Na granicy sennego koszmaru – recenzja komiksu „Smoła” Piotra Marca
Piotr Marzec „Smoła”, wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 7,5 / 10
Oblepia bohaterki i ich wspomnienia z traumatycznego dzieciństwa, stając się metaforą siły uniemożliwiającej rozliczenie się z przeszłością. Tytułowa „Smoła” w komiksie Piotra Marca to nie tylko substancja wypluwająca organiczne abominacje niczym Carpenterowe „Coś”, ale przede wszystkim problem, który musi zostać przepracowany, by zaznać ukojenia.
Piotr Marzec na scenie komiksowej dał się poznać jako artysta nietuzinkowy już za sprawą przywodzących na myśl undergroundowe publikacje „Słodkich chłopaków”. W swoim najnowszym, opublikowanym przez Kulturę Gniewu dziele sięga jednak do zgoła innych, zdecydowanie bardziej dusznych i opresyjnych klimatów. „Smoła” to opowieść o próbie ucieczki od tego, co zakorzenione zostało w podświadomości przed laty, determinując, kim tak naprawdę się jest. Zawiłości ludzkiego umysłu to jednak kręta droga – i dokładnie na tym opiera się kompozycja fabularna całego albumu.
Zaczyna się mimo wszystko stosunkowo niewinnie. Na wstępie poznajemy dwie bohaterki. Susan to autorka komiksów wyruszająca w podróż w poszukiwaniu inspiracji. Sheila, spotkana przez nią autostopowiczka, wraca do znajdującego się w głębi lasu rodzinnego domu. Kobiety szybko nawiązują więź, a ich konwersacja kieruje się w stronę osobistych tematów. Jak się jednak wkrótce okaże, losy obydwu bohaterek splatają się w coraz to bardziej nieoczywisty i niepokojący sposób. Wszystko to zaś prowadzić będzie do koszmaru, w którym granica między jawą a snem jest nieodwracalnie zatarta.
O ile samo streszczenie warstwy fabularnej niekoniecznie musi to oddawać, prawdopodobnie najważniejszym elementem charakteryzującym „Smołę” jest wielopoziomowy plan narracyjny. Im dalej – nomen omen – w las, tym więcej bowiem w komiksie znajdziemy motywów działających na zasadzie kontrastu, ale jednocześnie krok po kroku budujących świat przedstawiony i sam przekaz. Senne wizje przeplatają się tu z rzeczywistością dnia codziennego, by w chwilę później atakować odbiorcę sekwencjami rodem z body horroru, a przeszłość funkcjonuje na równi z teraźniejszością. Jakby tego było mało, proporcje w jakich wszystko to nam autor dawkuje, są wybitnie nieregularne. Marzec zupełnie świadomie zaburza ciągi przyczynowo-skutkowe, zmuszając tym samym do intelektualnego wysiłku i wzmożonej koncentracji właściwie podczas całej lektury.
Tych, którzy się nie zniechęcą, czeka nie tylko surrealistyczna jazda bez trzymanki, ale przede wszystkim dogłębna wiwisekcja najmroczniejszych zakamarków ludzkiego umysłu – tych, gdzie logika ustępuje miejsca pierwotnemu strachowi, a potwory w ludzkiej skórze stają się prawdziwymi monstrami. Wszystkiemu zaś towarzyszy mrok, duszność i opresyjny nastrój. Kadry wypełnione są po brzegi znaczeniami. Z jednej strony mamy tu impresjonistyczny chaos i nieregularne kształty, z drugiej wyraźne granie warstwą kolorystyczną, która dzieli narrację na poszczególne segmenty.
Napisać, że „Smoła” jest dziełem nietypowym, zakrawałoby zatem na truizm. Komiksowi, który stanowi połączenie psychologicznego dramatu, horroru i surrealistycznych wizji, z pewnością nie po drodze jest z głównym nurtem opowieści graficznych. Jeśli jednak podejdziemy do lektury z należytą uważnością, to czeka nas czytelnicza satysfakcja. Innymi słowy, to eksperyment z tych, które pozostawiają po sobie długotrwałe wrażenie.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje