banner ad

Matka nie odchodzi – recenzja książki „Jak być jednym i drugim” Ali Smith

28 maja 2025

Ali Smith „Jak być jednym i drugim”, tłum. Jerzy Kozłowski, wyd. W.A.B.
Ocena: 7,5 / 10

Pogrążona w żałobie George uparcie trzyma się przeszłości. Przetwarza słowa matki, wymyśla na nie riposty, pielęgnuje rytuały wielkiej nieobecnej. A gdyby jednak okazało się, że wspominają nie tylko żywi, ale także martwi? Nawet od wieków? Wydana właśnie w Polsce książka Ali Smith z 2014 roku to dwoista, realistyczno-fantastyczna opowieść (a w zasadzie opowieści) o traumie i wielorakości istnienia. Oraz o sztuce, która (dosłownie) łączy, otwierając portale między stuleciami.

George to Georgia, ale trzymajmy się pierwszej wersji. Owszem, jest w tym genderowe napięcie. George mieszka w Cambridge z bratem Henrym, ojcem (pijącym, a dach przecieka) i duchem (tym razem w przenośni) matki. Ta feministka i ekspertka od subvertisingu opuściła ją kilka miesięcy wcześniej w cholernie niesprawiedliwych okolicznościach – była uczulona na antybiotyk. Choć matki fizycznie już nie ma, dziewczyna utrzymuje ją w swojej teraźniejszości. Głownie poprzez niekończące się rozmowy prowadzone w głowie, ale też poprzez przejmowanie jej zwyczajów czy w końcu – co kluczowe dla tej opowieści – zgłębianie jej pasji. Podążając tropem fascynacji rodzicielki, zbliża się do enigmatycznego życiorysu i twórczości pewnego włoskiego malarza, Francesca del Cossa. To jego freski zdobiące ściany Palazzo Schifanoia w Ferrarze matka i córka podziwiały podczas ostatnich wakacji we Włoszech.

Tak wygląda pierwsza część książki. Czy pierwsza? O tym za chwilę. Tak czy inaczej ten kawałek prozy możemy nazwać coming-of-age-story w dojrzałym i wysokoartystycznym wydaniu. Szesnastoletnia George brutalnie okradziona z resztek dzieciństwa, dojrzewa w przyspieszonym trybie, próbując wypełnić wyrwę w miejscu matki. Czy raczej – nie pozwalając jej odejść. Okrutnym głosem (może głosem rozsądku George) narrator przemawia: „Matka George zniknęła z powierzchni ziemi, a raczej zniknęła pod nią” albo „matka jest prochem” czy też „matka nie jest teraz niczym”. O śmierci matki przeczytamy już na pierwszej stronie, co przywodzi na myśl początek „Obcego” Camusa: „Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem”.

Matka zostawia dziewczynę nie tylko z masą wspomnień, ale i dylematami z zakresu etyki artysty i szeroko pojmowanej uczciwości. Kluczowy dla powieści jest dylemat: czy artysta może zażądać za swoją pracę więcej pieniędzy od innych artystów, jeśli wie, że jego sztuka jest lepsza? Czy to czyni go chciwym lub pysznym?

George dojrzewa psychicznie, ale i fizycznie. Nieśmiało eksploruje swoją seksualność przy współudziale przyjaciółki Heleny. Dziewczyna staje się jej podporą: chroni ją nie tylko przed przygnieceniem przez żałobę, lecz również przed przemocowym otoczeniem. Ważne są fragmenty opowiadające o realiach życia w środowisku szkolnym – agresji rówieśniczej uwiecznianej i publikowanej w mediach społecznościowych. Obraz brytyjskiej szkoły jako środowiska wrogiego uczniowi dopełniają spotkania George ze szkolną psycholożką, które przypominają raczej formą przesłuchania.

(fot. Laura Bielak)

Pierwsza część książki (zatytułowana „Kamera”, ponieważ symbolem kamery oznaczyła ją autorka), płynie bardzo przyjazną, wartką prozą. Trzecioosobowy, wszechwiedzący narrator ma pełny wgląd w George, dzięki czemu opowieść nabiera dynamiki, ale i rozproszenia młodzieńczego umysłu. Oddzielenie tego, co działo się kiedyś, od tego, co dzieje się w powieściowym teraz, przysparza pewnych trudności (nie pomaga brak pauz dialogowych). Ale schody dopiero przed nami!

W połowie książki wpadamy na strony przejściowe ozdobione symbolem „oczu”, które zapowiadają zmianę perspektywy, trybu narracji, a nawet – gatunku. Od tej pory „Jak być jednym i drugim” jest już fantastycznym strumieniem wspomnień ducha artysty (albo artystki? Można być jednym i drugim!), któremu świat zawdzięcza wspaniałe malowidła w „pałacu ucieczki przed nudą” Estów. Duch, który uzyskuje świadomość, spoglądając na George w National Gallery, stopniowo przypomina sobie własne życie w renesansowych Włoszech, mrocznych, niezbyt otwartych na kobiety i komicznie dewocyjnych (święci wskrzeszają dziesiątkami). Z powszechną głęboką religijnością nie gryzie się zepsucie i zabobon, każący pospólstwu na przykład ćwiartować sznury po wisielcach. XV-wieczna Italia to patriarchalny świat, w którym dziewczyna, żeby zaistnieć w sztuce i społeczeństwie, musiała stać się mężczyzną. Transgresje są rzecz jasna doniosłym temat książki. Francesco obserwuje George, a my obserwujmy oboje, odkrywając liczne paralele między żywotami.

Mimo – a może z powodu – swojego wysokoliterackiego uroku ta część książki jest bardzo wymagająca. Zarówno przez chaotyczną (celowo) treść – spoglądamy oczami rozbitej istoty o niepewnym statusie ontologicznym – jak i eksperymentalną formę. W grę wchodzą udziwnienia typograficzne, niczym w poezji wizualnej, wersaliki, nagłe przeskoki wyrazów do następnych wersów, rozstrzelone druki czy typowa dla strumienia świadomości interpunkcja. Pisarka nie wybacza dekoncentracji, o którą bardzo łatwo w tym rozgardiaszu.

Książka „Jak być jednym i drugim” dostępna jest w dwóch wersjach. Wydania różni kolejność następujących po sobie części. Czytelnik może zacząć lekturę od historii George lub Francesca. Czy któraś kolejność jest lepsza? Z pewnością łatwiej zacząć od opowieści współczesnej. Zapewnia ona przyjazne wprowadzenie do historii Francesca, a przy tym jest w wyższym stopniu samoistna. Z perspektywy osoby, która wylosowała drogę trudniejszą, odczuwam, że to ścieżka łatwiejsza powinna być uważana za domyślną, ze względu na ilość rozsianych w „Kamerze” wskazówek i zapowiedzi. Ale nie wiem przecież, i już się nie dowiem, jak to jest, wchodzić do świata George, nie znając opowieści Francesca.

Wypada podkreślić wpływ tłumacza, Jerzego Kozłowskiego, na przyjemność czytania książki Smith w naszym języku ojczystym. Jak już wspomniałem, część „Oczy” (renesansowa) to proza, która nagina zasady narracji, kompozycji czy interpunkcji. Trudności związane z przekładem wydają się zatem oczywiste. Ale i przy „Kamerze” Kozłowski musiał się napocić. Opowieść o George pełna jest gier słownych i wieloznaczności. Językowy ping-pong to dla głównej bohaterki – zakochanej w słownikach i słowotwórstwie – oraz innych postaci naturalny tryb komunikacji. Pani Rock jest jak skała, i rzuca na uczniów swój u-rock, „occhio brzmi jak oko”, „Schifanoia” to w ustach Henry’ego „syfna koja”. Helena stwierdza, natomiast, że wbrew pozorom matki George nie monitorowano, ale „minotaurowano”, co oczywiście współgra z mitologicznymi kontekstami sztuki Francesca. Przykłady można by dalej mnożyć, ale wynik będzie ten sam.

„Jak być jednym i drugim” lekką powieścią i karkołomnym wyzwaniem czytelniczym? Mamy odpowiedź. To książka pełna symetrii, odwróconych i zniekształconych odbić. A do tego z piękna fotografią Jean-Marie Périera na okładce. Dla kogo? Dla łowców wzruszeń, dla tych którzy zachodzą w głowę, czy podczas żałoby można się śmiać, i dla tych, którzy zastanawiają się, co może po nas pozostać.

Jacek Adamiec


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje