń, które miały w sobie coś magicznego, a jednocześnie w latach 90. były po prostu miejscem pracy, które pozwalało wyżywić rodzinę.
Zanim przejdę do podsumowania, chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na jeden aspekt. Wydanie jest piękne. Okładki są stylizowane na opakowania kaset video, a czcionka wykorzystana na grzbiecie symuluje ręczne pismo, jakim zapisywało się tytuły filmów nagranych z telewizji na kasety. Estetyczne cacuszko, nostalgia wywalona w kosmos i wielki szacunek za pomysł i jego wykonanie.
“VHS. Przewińmy to jeszcze raz” PigOuta i Przemka Corso to książka, która zabiera czytelników w nostalgiczną podróż do czasów, gdy życie było prostsze: lato miało smak gumy Turbo, zdarte kolana nie przeszkadzały bić patykiem pokrzyw, a filmy oglądało się na kasetach wideo z całą rodziną (a czasem też z sąsiadami). Wszyscy, którzy z rozrzewnieniem wspominają tamte czasy, a nie siedzą zbyt mocno w tematach popkultury, kina czy filmów, będą mogli wyciągnąć z książki solidne informacje na temat kultury VHS, powodów jej globalnego sukcesu i zmian, jakie na przestrzeni lat dokonały się w sposobie odbioru materiałów audiowizualnych. Całość została podana w przystępnej formie rozmowy dwóch zajawkowiczów, którzy dzielą się wspomnieniami i anegdotami składającymi się na obraz pewnego pokolenia.
Nie chodzi nawet o podobny wiek, bo sam urodziłem się na początku lat 90., a wiele rzeczy, o których rozmawiają Pig i Corso mam wyrytych pod własnymi powiekami (zresztą wspomnieniami z wypożyczalni dzieliłem się kiedyś w felietonie). VHS-y łączyły ludzi niezależnie od wieku, wykształcenia, statusu materialnego i zainteresowań – przypomnienie tego w atrakcyjnej, choć momentami za mało pogłębionej jak na mój gust formie, jest największą zaletą tej książki. Sięgnijcie po nią, jeśli sami biegaliście do osiedlowych wypożyczalni z kasą od rodziców, albo doświadczenie to was ominęło i chcecie wiedzieć, o co tyle hałasu. A po skończonej lekturze nie zapomnijcie przewinąć taśmy!
Jan Sławiński
Kategoria: recenzje
















