Niewidzialna przemoc – recenzja książki „Histeria” Izabeli Janiszewskiej
Izabela Janiszewska „Histeria”, wyd. Czwarta Strona
Ocena: 7,5 / 10
Debiutancki kryminał Izabeli Janiszewskiej przedstawił nam głównego antagonistę serii jako geniusza zbrodni, którego śmiało można było określić mianem niewidzialnego człowieka. W „Histerii” ten bohater schodzi na dalszy plan, a Larysa Luboń i Bruno Wilczyński mają na głowie całkiem nowe, choć nie mniej skomplikowane i ekscytujące śledztwa.
Jednowyrazowe tytuły robią na naszym kryminalno-literackim poletku coraz większą karierę. O ile u Remigiusza Mroza bardziej odnoszą się do tematyki i głównej osi intrygi (jak w serii o Chyłce), tak u Roberta Małeckiego lub Wojciecha Chmielarza mają na celu określenie wewnętrznego, emocjonalnego stanu, który dopada opisywanych bohaterów („Zadra” lub „Wyrwa”). Na tym tle pewną nowością jawią się tytuły dwóch kryminałów Izabeli Janiszewskiej, odnoszące się do ekstremalnych ludzkich reakcji, które muszą w pewnym momencie wybrzmieć i rzecz jasna znaleźć uzasadnienie w fabule.
Wrzask z tytułu pierwszej książki autorki nie należy rzecz jasna do fizycznych stanów, które eksponujemy na co dzień, ale też w przypadku opowieści Janiszewskiej niekoniecznie trzeba myśleć o nim tylko w kontekście jego fizycznego aspektu. W kryminale chodziło bardziej o wewnętrzne tłumienie głośnego krzyku na skutek doznanych krzywd – i to długo, wręcz latami. I w momencie, kiedy decydujemy się wyartykułować ekspresyjnie naszą krzywdę, konsekwencje mogą okazać bardzo poważne. Tym bardziej zaskakuje tytuł drugiego kryminału pisarki – „Histeria” – jawnie wskazujący na stopniowanie emocji kłębiących się wewnątrz bohaterów, które muszą znaleźć nagłe, niekontrolowane ujście.
Powieść zaczyna się od poruszającej sceny nocnego spaceru zakrwawionego trzyletniego chłopca, na którego natyka się przypadkowy przechodzień. Jak się niedługo później okazuje, matka malca została wyjątkowo okrutnie zamordowana, a z biegiem czasu z tą zbrodnią zaczyna być wiązany tropiony przez Larysę tajemniczy jegomość w masce, wieczorami agresywnie nagabujący przypadkowe – wydawałoby się – osoby. Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzi nie kto inny jak Bruno Wilczyński, więc możemy być pewni, że ścieżki jego i Larysy ponownie się zbiegną. Nie zapominajmy również o Jacku Lewickim, którego cień z poprzedniej sprawy wciąż wisi nad policjantem i nie daje o sobie zapomnieć.
To pobieżne streszczenie fabuły nie oddaje jej wszystkich niuansów i pomija pobocznych, acz niezwykle istotnych bohaterów „Histerii”. Własny i zarazem problematyczny wątek dostaje tu brat Larysy, który niespodziewanie, po chwilach młodzieńczej niefrasobliwości, razem z kolegą wpada w poważne tarapaty. Niezwykle ważnym elementem fabuły dla rozwoju postaci Larysy jest kontynuacja historii jej byłego szefa z „Magazynu”, Pawła Wiśniewskiego, który załamawszy się po śmierci żony, zupełnie nie radzi sobie z życiem i kończy jako bezdomny alkoholik. Zresztą w tym przypadku można mieć mieszane uczucia co do kierunku, w którym zmierza ten wątek „Histerii”, ponieważ w pewnym momencie zwyczajnie traci swą siłę rażenia, hołdując gatunkowym schematom, choć niewątpliwie bardzo wzbogaca cały społeczny rys powieści.
W poprzednim zdaniu zostało użyte słowo-klucz do kryminału Janiszewskiej, która w nowej powieści wykazuje się niezwykle czułym społecznym radarem, pozwalającym jej wpleść psychologiczne obserwacje do kryminalnej fabuły. Tym samym najważniejszym aspektem „Histerii” staje się przemoc wobec dzieci, której konkretne przypadki i to nie aż tak ekstremalne, jak moglibyśmy przypuszczać, stają się katalizatorem dramatycznych wydarzeń.
Rzecz właśnie w tym, że u Janiszewskiej nie czuć w ogóle, mimo ukrytych za tytułami emocji, chęci epatowania ludzkimi wynaturzeniami i podnoszenia temperatury wydarzeń, jaką chociażby znamy z filmów Vegi (ale i Smarzowskiego). Tak, z pewnością te fragmenty polskiej rzeczywistości, które pokazuje nam pisarka, są momentami rzeczywiście przerażające, ale użyte nie po to, żeby nas jedynie szokować. I owszem, to jest tematyka pokrewna z tą znaną (i modną) z domestic thrillerów, ale została wpleciona do powieści w taki sposób, aby nie obrażać inteligencji czytelnika i nie upraszczać postaci bohaterów. Janiszewska nie idzie w skrajności, a i tak rysowany przez nią obraz wcale nie fizycznej, ale często mającej dużo większe konsekwencje przemocy psychicznej, jest w książce przytłaczający. Przytłacza swoją zwyczajnością i powszechnością, ponieważ przywołuje zdarzenia, które możemy znać z własnego otoczenia, ze spacerów, ze szkoły, po prostu z tego, co się dzieje wokół nas i do czego po prostu się przyzwyczajamy, najczęściej tego typu sceny omiatając wzrokiem i nie reagując.
Zazwyczaj mówi się, że druga powieść jest dla pisarza najistotniejsza w karierze. Kto zatem zastanawiał się, czy ta książka udała się autorce, może być spokojny. Janiszewska panuje nad stworzoną fabułą, umiejętnie splata wątki i rozwija swoje postaci, dorzucając do ich obrazów coś nowego. Można śmiało powiedzieć, że znalazła niszę pasującą do swojego stylu i pomysłów. Pozwala jej ona we wnikliwy i wiarygodny sposób przemycać zainteresowania psychologią i społecznymi zachowaniami do kryminalnej fabuły.
Jednocześnie przy takiej tematyce chciałoby się wymagać czegoś więcej od językowego stylu autorki, być może nadmiernie przezroczystego i tym samym pozbawionego silniejszych akcentów w momentach, kiedy wymagałaby tego narracja. To coś, co jest przywilejem mistrzów gatunku, jak Mankell lub Nesbø, nie mówiąc już o amerykańskich klasykach czarnego kryminału. W ich przypadku styl staje się kluczem do wzmocnienia przekazu (na zawsze zostanie ze mną mistrzowskie intro z motywem wody drążącej ścianę kamienicy z „Pentagramu” Nesbø), budując nie tylko fabularne tło, ale zarazem sam nastrój prozy. Tego wymagałbym w przyszłości od Izabeli Janiszewskiej. Z całą resztą najistotniejszych elementów charakteryzujących dobre kryminały wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Tomasz Miecznikowski
TweetKategoria: recenzje