Niespokojna kraina
Greg, Hermann „Comanche tom 1: Red Dust”, tłum. Wojciech Birek, Wydawnictwo Komiksowe
Ocena: 8 / 10
Amerykańska kraina spieczona słońcem, gdzie honorowe rozwiązania traktować można tylko w kategorii wyjątku. Zwiastunem zmian jest jednak samotny jeździec. To Red Dust, główny bohater komiksowej serii „Comanche” opracowanej przez duet Hermann i Greg. Belgijska klasyka w końcu doczekała się polskiego wydania.
Gatunkowa formuła, nie tylko zresztą westernu, jest z jednej strony pomocna jako zbiór wskazówek i klasycznych motywów, dzięki którym możliwe staje się opracowanie zajmującej historii, z drugiej zaś bywa kłopotliwa. Schematyczne rozwiązania prowadzą przecież niekiedy do obniżenia jakości dzieła. Z tego pozornego impasu obronną ręką wyszli jednak wspomniani wcześniej twórcy, co należy upatrywać jako wartość tytułu.
Belgijski scenarzysta Greg sprawił bowiem, że Dziki Zachód w „Comanche” jest faktycznie brutalny, daleko mu do romantycznych wizji znanych chociażby z hollywoodzkich produkcji. Jednak podział na dobrych oraz złych bohaterów jest całkiem wyraźny. Po jednej stronie barykady stoi więc Red Dust, rudowłosy kowboj i bezbłędny strzelec, Comanche, niewiasta będąca właścicielką rancza w Wyoming, a także stary dozorca Ten Gallons. Antagonistów należy upatrywać w prominentnych mieszkańcach, którzy zawiązali pewien nieformalny sojusz utrzymywany w imię starych i nowych interesów…
Historia prowadzona jest rozwojowo, to znaczy, że wydarzenia toczące się wokół rancza z czasem nabierają coraz większego sensu, aż do przewrotnej puenty. W małomiasteczkowym światku nie brakuje scen dynamicznych, awantur z udziałem krewkich rewolwerowców, knowań i spisków, a także codziennych elementów egzystencji, dajmy na to choćby zobrazowania wypasu bydła. Greg potrafił uchwycić westernowy charakter opowieści, okraszając całość bezkompromisowymi rozwiązaniami. Co więcej, widać, że Red Dust skrywa kilka tajemnic, które podsycają uwagę.
Kontury tej westernowej rzeczywistości i emocjonalny pejzaż historii są zaś dziełem Hermanna, prawdziwego klasyka frankofońskiej sztuki komiksu. Belgijski artysta przez dekady wypracował łatwo rozpoznawalny styl, w którym realistyczne, drobiazgowe rysunki postaci są skażone pewnymi mankamentami ? twarze niektórych bohaterów wykrzywiają nienaturalne grymasy i szpecą blizny, które można traktować metaforycznie jako reprezentacje wad charakteru.
W „Comanche” szczególnie olśniewa intensywna gra kolorów utrzymanych w piaskowych tonacjach, krwistej czerwieni, odcieniach beżu czy brązu. Dzięki takim zabiegom łatwo jest się przenieść w realia Dzikiego Zachodu. Cóż z tego, że warstwa dialogowa może wydawać się czasem nieco archaiczna? Trzeba przecież pamiętać, że pierwszy tom serii datowany jest w oryginalne na początek lat 70. ubiegłego wieku. Warto mieć to na uwadze przy końcowej ocenie dzieła.
Jak dalej potoczą się losy właścicieli rancza Triple Six? Czy dane będzie im zasmakować spokoju? A może harmonia zostanie przerwana przez tajemnice z przeszłości? Można być pewnym, iż Hermann i Greg mają do opowiedzenia więcej pasjonujących historii, wszakże seria liczy sobie 15 albumów. Ich poznanie będzie prawdziwą przyjemnością.
Marcin Waincetel
TweetKategoria: recenzje