Koszmar niepamięci – recenzja książki „Czeluść” Anny Kańtoch

21 lutego 2025

Anna Kańtoch „Czeluść”, wyd. Powergraph
Ocena: 8,5 / 10

Zaczyna się od ulotnych myśli. Później znikają pojedyncze sceny, a za nimi całe sekwencje zdarzeń. W końcu następuje całkowita dezorientacja. W swojej najnowszej powieści Anna Kańtoch udowadnia, że największy horror jest wtedy, gdy tracimy samych siebie.

Z taką sytuacją musi zmierzyć się bohaterka „Czeluści”, Agnieszka. Trapiona sięgającą nastoletnich lat traumą, mieszkająca samotnie na wsi seniorka na przestrzeni dekad robiła wszystko, by wymazać wspomnienia wydarzeń, które odmieniły życia jej samej i jej przyjaciół. Teraz jednak po raz pierwszy czuje, że nad zacierającymi się w pamięci obrazami nie ma żadnej kontroli. Ostatni bastion własnego ja i fundament tożsamości Agnieszki zaczyna się chwiać, gdy w życiu bohaterki pojawia się ktoś, kto w przeszłości kobiety upatruje rozwiązania sekretów sprzed lat. Próbując odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się pewnej feralnej czerwcowej nocy w kamieniołomie, Agnieszka uświadomi sobie, że nie zawsze to, co pamiętamy, jest prawdą. A rozwikłanie zagadek własnego umysłu wcale nie musi przynieść ukojenia.

„Czeluść” to książka, którą na księgarskiej półce łatwo przeoczyć już tylko ze względu na rozmiary. Niespełna 190-stronicowy tomik sugeruje zwartą historię, która niekoniecznie kluczy między wątkami, a raczej skupia się na konkretnym pomyśle. Tak też w istocie jest – opowieść Kańtoch podporządkowana została jednemu celowi: stworzeniu fabularnej układanki, w której każdy element może decydować o czytelniczej interpretacji. Da się to zauważyć właściwie już od pierwszych stron, gdy w ekspresowym wprowadzeniu autorka uchyla rąbka tajemnicy – na tyle, by odbiorca potraktował to jako swego rodzaju zaproszenie do zabawy w poszukiwanie kolejnych poszlak. Tym samym wywołuje natychmiastowe wyostrzenie zmysłów na każdy, nawet na pierwszy rzut oka zbędny detal.

Rzeczą podstawową i najważniejszą w budowaniu fabularnej łamigłówki „Czeluści” jest brak zaufania – zwłaszcza wobec postrzegania rzeczywistości przez samą bohaterkę. Im dalej w historię, tym częściej będziemy łapać się na tym, że nawet w pozornie błahych scenach możemy poddawać w wątpliwość to, co zostało nam przedstawione. Narastające poczucie odrealnienia i zagubienia w wymykającym się logice ciągu wydarzeń to też doskonały grunt, na którym można sięgnąć po elementy rodem z paranormalnego horroru. Tajemniczy goście na zamkniętym na klucz poddaszu, niewytłumaczalne zniknięcia i telefony od zmarłych – granica między snem a jawą staje się w „Czeluści” niebywale ulotna, a Kańtoch wprawnie wykorzystuje to, by nie tylko przydać całości atmosfery grozy, ale i zasiać kolejne wątpliwości podczas prób odgadnięcia sekretu sprzed lat.

Tym jednak, co w „Czeluści” przeraża najmocniej, jest niebywale precyzyjne oddanie dezorientacji i koszmaru stopniowego zatracenia przez bohaterkę samej siebie. Zgroza wynikająca z nagłego znalezieniu się w miejscu, którego nie rozpoznajemy, czy w środku czynności, których znaczenia nie potrafimy pojąć, jest dojmująca tym bardziej, że dotyka sfery dla każdego z nas najintymniejszej – takiej, o której zwykło się mówić jako tym, czego nie można nam odebrać, nawet jeśli stracimy wszystko inne.

Treść zawarta przez Kańtoch w tej stosunkowo niewielkiej książeczce, bez niepotrzebnego pompowania liczby stron, budzi szacunek – tym większy, że „Czeluść” równie dobrze funkcjonuje na kilku uzupełniających się poziomach. Studium ludzkiego dramatu, thriller pełen czającej się tuż poza zasięgiem wzroku grozy czy też opowieść o tym, jak popełnione błędy naznaczają na całe życie, determinując kolejne wybory – wszystko to czeka na nas, jeśli tylko wraz z Agnieszką zdecydujemy się zmierzyć z koszmarem niepamięci.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje