Klucze do koszmaru – recenzja komiksu „Locke & Key tom 1: Witamy w Lovecraft” Joego Hilla i Gabriela Rodrigueza

12 października 2016

locke-key-1Joe Hill, Gabriel Rodriguez „Locke & Key tom 1: Witamy w Lovecraft”, wyd. Taurus Media
Ocena: 8 /10

Czasami boimy się najmniejszych rzeczy. Niepokoi nas donośne echo, zwykły cień, zagadkowe pohukiwanie… Ale groza potrafi przybierać również bardzo realne kształty. I tak też jest w „Locke&Key: Witamy w Lovecraft”, komiksie, w którym nie brakuje dowodów na to, iż dziecięce traumy mogą dać początek prawdziwemu koszmarowi.

Joe Hill, autor scenariusza, uznał, że w tej historii czekać będzie na czytelnika, podobnie jak i na bohaterów komiksu, wiele pytań i wątpliwości. Bo Keyhouse, starodawna rezydencja w Nowej Anglii, do której po wstrząsającej tragedii wprowadza się rodzina Locke, to miejsce skrywające tajemnice. Nadnaturalna aura jest jednak wyczuwalna przede wszystkim dla trójki rodzeństwa – gniewnego Tylera, początkowo buntowniczej Kinsey, a szczególnie dla najmłodszego z nich, wrażliwego Bode’a.

Nie myślcie tylko czasem, że młodociani bohaterowie, de facto najważniejsi dla całego komiksu, są zwiastunem sielankowej atmosfery. Bynajmniej. Każde z nich zmaga się z własnymi demonami. Zarówno tymi metaforycznymi – choćby traumą po śmierci ojca – jak i najzupełniej realnym zagrożeniem – przedstawicielem nadnaturalnego porządku. Wydaje się zresztą, że tak naprawdę Keyhouse należy do istoty, która wykorzystując ludzkie słabości, chce odnaleźć tajemnicze klucze do różnych pomieszczeń rezydencji. Po co? Czas pokaże.

locke-key-1-rys1

Hill wykazał się wielkimi umiejętnościami, jeśli chodzi o wykorzystywanie konwencji klasycznej grozy, która w pierwszym albumie „Locke&Key” daje się poznać na kilku poziomach czytelniczego doświadczenia. Każdy z nich wypada równie interesująco. Bo znajdziemy tu horror codzienności, strach przed utratą kogoś bliskiego, zwłaszcza że rodzina Locke jest na celowniku psychopaty – swoją drogą fascynującej, tragicznej postaci – ale także obawę przed tym, co nieznane. Z jednej więc strony otrzymujemy psychologiczny dramat, z drugiej – rasowy horror.

Historia, w której nie brakuje przemocy, bezkompromisowych rozwiązań fabularnych, swoją nieprawdopodobną sugestywność zawdzięcza jednak przede wszystkim aurze niepewności. Nikt jeszcze nie wie, co znajduje się za kolejnymi drzwiami, choć można domniemywać, że klucze prowadzą do koszmaru. Syn Stephena Kinga zadbał również o to, żeby każdy z bohaterów miał swój własny mikroświat. Postacie mówią co innego, myślą co innego, boją się, trwożą, ulegają gniewowi, a my, karmieni ciekawością, chcemy ich zrozumieć. Choć odrobinkę.

locke-key-1-rys2

Zaproszenie do Lovecrafta jest też atrakcyjne ze względu na warstwę graficzną. Obserwujemy zatem grę cieni, nerwową wymianę spojrzeń czy niesamowitość, która najlepiej uobecnia się pod postacią tajemniczej dziewczynki, zwiastuna niepokoju. Gabriel Rodriguez, odpowiedzialny za rysunki, ma zresztą doskonały zmysł do kadrowania scen tej koszmarnej rzeczywistości. Potrafi zawiesić akcję, wnieść w poszczególne kadry emocjonalną intensywność, stosując nieco karykaturalną kreskę, która budzi niepokój, ale przede wszystkim fascynację.

King junior i Rodriguez zaserwowali nam diabelnie interesującą historię. Bo stara posiadłość położona w Nowej Anglii to siedlisko zła, które skrywa wiele zagadek nie z tego świata, ale jest również miejscem swoistej terapii… Komiksem „Witamy w Lovecraft” twórcy sami zapraszają do ich poznania. Czy warto? Bez wątpienia. Choć trzeba być przygotowanym na wstrząsy.

Marcin Waincetel

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje