Na imię mu Lex
Brian Azzarello, Lee Bermejo „Luthor”, tłum. Jacek Drewnowski, wyd. Egmont
Ocena: 8 / 10
„Luthor” to wnikliwe studium działalności geniusza-wizjonera, człowieka dążącego do kreacji idealistycznego świata pozbawionego przeciętności, niesprawiedliwości społecznej i wyzysku. Za punkt honoru charyzmatyczny osobnik obrał sobie udowodnienie, iż wielbiony Superman to w rzeczywistości niebezpieczna pozaziemska istota, która w niedługim czasie zgładzi naszą rasę. Uznany scenarzysta Brian Azzarello oraz drobiazgowy rysownik Lee Bermejo w niniejszym albumie odsłaniają nowe oblicze największego adwersarza Człowieka ze Stali.
Autorzy recenzowanego komiksu należą do nielicznego grona twórców uzupełniających się w każdym elemencie. Azzarello opanował niełatwą sztukę budowania niepokojących, ponurych, pesymistycznych fabuł, w których triada platońska nie ma prawa istnienia. Zaakcentował to w fascynującym cyklu „100 naboi” oraz albumie „Batman: Rozbite miasto”. Bermejo w nowatorski sposób ilustruje współczesne metropolie ? duszne, brudne, obskurne, klaustrofobiczne więzienia odbierające resztkę nadziei i radości. Postaci pojawiające się na jego kadrach są przerażające: twarze zaorane dziesiątkami zmarszczek i blizn, pomarszczone dłonie, wykrzywione sylwetki, niedobrane stroje. Obraz nędzy i rozpaczy. Popularni artyści wspólnie stworzyli nowelę z serii „Strażnicy: Początek” (epizod poświęcony Rorschachowi). Ich najsłynniejszym dziełem jest „Joker” ? przerażający obraz szaleństwa, psychopatii i zepsucia, który zainspirował Christophera Nolana podczas konstrukcji filmowego antagonisty Człowieka Nietoperza.
Lex Luthor zadebiutował w 1940 roku na kartach kultowego magazynu „Action Comics”. Jego ojcami są Jerry Siegel oraz Joe Shuster, którzy z równie udanym skutkiem powołali do życia Supermana. Przez ponad siedem dekad Luthor przeszedł mnóstwo metamorfoz, objawiających się w jego wyglądzie, usposobieniu oraz pełnionej funkcji. Najczęściej mamy do czynienia z mistrzem zbrodni, wyrafinowanym złoczyńcą w drogim garniturze o pozbawionej włosów, kształtnej głowie. Ciekawie wypada postać Lexa w umiejscowionej w uniwersum Elseworld historii „Superman: Czerwony syn” Marka Millara i Killiana Plunketta. Autorzy serwują nam wizerunek szarlatańskiego naukowca o politycznych aspiracjach. Równie efektownie ukazana została postać złoczyńcy w monumentalnym „All Star Superman” Granta Morrisona (scenariusz) i Franka Quitely’ego (rysunki), a zwłaszcza jego poglądy o Kal-Elu oraz przejawy geniuszu. Ważną rolę w portrecie zbrodniarza odgrywa także recenzowany tu wolumin.
Firma LexCorp w komiksie Azzarello i Bermeja święci zasłużone triumfy. Luthor z sukcesem prowadzi interesy na całym świecie, udziela się charytatywnie, pomaga swym pracownikom (nawet zwykłemu sprzątaczowi), angażuje się w polepszanie jakości życia mieszkańców Metropolis. Na jego oczach powstaje sięgający chmur wieżowiec Science Spire, który stanowi hołd złożony ludzkiemu intelektowi, wynalazkom i świetlanej przyszłości. Za doskonałą maską ukrywają się pojedyncze rysy, skazy objawiające mroczne oblicze dobroczyńcy. W albumie pojawia się okrutny pan Orr, człowiek od czarnej roboty, który sumiennie wypełnia polecenia Lexa. Oddaje to scena pobicia i szantażowania przewodniczącego związku zawodowego, utrudniającego budowę Science Spire.
Chcąc ostatecznie wyeliminować Supermana, Luthor powołuje do życia, pod postacią ponętnej kobiety, androida (Hope). Jest to wyłącznie fragment jego demonicznego planu, w którym dużą rolę odegra opętany Toyman. Antybohater udaje się ponadto do Gotham, gdzie spotyka Bruce’a Wayne’a.
Sporym atutem komiksu jest bezbłędne ukazanie dwuznacznej natury Lexa. Jeszcze lepiej autor „100 naboi” zaprezentował sylwetki Supermana i Batmana ? pozbawione emocji, wyprute z ludzkich odruchów, praktycznie milczące maszyny. Zjawiskowo przedstawione zostało ich zacięte starcie, rzecz jasna, równie efektownie zilustrowane przez Bermejo. Kapitalnie wypada warstwa graficzna opowieści, zwłaszcza mimika twarzy bohaterów i oprawców, wygląd Człowieka ze Stali, Toymana, a przede wszystkim Luthora, okładki poszczególnych zeszytów i apetyczne dodatki.
Recenzowany album to kawał porządnego rzemiosła. Wciągający dramat psychologiczny opętanego człowieka, jasno wypełniającego wiekopomne marzenia. Godna kontynuacja przerażającego „Jokera”. Oczekujmy kolejnych komiksów doborowego duetu.
Mirosław Skrzydło
TweetKategoria: recenzje