Kryminalny wehikuł czasu ? recenzja książki „Siódma ofiara” Aleksandry Marininy
Aleksandra Marinina „Siódma ofiara”, tłum. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona
Ocena: 7,5/10
„Siódma ofiara” to kolejna na naszym rynku powieść carycy rosyjskiego kryminału. I jakże różna od tego, co proponują nam inni, niezwykle dziś popularni przedstawiciele tego gatunku literackiego.
Mało kto dzisiaj pamięta, że książki Aleksandry Marininy są dostępne dla polskiego czytelnika od 2004 roku, kiedy to w tym samym czasie ukazał się „Ukradziony Sen” i „Męskie gry” z wydawnictwa W.A.B. z graficznym układem na okładce przypominającym wydawane od 2002 roku kryminały Henninga Mankella. Mankell stał się w Polsce gwiazdą pierwszej wielkości i wyznaczał kryminalne trendy, Marinina zaś zyskała grono wiernych czytelników, ale nie przemawiała do wyobraźni ówczesnych odbiorców równie mocno jak powieści z Kurtem Wallanderem. Może dlatego, że Anastazja Kamieńska, centralna postać powieściowego cyklu Marininy, nie ma podobnych emocjonalnych perturbacji co Wallander, nie mówiąc o bohaterach, którzy nadeszli później, jak Harry Hole z cyklu Jo Nesb? czy para Blomkvist i Salander z bestsellerów Stiega Larssona. W „Siódmej ofierze” Kamieńska zachowuje się niczym przykładny moskiewski mieszczanin, który bardziej niż z zagadką kryminalną, częściej bierze się za bary z rosyjską rzeczywistością końca dwudziestego wieku.
„Siódma ofiara” nie jest bynajmniej najnowszą książką Marininy, tylko kolejną z nadal wielu niewydanych powieści z rosyjską śledczą. Tutaj do pary mamy jeszcze drugą śledczą i zarazem pisarkę (czyżby alter ego Marininy?), Tatianę Obrazcową, która wraz z Anastazją będzie się zajmować sprawą serii powiązanych ze sobą morderstw. Fabuła toczy się w 1999 roku i tym samym mamy możliwość przeniesienia się w czasie o dwadzieścia lat z kawałkiem do Rosji, w której Władimir Putin dopiero się rozkręcał. Bohaterów „Siódmej ofiary” ? wśród nich wyróżnić możemy rodziny obydwu pań i innych funkcjonariuszy zaangażowanych w śledztwo ? bardziej niż praca pochłania codzienna rzeczywistość, w której prywatne banki oszukują ludzi na potęgę, powszechny jest alkoholizm, a wszyscy myślą, jak związać koniec z końcem. Na tle szarej rzeczywistości morderca z obsesją kultu śmierci wydaje się być zjawiskiem egzotycznym.
Zanim rozpocznie się powieść, dostajemy krótki wstęp, zatytułowany „Kryminał ze zjawami”, nie za bardzo wiadomo czyjego autorstwa, ponieważ o samej Marininie mówi się tutaj w trzeciej osobie. Autor wstępu najpierw odnosi się do ówczesnej teraźniejszości, gdzie rosła fala zainteresowania magią, okultyzmem, wszystkim, co niezwykłe, a związane z rychłym wejściem w trzecie tysiąclecie. Tym prądom uległ również kryminał, na polu którego twórcy urządzali postmodernistyczne gry, przenosząc fabułę w czasie bądź do nietypowej scenerii. Zjawisko zostało nazwane mianem kryminału mistycznego, często korzystającego z atrybutów różnych religii, z bohaterem owładniętym obsesjami wykraczającymi poza racjonale podejście do świata i życia. Tymczasem Marinina ucieka od tych trendów, a nawet z nimi w ciekawy sposób polemizuje, tworząc zabójcę, który swoje obsesyjne ambicje trzyma w karbach racjonalizmu, nie popełnia wymyślnych zbrodni, jedynie realizuje plan, będący jego pomysłem zarówno na życie, jak i śmierć. A zaczyna ów proces od nawiązania kontaktu za pomocą pośredników z obiema śledczymi podczas telewizyjnego show o kobietach niezwykłych profesji. Od tej chwili rozpoczyna się gra nie tyle z czasem, co z własnym strachem, który przynosi świadomość, że zabójca najprawdopodobniej planuje zamordować którąś z dwóch bohaterek.
Przez większą część książki kryminalna warstwa rozgrywa się niejako mimochodem, idąc w parze ze wstawkami z codzienności bohaterów, w której przez częstą obecność rosyjskich patronimików można się czasem zagubić. Wrażenie robi społeczno-rodzinne tło, które kreślone jest w pierwszoosobowych rozdziałach z punktu widzenia zarówno ofiar, samego zabójcy, jak i jego rodziny ogarniętej obsesją społecznego statusu. Dosyć często fabuła ucieka w przeróżne dygresje i dla wielbicieli współczesnych kryminałów spod znaku powiedzmy Harlana Cobena może być trudna do przejścia, zwłaszcza że czuć w niej tego swoistego, rosyjskiego ducha, który jak widać, nie odpuszcza również w literaturze gatunkowej. Ten kryminalny wehikuł czasu uświadamia nam, jak wiele zmieniło się w ciągu dwudziestu lat w sposobie pisania i w dynamice współczesnych kryminałów, które często nie pozwalają na rozleglejszą refleksję, tylko stawiają na ciągłą akcję i nieustanne targanie emocjami czytelnika.
Na wyższy bieg „Siódma ofiara” wchodzi dopiero w końcowej partii książki, a kiedy poznajemy motywy i cel mordercy, pozostawia w nas trudne do zatarcia wrażenie. Marinina stawia bowiem na pojedynek odmiennych życiowych postaw z odpowiednio podbudowaną filozofią, która każe nam rozważyć stanowiska i życiowe doświadczenia zabójcy, jego ofiar i tropiącej go Kamieńskiej. A najbardziej zastanawiające jest w tym wszystkim to, że na rosyjski kryminał największy wpływ ma przywołany w książce kultowy film Davida Finchera „Siedem”, w którym swoje szaleństwo zabójca również starał się ubrać w karby racjonalizmu. Jak każda filozofia czy każda ideologia promująca ekstremalne postawy to droga wielce kusząca i mamiąca swych wyznawców. Największą zasługą Marininy jest odarcie jej z atrakcyjnego blasku, przy udziale skazanej na ściganie ludzkich potworów i jednocześnie potrafiącej cieszyć się swą codziennością major Anastazji Kamieńskiej.
Tomasz Miecznikowski
TweetKategoria: recenzje