Kryminalny sen – recenzja komiksu „Alack Sinner tom 1: Wiek niewinności” Carlosa Sampayo i José Muñoza
Carlos Sampayo, José Muñoz „Alack Sinner tom 1: Wiek niewinności”, tłum. Katarzyna Skórska, wyd. W.A.B.
Ocena: 8 / 10
„Alack Sinner” Carlosa Sampayo i José Muñoza uznawany jest za klasyka komiksowego kryminału. A przy tym nie sposób mówić o tym dziele jako o klasycznym.
Klasyk to, jak wiemy, dzieło powszechnie uznane, swego rodzaju wzorzec dla danego gatunku. Tak też jest w przypadku niniejszego czarno-białego albumu, który imponuje już samą formą wydania. Jednocześnie ów fantasmagoryczny komiks łamie klasyczne zasady kryminału i idzie swoją własną, niejednokrotnie zadziwiającą drogą.
Polski wydawca wspomina, że „Alack Sinner” stanowił inspirację dla Franka Millera, twórcy „Sin City”, czy Eduarda Risso, rysownika „100 naboi”. Obydwa te tytuły również są uznawane za komiksową klasykę, i to znacznie bardziej rozpoznawalną, dlatego ich wielbiciele powinni z ciekawości sięgnąć po kryminał argentyńskich autorów, choćby po to, by przekonać się, jak graficzno-narracyjne patenty z „Alacka Sinnera” zostały wykorzystane przez nieco młodszych kolegów po piórze. Ale o tym za chwilę.
Otwierająca komiks opowieść pod tytułem „Rozmowy z Joe’em” to wprowadzenie w życiorys policjanta z Nowego Jorku, który z czasem stał się prywatnym detektywem. Dowiadujemy się co nieco o rodzinnych korzeniach Alacka, poznajemy okoliczności odejścia z policji, ale przede wszystkim czujemy się trochę nieswojo, obcując z kreską Muñoza, mającą wyraźną tendencję do groteski i w takim samym stopniu rozciągającą twarze poszczególnych postaci, jak i rzeczywistość wokół nich. To dziwny, nieprzyjazny, ale też na swój sposób fascynujący świat przedstawiony, który najprawdopodobniej odpowiada sposobowi na (i doświadczonego przez) życie Alacka Sinnera.
Zaczyna się zatem od mocnego formalnie uderzenia, by za chwilę powściągnąć nieco te twórcze zapędy i dać nam pierwsze opowieści leżące najbliżej klasycznych wzorców kryminalnych. Sygnalizują to choćby typowo brzmiące tytuły, „Sprawa Webstera” oraz „Sprawa Fillmore”, a także inna maniera graficzna – rzeczywistość jakby nagle odzyskała swój realistyczny sznyt, co widać także w fizjonomii bohatera. Jakby on sam chciał, żeby praca w roli prywatnego detektywa była normalna i przyziemna – choć same sprawy, którymi Sinner się zajmuje, wcale nie chcą takie być.
To formalne siłowanie – czyli powrót do klasycznych elementów kryminału wraz z pragnieniem rozsadzenia ich od środka – z planszy na planszę, z opowieści na opowieść jest coraz bardziej intrygujące. Jakby twórcy chcieli pokazać czytelnikowi, że reguły gatunku są po to, żeby je łamać. Dlatego też mamy tu do czynienia z poetyką nadmiaru w warstwie graficznej, dlatego narracja zaczyna rozłazić się w szwach, dlatego widzimy, z czego czerpał później Frank Miller w „Sin City”, u którego historia w nowatorski sposób łączyła się z tym, co przedstawiały kadry. Amerykanin skupiał się jednak na tym, co dzieje się w centrum opowieści, zaś Sampayo i Muñoz niejednokrotnie od tego uciekają, pokazując sceny z życia miasta w ogóle niedotyczące przygód Alacka Sinnera, można powiedzieć: ułamki innych opowieści. Od razu przypominają się sposoby kadrowania i inne formalne zabiegi, które Eduardo Risso zastosował w „100 nabojach”, łącząc dymki dialogowe głównej fabuły z niepowiązanymi fabularnie scenami spoza zakresu widzenia bohaterów.
Im bliżej jesteśmy końca „Alacka Sinnera”, tym bardziej rośnie w nas przekonanie, że mamy do czynienia z rodzajem koszmaru, jakiejś fantasmagorii, życiowej maligny, w której pogrążony jest główny bohater. Wcześniej na jednym kadrze miga nam okładka „Głębokiego snu” Raymonda Chandlera i tak właśnie zaczynamy odbierać tę kryminalną opowieść – jako niekończący się kryminalny sen, w którym na naszych oczach rozpada się osobowość i świat Alacka Sinnera.
Z czasem komiks staje się wymagającą lekturą, poszarpaną, jakby poskładaną ze skrawków podświadomości, wspomnień i aktualnych odczuć detektywa (który w pewnym momencie przestaje być również detektywem). Tak to się toczy bez żadnej taryfy ulgowej aż do końca, do ostatniego, groteskowego kadru, który pozostawia czytelnika bez żadnej konkretnej konkluzji. Pamiętajmy, że to jednak tom z numerem jeden na okładce i być może w kolejnej odsłonie tendencja się zmieni i twórcy znajdą miejsce na oczekiwaną przez czytelnika puentę. Na razie jednak mamy do czynienia z czymś na kształt kryminalnego tripu, który może i jest obezwładniający, ale jednocześnie ma w sobie coś orzeźwiającego. Dla tych, którzy szukają w gatunku kryminału nowych ścieżek i wyjścia daleko poza schematy lub intrygującej z nimi zabawy, „Alack Sinner” to lektura jak znalazł. Mroczna i niejednoznaczna, niczym koszmar, z którego nie sposób się wyrwać.
Tomasz Miecznikowski
Kategoria: recenzje