Nie dać się porwać nurtowi – recenzja książki „Wilcza rzeka” Wioletty Grzegorzewskiej
Wioletta Grzegorzewska „Wilcza rzeka”, wyd. W.A.B.
Ocena: 7 / 10
Upalnego 29 maja 1997 roku w Memphis trzydziestoletni Jeff Buckley – jeden z najbardziej utalentowanych muzycznych głosów lat 90. – postanawia wraz z muzykami ze swojego zespołu schłodzić się w rzece. Twórczość młodego artysty określano mianem tajemniczej, melancholijnej. O Buckleyu mówiło się wówczas, że może zostać następcą Kurta Cobaina; tak się jednak nie stało. Wspomnianego dnia Buckley utonął – do dnia dzisiejszego nie wiadomo, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy też samobójstwo – w dopływie rzeki Mississippi, zwanej Wilczą Rzeką.
Do Wilczej Rzeki wchodzi również Wioletta Grzegorzewska w swej najnowszej książce; walczy z jej nurtem, nie chcąc mu się poddać. Jej „Wilcza rzeka” to zapis tułaczki po różnego rodzaju stancjach w Anglii; zapis podróży kobiety, która mimo niepowodzeń i przytłaczającej rzeczywistości stawia kolejne kroki, wierząc, że osiągnie swój cel – znajdzie się w mieszkaniu, które będzie mogła nazwać swoim. Wioletta mimo wszystko musi przeć do przodu, jeżeli nie dla siebie, to na pewno dla córki, która towarzyszy jej w tej podróży.
Grzegorzewska w 2006 roku wyjechała z Polski i przeprowadziła się do Anglii. Jej najnowsza, autobiograficzna powieść stanowi dziennikowy zapis pandemicznej rzeczywistości – koronawirus zaczyna zbierać swe żniwo, gdy autorka postanawia opuścić wyspę Wight. Preludium wyboistej podróży ma miejsce w samochodzie, kiedy to Wioletta z byłym mężem, córką, psem i kotem czekają na zgodę od strażnika, by ten wpuścił ich na ostatni prom płynący do Hastings. Patrząc na umundurowanego mężczyznę, od którego zależą ich dalsze losy podróży, bohaterka uzmysławia sobie, „że to, co bierzemy za przeznaczenie, jest często wypadkową różnych ludzi, których spotykamy na swojej drodze”. Kiedy strażnik pozwala wjechać im na prom, rozpoczyna się tułaczka, która najprawdopodobniej wciąż się jeszcze nie skończyła.
Grzegorzewska w rozmowach o „Wilczej rzece” dystansuje się od jednoznacznego utożsamiania jej ze swoją bohaterką – zwraca uwagę, że książka nie jest reportażem, lecz powieścią autobiograficzną; że znajdują się w niej elementy fikcji literackiej. Owa fikcja zdaje się być jednak całkowicie niewidzialna dla czytelnika. Biorąc do ręki „Wilczą rzekę”, ma się wrażenie, jakby czytało się pamiętnik – wchodziło w czyjąś skórę i poznawało spisane wcześniej uczucia i doświadczenia, często bardzo osobiste, intymne. Książkowa Wioletta opowiada o doświadczeniach, o których kobieta nie powinna opowiadać; które, zwłaszcza w naszej kulturze, nie powinny opuszczać przysłowiowych „czterech ścian”. Jednak bohaterka wyswobodziła się z okowów tradycyjnego obrazu Matki Polki – kobiety, która bezgłośnie wszystko zniesie i która za wszelką cenę będzie podtrzymywać domowe ognisko. Grzegorzewska w jednej z rozmów podkreśliła, że wraz z opuszczeniem Polski w 2006 roku opuściła również pewnego rodzaju katolicką klatkę, która ją więziła. To wyzwolenie w myśleniu i postępowaniu jest obecne na kartach jej najnowszej powieści. Bohaterka Grzegorzewskiej – jej alter ego – to również kobieta świadoma swojej cielesności i potrzeb seksualnych, co do których nie boi się przyznać i ich opisywać.
„Wilcza rzeka” pozwala czytelnikowi zanurzyć się nieco w emigracyjnej rzeczywistości z perspektywy samotnej matki, która w pewnym momencie wraz z córką staje się bezdomna. W środku szalejącej pandemii najpierw dzieli swą codzienność z innymi emigrantami, następnie z byłym mężem i jego zmieniającymi się znajomymi, by finalnie znaleźć się w chronionym ośrodku dla kobiet. Ośrodku, który mimo iż zapewnia opiekę i bezpieczeństwo, to jednak rządzi się swoimi prawami. Bohaterka Grzegorzewskiej zdaje się jednak znać owe prawa i reguły – lawiruje między nimi, nie chcąc stać się ich ofiarą.
Wioletta nie pozwala porwać się nurtowi Wilczej Rzeki; walczy z nim zawzięcie. W jej walce obecne są również momenty wytchnienia wypełnione fascynacją otaczającym ją światem – ulotnością zapachów, dźwięków, miejsc i ludzi. To dzięki wrażliwości i usposobieniu Wioletty – autorki i bohaterki – czytelnikowi łatwiej jest doświadczać jej rzeczywistości i razem z nią zanurzać się w rwącej Wilczej Rzece.
Paulina Janota
TweetKategoria: recenzje