Nieodrobiona lekcja empatii – recenzja książki „Długi płatek morza” Isabel Allende

8 lipca 2020

Isabel Allende „Długi płatek morza”, tłum. Anna Sawicka, wyd. Marginesy

Na jednym z blurbów „Długiego płatka morza” czytamy, że najnowsza powieść Isabel Allende to „literatura kobieca najwyższej jakości”. Umiejscowienie książki w takiej kategorii znacząco zawęża jej krąg czytelniczy i często (nie znaczy zawsze) skazuje na niepowodzenie. A w przypadku tej pozycji określenie „literatura kobieca” może wręcz okazać się bardzo stygmatyzujące i krzywdzące. Najnowsza powieść chilijskiej pisarki porusza bowiem kwestie wykraczające poza granice powszechnie kojarzone z tą etykietą.

Allende w „Długim płatku morza” sprawnie umiejscawia fikcję literacką na tle burzliwych wydarzeń historycznych. Konstruuje swoją historię na przestrzeni lat 1938-1994. Najpierw zabiera czytelnika do trawionej wojną domową Hiszpanii pod rządami generała Franco; to tutaj poznajemy głównych bohaterów – Victora i Roser – by dalej z nimi wyruszyć w podróż, podczas której zakwestionowana zostaje moralność społeczna. Zdawać by się mogło, że obozy koncentracyjne powstawały jedynie z inicjatywy nazistowskich Niemiec, tymczasem okazuje się, że Francja, nie wiedząc co zrobić z hiszpańskimi uchodźcami, poszła śladami swojego wschodniego sąsiada. „W obozach francuskich zmarło prawie piętnaście tysięcy osób, z głodu, wycieńczenia, z powodu złego traktowania i chorób” – przypomina Allende w powieści. Ciężarna Roser przeprawia się zimą przez Pireneje, wierząc, że we Francji udzielony zostanie jej azyl; jej azylem okazuje się być obóz i jama, którą wygrzebuje w ziemi, by przetrwać kolejne dni.

Kolejnym miejscem, do którego czytelnik zmierza wraz z bohaterami na statku Winnipeg, jest Chile – kraj nazywany przez Pabla Nerudę „długim płatkiem morza”. Choć na kartach powieści poeta pojawia się ledwie parę razy, zdaje się w niej odgrywać fundamentalną rolę. To dzięki niemu dwa tysiące hiszpańskich uchodźców mogło osiedlić się w Chile i podjąć próbę powrotu do „normalności”. Niestety, normalność ta bohaterom Allende, jak i społeczeństwu chilijskiemu, nie zostaje udzielona bezterminowo. W 1973 roku w Chile dochodzi do zamachu stanu, który wielu mieszkańców zmusza do ucieczki z kraju. Autorka pieczołowicie oddaje obraz panujących w tym czasie nastrojów i niepokojów – przemocy i cierpienia, niesprawiedliwości i odczłowieczenia. Wśród chilijskich uchodźców znalazła się również rodzina Allende, która stanęła przed koniecznością wyjazdu do Wenezueli. I tam też udaje się dwójka głównych bohaterów.

Historia Roser i Victora nie jest historią miłosną – nie opowiada o losach kochanków, których miłość została brutalnie przerwana przez wojnę. Bohaterowie siebie nie wybrali, nie byli w sobie nawet zakochani. Roser zaszła w ciąże z bratem Victora, który zginął na froncie. Zaś Victor, zdobywający doświadczenie lekarz, wiedział, że jego obowiązkiem jest otoczenie opieką Roser i jej nienarodzonego dziecka. Pobrali się – nie dlatego, że chcieli, tylko dlatego, że musieli. Wraz z biegiem czasu – wspólnym trwaniem i doświadczaniem – obowiązek przerodził się w akceptację, następnie w przyjaźń, by finalnie stać się miłością; miłością dojrzałą, świadomą.

„Długi płatek morza” zmusza czytelnika do refleksji nad kondycją dzisiejszego świata i człowieczeństwa. Najnowsza powieść Allende to smutny obraz historii, która zatacza koło, nieodrobionej przez nas – ludzi – lekcji empatii i wyciągania wniosków. Zapominamy o konsekwencjach wojen i innych konfliktów zbrojnych; zapominamy o zrozumieniu i współczuciu; zapominamy o tym, że powinniśmy zachowywać się jak ludzie.

Paulina Janota

Tematy: , , ,

Kategoria: recenzje