Kaczki, do dzieła! ? recenzja komiksu „Kaczogród. O kawałek sznurka i inne historie z roku 1956” Carla Barksa
Carl Barks „Kaczogród. O kawałek sznurka i inne historie z roku 1956”, tłum. Jacek Drewnowski, Marcin Mortka, wyd. Egmont
Ocena: 7 / 10
Któż z nas nie pamięta niezwykle popularnej w latach dziewięćdziesiątych kreskówki „Kacze opowieści”, w umiejętny sposób łączącej ze sobą Kino Nowej Przygody, opowieść awanturniczą, tanią sensację z całym dobrodziejstwem uniwersum sygnowanego marką Kaczor Donald. Pierwsze skrzypce w owej animacji odgrywał pazerny Sknerus McKwacz oraz siostrzeńcy Donalda (Hyzio, Dyzio i Zyzio), czyli jedne z najważniejszych postaci kaczego świata. Pomysłodawcą tych bohaterów był legendarny twórca komiksowy Carl Barks. Egmont Polska funduje nam nie lada gratkę w postaci wczesnych prac amerykańskiego artysty. Piąty tom serii „Kaczogród” ukazuje komiksy Barksa z 1956 roku, a w tytułowej historii po raz pierwszy pojawia się nikczemny Granit Forsant. Ku przygodzie.
Carla Banksa można śmiało postawić obok takich tuzów sztuki komiksowej, jak Will Eisner, Stan Lee czy Charles M. Schulz. To pomysłowy artysta, który na dobre zrewolucjonizował całą branżę, serwując nam gros uwielbianych antropomorficznych postaci i zabawnych historyjek. W końcu sam Eisner nazwał go „Andersenem komiksu”. Ojciec Sknerusa tworzył opowieści obrazkowe na przestrzeni (bagatela) sześćdziesięciu lat ? debiut artysty datowany jest na 1938 rok. Barks wymyślił nie tylko Sknerusa, energicznych siostrzeńców Donalda czy Granita, ale również Diodaka, Gogusia, braci Be czy samą kaczą metropolię, Kaczogród. Amerykański rysownik może poszczycić się dorobkiem, na który składa się przeszło półtora tysiąca zabawnych prac (często jednostronicowych historyjek) z udziałem owych postaci. Jego kreskówkowym stylem posługiwali się kolejni ilustratorzy disnejowskich opowieści, przede wszystkim twórca wielokrotnie nagradzanej epopei „Życie i czasy Sknerusa McKwacza”, Don Rosa.
Powyższy album otwiera tytułowa historia („O kawałek sznurka”), w której pewne wejście na scenę zalicza chytry i przebiegły multimiliarder, Granit Forsant. Sknerus od wielu lat uchodził za najbogatszego kaczora i w takim mniemaniu żył przez długi czas. Tym większe jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że do tego samego miana aspiruje mieszkający w afrykańskim kraju Szkot, niejaki Granit Forsant. McKwacz w asyście Donalda i siostrzeńców udaje się do jego posiadłości, aby rozwiać wątpliwości. O zwycięstwie zadecydują duże kłębki sznurka, gdyż majątek obu przedsiębiorców jest niemal równy. Zaciekli przeciwnicy rozpoczynają wyścig o zaszczytny tytuł, a Granit zastosuje niejeden fortel i oszustwo, aby pokonać McKwacza. Niniejsza opowieść jest niezwykle zabawna, przewrotna, pełna zaskakujących twistów, a nade wszystko wciągająca.
Z pozostałych historyjek zebranych w albumie na szczególną uwagę zasługuje pięć. W „Co przyniesie wiatr” McKwacz podejmuje zaskakującą decyzję, a mianowicie powierza Donaldowi i Gogusi prowadzenie własnego interesu. Chce w ten sposób sprawdzić, który z nich lepiej sobie poradzi z tym trudnym zadaniem. Oczywiście całość zostaje zaprezentowana w sposób humorystyczny i satyryczny. „Korona Czyngis-Chana” to typowa opowieść przygoda, skoncentrowana na wspólnym poszukiwaniu przez piątkę kaczorów ukrytego skarbu. Bardzo dobrze wypada także komiks „Powrót do przeszłości”, w którym Donald i McKwacz zostają zahipnotyzowani i postanawiają odnaleźć piracki skarb, a także zabawna historyjka „Hamulec postępu”, w której przedstawiono desperackie próby poczynione przez Sknerusa w celu ukrycia skarbca przed urzędnikami miejskimi. Natomiast w „Ruszyła maszyna po szynach” obserwujemy działania pomysłowych siostrzeńców, którzy wydają się jedynym ratunkiem przed katastrofą pociągu. Opowieść ta pokazuje, że Barks jest niezwykle oryginalnym scenarzystą.
Cieszą samodzielne perypetie ekscentrycznego wynalazcy Diodaka i debiut skonstruowanego przez niego robota Wolframika, slapstickowe gagi z udziałem gapowatego Donalda, a także rozsądne działania młodych skautów ? Hyzia, Dyzia i Zyzia. Dodajmy do tego prostą, przykuwającą oko kreskę Barksa, charakterystyczny wygląd poszczególnych postaci, wykonane akwarelami plansze ukazujące bohaterów oraz perfekcyjne wydanie i żywą kolorystykę, a otrzymamy uniwersalne opowieści rysunkowe sprzed ponad sześćdziesięciu lat, które ani trochę się nie zestarzały.
Mirosław Skrzydło
TweetKategoria: recenzje